Wróciwszy do domu zastałam (T.I) tracącą przytomność. Dziewczyna była na wpół zsunięta z krzesła. Na szczęście zdążyłam ją podtrzymać choć nie było to łatwe. Gdy dziewczyna odzyskała przytomność podałam jej wodę, potem zaprowadziłam ją do salonu, gdzie położyła sie na sofie. Cały ten czas czekałam na jakieś wyjaśnienia jednak dziewczyna nie odezwała sie słowem. Miałam tego dość, musiałam wiedzieć na czym stoimy.
E: Jeśli myślisz, ze przemilczymy ten temat to sie grubo mylisz.- dziewczyna jedynie spojrzała na mnie. Nie odezwała sie, była jakby nieobecna.
E: Posłuchaj. Mam dla ciebie propozycje. Albo wyjaśnisz mi co tu zaszło, albo zadzwonię do Harrego i powiem mu o wszystkim.
(T.I): Zakręciło mi sie w głowie.- odparła jak gdyby nigdy nic.
E: To wszystko?
(T.I): A czego sie spodziewałaś?- zapytała zdziwiona.
E: Prawdy?
(T.I): Przecież powiedziałam, że zakręciło mi sie w głowie.
E: Ale to nie wszystko. Przecież wiem, ze coś ukrywasz. Widzę, ze bolą cie plecy i nogi, nie masz siły chodzić.. Schudłaś.. Powiedz co sie dzieje?- (T.I) wpatrywała sie we mnie, jakby z nie dowierzaniem. Po pewnym czasie powiedziała.
(T.I): Nie czuję sie najlepiej. Masz racje, ale to wszystko minie. Wszystko wkrótce wróci do normy.
E: Dlaczego nie czujesz sie najlepiej? Leki nie działają?
(T.I): Działają, ale powinnam iść na kontrolę lekarska.
E: Nareszcie mówisz rozsądnie. Jutro idę do pracy na 11.00, wiec powinnyśmy zdążyć z samego rana iść do twojego ginekologa.- uśmiechnęłam sie do niej.
(T.I): To dobrze.- odpowiedziała, potem dziewczyna stwierdziła, że będzie oglądać telewizję. Ja zaś poszłam sie wykąpać. Leżąc na łóżku rozmawiałam z Lousiem, nagle usłyszałam głos (T.I). Pożegnałam sie z Lou i zbiegłam na dół. Zobaczyłam (T.I) stojącą przy schodach. Dziewczyna opierała sie o ścianę.
(T.I): Pomożesz mi wejść na górę. Strasznie bolą mnie plecy i nogi. Nie wiem czy dam radę sama.- zapytała, a w jej oczach było upokorzenie?
E: Jasne.- odparłam i wzięłam ją po rękę. Brunetka z jednej strony trzymała sie barierki, z drugiej pomagałam jej ja. Powoli przemieszczałyśmy sie ku górze. Będąc przy sypialni (T.I) dziewczyna podziękowała mi i sekundę później zniknęła za drzwiami pokoju. To co sie z nią dzieje nie jest dobre. A najgorsze jest to, ze ona zbywa mnie zdawkowymi pytaniami. Może zbytnio ja kontrolowałam i teraz straciła do mnie zaufanie. Z drugiej strony niby powiedziała mi co jej jest, ale ja wiem, ze nadal cos ukrywa. A może tylko mi sie wydaje. W końcu, gdyby coś ukrywała nie przyznałaby sie do omdlenia. Nie chciałaby iść do lekarza. Chyba trochę przesadzam. Z resztą czytałam gdzieś, ze takie problemy jak ból pleców i nóg zdarzają sie w 9 miesiącu ciąży. Chyba zbytnio histeryzuje..
Następnego dnia wstałam o 8.00. Wyszykowałam sie i zeszłam na dół. Jak sie okazało (T.I) była już na nogach. Zastałam ja siedzącą w kuchni. Dziewczyna połykała właśnie lekarstwa.
E: Hej. Jak sie czujesz?- zapytałam nalewając do kubka kawy z ekspresu.
(T.I): Nieco lepiej niż wczoraj, ale nadal jest mi trudno chodzić.
E: Nie martw sie. Pomogę ci.- odparłam z uśmiechem zajmując miejsce naprzeciwko (T.I).
E: W nocy chyba dobrze spałaś, prawda?
(T.I): Dziecko kopało, ale jakoś to wytrzymuję.
E: Zapisałaś sie do lekarza?
(T.I): Tak. Wizytę ma o 09.30
E: To powinnyśmy sie zbierać.
(T.I): Spokojnie, mamy jeszcze godzinę.
E: Racja.- odparłam, a potem rozmawiałyśmy o chłopcach. Nim sie obejrzałyśmy, a musiałyśmy wychodzić z domu, by zdążyć na wizytę u ginekologa. Po trzydziestominutowej jeździe byłyśmy na miejscu. Byłyśmy tam pięć minut przed czasem, wiec musiałyśmy chwilę poczekać. Wszedłszy do gabinetu, doktor Woods przywitał nas pięknym uśmiechem. Następnie zajęłyśmy miejsce naprzeciwko niego.
G: Cieszę sie, ze wyszła pani ze szpitala.
(T.I): Tak ja też. Przyszłam dziś na wizytę kontrolną.
G: Wiec proszę położyć cie na kozetce.- (T.I) wykonała jego polecenie i chwilę później widzieliśmy już małe Haziątko na ekranie. Jego serce pracowało miarowo, wyraźnie było widać już kończyny.
G: Dziś już ze stuprocentową pewnością można określi płeć dziecka.
(T.I): Proszę mi nie mówić! Wie pan, ze chcemy mieć niespodziankę.- zaśmiała sie (T.I).
G: Tak wiem. Dziecko powoli układa sie głową do dołu. To bardzo dobrze. To znak, ze jest w dobrym stanie. Dobrze. Proszę wytrzeć brzuch, teraz zbadam panią.- brunetka zrobiła to o co poprosił ja doktor.
G: A teraz proszę głęboko oddychać.- klatka piersiowa dziewczyny unosiła sie miarowo, następnie doktor zbadał pracę jej serca, po czym powiedział.
G: Wszystko jest w jak najlepszy porządku. Chciałbym jeszcze wiedzieć czy przyjmuje pani leki otrzymane w szpitalu?
(T.I): Tak.
G: Wypiszę je pani, na wypadek, gdyby sie skończyły. A i proszę teraz sie oszczędzać. Najlepiej leżeć w łóżku. Opuchliznę ciała zimniejszy nieco lek Opustop.
(T.I): Dziękuje panie doktorze. Będzie pan przy moim porodzie?
G: Naturalnie.- odparł z uśmiechem.
(T.I): Jeszcze raz dziękuje. Do widzenia.
G: Do widzenia- odrzekł ginekolog, po czym opuściłyśmy klinikę. Wsiadłszy do samochodu zapytałam lekko zirytowana.
E: Dlaczego nie powiedziałaś mu, że kręci ci sie w głowie.
(T.I): Och.. Nie mówiłam nic teraz, bo gdy rozmawiałam z doktorem Woodsem rano zapisując sie na wizytę, dowiedziałam sie, ze to pewnie dlatego, że dość szybko zeszłam po schodach. Doktor powiedział, ze powinnam nieco zwolnić obroty. Teraz muszę sie oszczędzać.- odparła całkiem spokojna, a ja jeszcze chwilę temu byłam gotowa znów na nią krzyczeć.
E: Rozumiem.
(T.I): Ej!-krzyknęła nagle.
E: Co?
(T.I): Podwieź mnie do rodziców. Muszę z nimi porozmawiać. Dawno sie nie widzieliśmy.- skinęłam jedynie głową i zmieniłam kierunek jazdy. Po 45 minutach wysadziłam (T.I) pod domem rodziców, a sama pojechałam do pracy. Teraz uważam, ze niepotrzebnie panikowałam. (T.I) jest rozsądna, a ja zachowuję sie jak jakaś histeryczka. Przecież ona wie co jest dla niej dobre. Wie jakie trudności mogą towarzyszyć ciąży. W końcu przeczytała tyle książek. Niepotrzebnie panikuję. Dobrze, ze nie zadzwoniłam do Harrego.
*(T.I) 5 maja*
Nienawidzę tego stanu, gdy wszystko jest takie nijakie. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nie mam na nic ochoty, a nie robienie nic mnie wkurza. W środku mam się taki chaos, a określam sie go mianem pustki. "Wszystko to nic, a nic to wszystko". Tak można nazwać ten cholerny stan. Znasz to uczucie? Patrzysz w lustro, łzy spływają w ciszy po twoich policzkach, myślisz: "Mam dość. Nie wyrabiam. Odpadam".
Ja znam je doskonale, bo towarzyszy mi ono od kilku dni. Normalnie w takich chwilach starałam sie zapomnieć o uczuciach. Starałam sie nauczyć sie żyć na nowo, otwierać sie na nowe wyzywania i wierzyć, że będzie lepiej. Teraz jest inaczej. Teraz wiem, że nie będzie lepiej. Nie wiem co mam robić. Jak sie zachowywać. Mój plan legł w gruzach. Wszystko w co wierzyłam rozpadło sie. No tak.. Przecież nie wiesz kiedy to sie stało i jak do tego doszło. Spokojnie. Zaraz sie dowiesz.
Na początku powinieneś wiedzieć, że wszystko zaczęło sie w połowie kwietnia, gdy trafiłam do szpitala. Wtedy dowiedziałam się, że mogę umrzeć. Jednak nie przejęłam sie tym. Wiedziałam, że jeśli sie uprę i będę silna, wytrzymam wszystko. Miałam nadzieje, że nasza miłość będzie wystarczająco silna, by podtrzymać mnie przy życiu. Cóż.. Rzeczywistość nie wygląda tak różowo. Zaraz po tym, gdy odmówiłam przyjmowania leków czułam sie dobrze. Mój organizm był na tyle "zdrowy", że konflikt serologiczny nie dawał o sobie znać. Wszystko zmieniło sie, gdy upłynął tydzień. Po tym czasie zaczęłam słabnąć. Początkowo miałam jedynie lekkie zawroty głowy. Potem dołączył do tego ból nóg i pleców. Później moją codziennością stało sie uczucie senności i bezwładności. Jednak mimo tego wiedziałam, że wszystko sie ułoży. Starałam sie to wszystko przed wami ukryć i na początku rzeczywiście mi sie to udawało. Była tylko jedna rzecz, której nie mogłam zatuszować. Chudłam. Chudłam szybko i nie kontrolowanie. Chciałam nad tym zapanować i po części mi sie udało, ale wtedy pojawiły sie wymioty. W tym czasie Eleanor zauważyła, że dzieje sie ze mną coś naprawdę złego. Wiedziałam jednak, że muszę udawać, że wszystko jest w porządku. Nie chciałam jej obarczać swoimi problemami. Nie przed ślubem, który odbędzie sie lada moment. Ona wcale nie musiała sie mną zajmować, ale wiem, że za cel postawiła sobie czuwanie nade mną. To jakby jej misja. Szkoda tylko, że jest z góry skazana na nie powodzenie. W każdym bądź razie chciałam dodać jej otuchy i pokazać jej, że znakomicie "wykonuje powierzone jej zadanie". Na początku naprawdę mi sie to udawało. I wszystko było dobrze, dopóki nie straciłam przytomności. El od razu zainterweniowała. Choć nie skończyło sie to źle, Calder zmusiła mnie żebym wyjaśniła jej wszystko. Wiedziałam, że tym razem nie wymigam sie. Nie miałam więc wyboru i powiedziałam jej prawie wszystko, pomijając szczególik mówiący o tym, że na własne życzenie przestałam sie leczyć. Uznałam, że wersja "lekarze nie mogą mi pomóc", będzie bardziej odpowiednia. Właściwie nawet nie minęłam sie z prawdą. Tak czy inaczej od tamtej pory El wiedziała o wszystkim. Jednak to ja nie pozwoliłam jej was o tym powiadomić. Eleanor pomagała mi. Wzięła urlop w pracy i na uczelni. Była ze mną cały czas, bo w końcu doszło do tego, że ledwo stawałam na nogach. Eleanor była cudowna. Wiedziałam, że mogę na nią liczyć. Nie tylko ona okazała mi pomoc. Moi rodzice również stali sie stałymi gośćmi w naszym domu. Choć nie byli ze mną 24 godziny na 7 dni w tygodniu, pomagali mi.
Kiedyś leżąc cały dzień przykuta do łóżka, zrozumiałam, że muszę uporządkować sprawy na uczelni. Kolejnego dnia zaś czułam sie trochę lepiej, więc poprosiłam rodziców, by zabrali mnie na uniwersytet. Na szkolnym dziedzińcu napotkałam przerażone spojrzenia moich znajomych. Kilkoro z nich podeszło do mnie i rozmawiało chwilę, jednak wiedziałam, że tak naprawdę żegnają sie ze mną. Gdy w końcu dotarłam do dziekana rozmawiałam z nim długo, po czym zabrałam swoje papiery ze szkoły. Wróciwszy do domu, rodzice zaprowadzili mnie na górę. Kazałam im wyjść. Chciałam być sama. Gdy wiedziałam już, że są na dole rozpłakałam sie. Łzy długo ciekły strumieniami z moich oczu. Miałam być silna. Miałam wszystko kontrolować, a nad niczym już nie panuję. Bardzo żałowałam tego, że nie ukończę studiów. W końcu uspokoiwszy sie zeszłam powoli na dół. Będąc jeszcze na górze zrozumiałam, że właśnie teraz muszę pokazać innym, że sie nie poddaje, że chce żyć. Oznajmiłam El i rodzicom, że wszystko wróci do normy. Tak też było prze trzy dni. Pierwszego dnia, starałam sie jak najwięcej czynności zrobić sama. Drugiego dnia czułam sie nieco lepiej i wiedziałam, że jestem w stanie chodzić sama. Trzeciego dnia z rana czułam sie doskonale. Przez moment przemknęła mi przez głowę myśl, że to zbyt piękne żeby mogło być prawdziwe i chyba wykrakałam nieszczęście. Po południowej drzemce obudziłam sie całkowicie bezsilna. Nie wiedziałam o tym jednak do momentu, w którym wstała, a sekundę później upadła. Szczęśliwy los jednak chciał, żebym opadła na miękką sofę. Do wieczora siedziałam na niej i z "uśmiechem" wpatrywałam sie w telewizor. W końcu El pomogła mi sie wykąpać. W czasie gdy dziewczyna przygotowywała wodę, ja z przerażeniem spoglądałam w lustro. Długo przyglądałam sie osobie, którą w nim widziałam. To nie byłam ja. Ja tak nie wyglądam- powtarzałam w myślach. Patrzyłam na kogoś, komu można było policzyć wszystkie kości. Dosłownie każda z nich wystawała nadając mi wygląd żywego szkieleta. Moja skóra była blada, pozbawiona blasku i jędrności. Włosy miałam przetłuszczone, kruche i przesuszone. To nie byłam ja. Gdy weszłam już do wanny, Eleanor na sekundę opuściła łazienkę. Jej nieobecność przedłużała sie, a ja postanowiłam umyć włosy. Zmoczyłam je, następnie nałożyłam na nie szampon, z którego szybko wytworzyła się piana, po czym spłukiwałam je. Pochylając głowę do przodu w pewnym momencie poczułam, że brakuje mi tchu. Nim sie spostrzegłam straciłam przytomność. Ocuciła mnie przerażona El. Chwilę potem pomogła mi wyjść z wanny. I tak oto dotarliśmy do momentu, gdy leżę na łóżku w sypialni i zastanawiam sie jak ci wszystko wyjaśnić- myślałaś.
Teraz nawet nie wiesz czy jest ci lepiej czy po prostu nie czujesz bólu. O nie. Nie jest ci lepiej i nic nie wskazuje na poprawę. Pierwszy raz od wyjścia ze szpitala dopuściłaś do siebie myśl, że naprawdę możesz nie przeżyć do porodu.
*Harry 5 maja*
Przygotowania do koncertu w San Francisco trwają. Wszyscy dokładnie wykonują swoje zadania. W końcu do rozpoczęcia show zostały 3 godziny. Właśnie szedłem do Lou, żeby mnie uczesała, gdy zadzwonił mój telefon. Na ekranie iPhone wyświetliło sie zdjęcie Eleanor. Dlaczego ona dzwoni do mnie w środku londyńskiej nocy?
H: Słucham?
E: Hej.. Masz chwilę?- zapytał niepewnie.
H: Jasne. Co sie dzieje?
E: Harry.. Ja.. Cholera.. Obiecałam jej, że o niczym ci nie powiem, ale to wszystko zaszło już za daleko.- mówiła bliska płaczu.
H: Eleanor uspokój się. O czym ty mówisz?
E: (T.I).. Ona jest bardzo słaba. Ja myślałam, że wszystko sie ułoży, ale jest coraz gorzej. Ona sie ledwo trzyma. Harry musisz przyjechać.
H: Ale co stało sie dokładnie?
E: Ona.. Po prostu wracaj do domu.- powiedziała i chyba sie rozłączyła.
H: Eleanor! Co sie stało? Eleanor jesteś tam?!- nie odpowiedziała, w słuchawce słychać było jedynie sygnał przerwanego połączenia. Nie czekając ani chwili rzuciłem sie biegiem do wyjścia. Nagle zderzyłem sie z czymś twardym.
Z: Cholera! Harry uważaj jak chodzisz!- usłyszałem zirytowanego mulata, a chwilę później minąłem go i ruszyłem dalej. Właśnie wychodziłem na dwór, gdy dobiegł mnie głos Lou.
Lu: Haroldzie Edwardzie Styles, gdzie ty się wybierasz?- odwróciłem sie i zobaczyłem kobietę podpierającą sie pod boki. W jednej z rąk trzymała suszarkę. Jej spojrzenie było surowe i wyczekujące.
Lu: Marsz na fotel.
H: Lou. Nie teraz. Jestem.. Muszę coś zrobić.- odparłem i ruszyłem przed siebie. Słyszałem za sobą jej krzyki, ale nie powstrzymały mnie one przed dotarcie do wypożyczonego kabrioletu. Chwilę później ochroniarz otworzył mi bramę i wyjechałam na główną ulicę. A właściwie miałem taki zamiar. Fanki otoczyły mnie z każdej strony i bałem sie, ze nie dam rady wyjechać w końcu jednak znalazłem sie na wspomnianej wcześniej drodze. W kilka minut dojechałem po hotel. Zapewne złamałem wiele przepisów, ale w tym momencie zupełnie mnie to nie obchodziło. Najważniejsze było to, żeby jak najszybciej opuścić San Francisco. W pokoju hotelowym szybko zgarnąłem walizkę ze swoimi rzeczami i dokumenty. Następnie zamówiłem taksówkę i pojechałem na lotnisko. Będąc na miejscu szybko udałem sie do recepcji i kupiłem bilet na samolot o 01.00. Postanowiłem również, że wrócę na koncert. Gdy wbiegłem za kulisy, napotkałem rozgniewane spojrzenia chłopców, stylistek i innych osób zajmujących sie strona techniczną koncertu. Zapewne myśleli, że znów coś mi odpieprzyło.. Nie pora sie tym jednak martwić. Zająłem swoje miejsce, gość od dźwięku podał mi moje słuchawki i kilka sekund później wyszliśmy na scenę. Pierwsza piosenka to "Midnight Memories" i pierwszy raz w rzuci pożałowałem, że śpiewam w niej tak dużo. Ledwo łapiąc oddech starałem sie, trafić w każdy dźwięk, jednak w praktyce nie wyszło to tak wspaniale. Chłopcy byli serio wkurzeni. Potem Liam i Niall przywitali publiczność, a ja miałem chwilę by ochłonąć. Napiłem sie wody i oddychałem głęboko. Wtem usłyszałem początek piosenki "Strong".
N: Skup sie Hazz.- szepnął mi Niall. Łatwo powiedzieć- pomyślałem. Chwilę później musiałem zaśpiewać solo. Cały koncert był dla mnie istną udręka. Chciałem żeby skończył sie jak najszybciej. Chciałem już znaleźć sie w tym pieprzonym samolocie i być w Londynie. Odetchnąłem z ulgą w chwili gdy Zayn krzykną "dobranoc San Francisco" i zeszliśmy ze sceny.
Ls: Jesteś cholernie nieodpowiedzialny Styles!- usłyszałem za sobą głos Louisa, gdy szedłem już do wyjścia. Nie zareagowałem jednak, a on kontynuował.- Gdzie ty do cholery byłeś?! Dlaczego nie odbierałeś?! Co ty znów odpierdalasz?!- odwróciłem sie gwałtownie i spojrzałem na niego wściekły.
H: Jadę do Londynu, bo (T.I) jest podobno bardzo słaba. A wiesz kto mi powiedział? Eleanor! I ty zapewne też wiedziałeś, że (T.I) coś ukrywa! Ale oczywiście nie mogłeś mi powiedzieć! Prawdziwy z ciebie przyjaciel psia mać! Wiec pozwól, że teraz cie opuszczę i pojadę dowiedzieć sie co sie dzieje z moją cholerna narzeczoną!- twarz Louis zmieniała sie z każdym wypowiedzianym przez mnie słowem. Na początku był skruszony, a teraz zdziwiony.
Ls: Przysięgam, że nie miałem pojęcia o (T.I). Eleanor nawet nie zająknęła sie, ze (T.I) ma jakieś kłopoty.- mówił prawdę, po prostu to wiedziałem.
H: Muszę jechać. Za pół godziny mam odprawę.- powiedziałem napierając na metalowe drzwi.
Ls: Jedź. I niczym sie nie martw. Jakoś załatwię to wszystko z Paulem, a potem z Siomonem..- uśmiechnął sie słabo.
H: Dzięki.- odparłem, po czym wsiadłem do taksówki i ruszyłem na lotnisko. Na miejscu trafiłem na sam koniec odprawy. Gdy było już po wszystkim usiadłem wygodnie na fotelu. Myślałem, że choć trochę sie zdrzemnę, jednak po chwili przekonałem sie, ze to nie możliwe. W głowie roiło mi sie od myśli. Ciągle zastanawiałem sie co z (T.I)? Dlaczego mi o niczym nie powiedziała? Byłem jednocześnie zmartwiony i zły. Zły na (T.I), na Eleanor, na siebie. Przecież powinienem był coś zauważyć. Co ze mnie za człowiek, że nie zauważyłem, ze własna dziewczyna o czymś mi nie mówi- zastanawiałem sie przez cały lot.
Około pierwszej po południu wylądowałem na lotnisku Heatherhow. Po odebraniu bagażu od razu ruszyłem do wyjścia. Wręcz biegłem do taksówki. Jak na człowieka, który nie spał przeszło od 36 godzin miałem całkiem sporo energii- pomyślałem wsiadając do samochodu. Podałem kierowcy adres i ruszyliśmy. Zarówno podczas lotu jak i w drodze do domu zastanawiałem sie jak będzie wyglądało spotkanie moje i (T.I). Myślałem nad tym jak sie zachowam co powiem, co ona będzie robić. Bałem sie, ze gdy tylko ją zobaczę zrobię, ale powiem cos głupiego. Postanowiłem także, ze powstrzymam się od zbytniego gadulstwa, gdyż mogłoby to przysporzyć więcej kłopotów niż to warto. W końcu po 20 minutach znalazłem sie przed drzwiami do domu. Niepewnie nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka. Zostawiłem torbę w holu i ruszyłem do salonu. Nikogo tam nie zastałem, więc ruszyłem dalej. Dziewczyny znalazłem dopiero w mojej sypialni. Zdawałoby sie, ze nie są świadome mojej obecności. Za to ja stałem jak wbity w ziemię. Nie byłem zupełnie przygotowany na widok, który zastałem. Eleanor pomagała (T.I) sie przebrać. Moja narzeczona stała tyłem do mnie. Widziałem dokładnie wszystkie jej kości. Właściwie (T.I) ledwo stała. Nagle zatrzymał sie na mnie spojrzenie El, za którym w sekundzie powędrował wzrok (T.I).
(T.I): Harry..- szepnęła jakby chciała upewnić sie, że to ja. W tej samej chwili zachwiała sie lekko, a Eleanor podtrzymała ją. Teraz zobaczyłem także twarz (T.I). Była wychudzona, wyglądała na zmęczoną, a z jej oczy zniknął blask, który tak kochałem. Staliśmy tak wpatrując sie w siebie dobrą minutę. W pewnym momencie El powiedziała.
E: Powinnam was zostawić.- żadne z nas nadal sie nie odezwało. Eleanor posadziła (T.I) na łóżku i wyszła z pokoju. Nadal stałem w progu lustrując spojrzeniem dziewczynę. Teraz widziałem każdy najmniejszy nawet szczegół. Na jej skórze pojawiły sie przebarwienie, miała spierzchnięte usta i wyraźne cienie pod oczami. Wyglądała na całkowicie wyczerpaną. Jak mogłem tego nie zauważyć?
Dziewczyna nie patrzyła na mnie do tego momentu. Brunetka posłała mi nieme przepraszam. Ja jednak nadal nie mogłe wykonać żadnego ruchu. Byłem całkowicie oszołomiony. Zupełnie zaskoczony. Przerażony.
(T.I): Nie chciałam, zebyś widział mnie w takim stanie.- powiedziała cicho. Ja zaśmiałem sie niedowierzajac jej słwom.
H: Sądziłam, że sie nie dowiem?
(T.I): Nie wiem. Nie tak miałeś sie dowiedzieć. Przecież chcialam ci powiedzieć..- mówiła, a w jej oczach zamajaczyły łzy.
H: Kiedy?
(T.I): Nie wiem.- znów sie zasmiałem. To co sie teraz dzieje jest idiotyczne. Nie odezwałem sie. Usiadłem obok niej. Wiedziałęm, ze cierpi, ale w tej chwili nie potrafiłem nic zrobić. Byłę zły. Przecież.. Przecież coś mogło sie jej stać, a ona nic mi nie powiedziała..
Taa dammmmm!
I co sądzicie? ;)
Ja jestem całkiem zadowolona i muszę przyznać, że pisanie tego rozdziału choć nie łatwe sprawiło mi przyjemność ;D
Ponadto chcę wam ogromnie podziękować za to, że wciąż jesteście ze mną ;')
Dziękuje też za komentarze pod poprzednim postem<333
Lov ya ;*
Mell
Rozdział jest świetny, ale nie wiem co o nim napisać.
OdpowiedzUsuńNo i Hazz jest w Londynie!! :))))
Believe. xxxxx
Cieszę się, że Ci się podoba ;*
UsuńHarry wrócił do Londynu (y)
OdpowiedzUsuńNo wreszcie! :D
Mam nadzieję, że (T.I) teraz mu powie o wszystkim ;o Liczę też na to, że znajdą jakieś rozwiązanie i wszystko będzie w porządku. ;) Rozdział ogólnie mi się bardzo podoba. Mam dwa ulubione momenty. Ten, w którym (T.I) opisuje siebie stojąc przed lustrem. I ten, w którym Harry opisuje (T.I) widząc ją pierwszy raz od tak długiego czasu :o Niesamowite, że aż tak mocno się zmieniła xD I te słowa "To nie byłam ja..".
Cieszę się, że El zadzwoniła do Harrego :) Postąpiła słusznie. Już wcześniej to powinna zrobić.
Mam nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej i lepiej :)
A no i jeszcze coś. Jesteś strasznie mocno obeznana w tych wszystkich lekach, chorobach, dolegliwościach, skutkach chorób.. O.o
Wszystko tak dokładnie opisałaś jakbyś sama to przeżyła i znała te uczucie O.o
No gdybym Cię nie znała to pomyślałabym, że już coś takiego przeszłaś ^.^
Czekam na następny rozdział ;)
Mam nadzieję, że pojawi się szybko ;* Pozdrawiam ;*
Ogromnie cieszę się, ze rozdział Ci się podoba ;3
UsuńNawet nie wiesz jak czekałam na twój komentarz ;D
Zgadzam się z Tobą, ze te dwa momenty są wspaniałe i muszę przyznać, że wiele można z nich wywnioskować ;p
I spokojnie..
Póki co nie miałam takich dolegliwości, jednak nie zdradzę skąd wiem tak dużo na ten temat xd hahaha
Matko !! Harry! Cudownie ..
OdpowiedzUsuńC'nie?> ;3
UsuńSzczerze mówiąc, spodziewałam się, że tak to będzie. Że TI poczuje się gorzej, będzie na obserwacjach, Eleanor zacznie panikować, zadzwoni do Harry'ego i ten przyjedzie.
OdpowiedzUsuńNie zaszokowało mnie to xd
A poza tym to jakoś łatwo mu to poszło. To przyjechanie do Londynu...
A ta scena jak TI się ubierała, to przypomina mi się scena z Przed Świtem cz.1, jak Rosalie kąpała Bellę ^^
Ale i tak mi się podoba.
Czekam na kolejny :))
♥
Tak to nie była tajemnica i jeśli ktoś uważnie czytał poprzedni rozdział mógł wywnioskować wszystko co napisałaś wyżej ;)
UsuńSądzisz, że Hazz będzie miał jakieś problemy po tym jak wrócił do Londonu? xdd
I znów masz racje. Scenka przy lustrze była inspirowana Zmierzchem, ale wydało mi się, ze to był najlepszy sposób ukazania sytuacji (T.I)