*(T.I)*
Wszystko wokół ciebie wiruje. Wiedziesz kolorowe plamy, rozmyte kształty. Słyszysz szum, niewyraźne głosy, chodź jeden z nich jest inny. Jeden z nich woła twoje imię. Ten jego głos odbija sie echem w twojej głowie. Nie wiesz co sie dzieje. Czujesz czyjś dotyk, który koi przeszywający twoje ciało ból. Czyjaś obecność jest dla ciebie podporą w jakiś niewyobrażalny sposób. To dziwne, ale wydaje ci się, że jestem bezpieczna, że ten ktoś cie obroni. Chcesz sie skupić, zrozumieć gdzie jesteś i co sie dzieje, ale twoje powieki są ciężkie. Za wszelka cenę jednak starsza sie je otworzyć. Wiesz, że teraz musisz to zrobić. I stało sie. Najpierw zobaczyłaś porażające cię światło, a potem jego twarz.
*Harry*
Pierwszy raz w życiu, aż tak sie boje. Myślałem, ze podczas X Factor przekroczyłem już granice niepokojącego uczucia, jednak teraz wiem, że to nic w porównani z lękiem jaki czułem jeszcze kilka godzin temu.
Znalazłem ją na dworze. Leżała na trawie. Cała przemoknięta. Byłą nieprzytomna i wtedy moje serce ogarną nieprzebrany strach. Wiedziałem jednak, że muszę cos zrobić. Delikatnie podniosłem ją z ziemi i zaniosłem do salonu. Sekundę później zadzwoniłem na pogotowie. Ekipa ratunkowa przyjechała po 10 minutach. Po 10 najdłuższych minutach mojego życia. Przez ten czas nie byłem w stanie zrobić nic. Lęk o (T.I) obezwładnił mnie całkowicie. Nie mogłem o niczym myśleć, trzęsły mi się ręce i z trudem komunikowałem sie z innymi. W końcu jednak spiąłem dupę i rzeczowo porozmawiałem z lekarzem. Kilka minut później zespół ratunkowy zabrał ją do szpitala. Ja i El również sie tam udaliśmy. Całą drogę myślałem jedynie o tym, by jak najszybciej dotrzeć do celu. Jechałem jak wariat, ale opłaciło się, bo do szpitala wszedłem równo z zespołem ratunkowym, który przywiózł tu (T.I). Dobiegłem do noszy, na których wieziono dziewczynę i chwyciłem ją za rękę. Przez sekundę wydawało mi sie nawet, że dziewczyna otworzyła oczy i chciała ścisnąć moją rękę.
Teraz jednak nie jestem pewien co widziałem. Może po prostu chciałem to zobaczyć? Sam już nie wiem. Pewien jestem tylko tego co powiedzieli mi lekarze. Doktor Chease stwierdził, że (T.I) jest stabilna, choć jej organizm jest wycieńczony. Jedyny uraz jaki miała to zwichnięta kostka. Oczywiście na początku zbadano dziecko, któremu nic sie nie stało. Lekarz prowadzący powiedział również, że zrobią (T.I) morfologię, a po za tym musimy czekać aż dziewczyna sie obudzi.
Wiec czekam. Dochodzi 23.00, El zaś wysłałem do domu jakieś pół godziny temu. Dziewczyna ma jutro ważne zaliczenia. Nie może tu teraz siedzieć. Ja natomiast jestem tu cały czas. Już sześć godzin. Cały czas ściskam jej dłoń i wpatruje sie w nią z nadzieją, że zaraz sie obudzi. Dobija mnie to, że siedzę tu i myślę. Chcę zmienić świat dla (T.I), ale nie mogę. Chcę jej pomóc, sprawić by była szczęśliwa chociaż przez chwilę, ale nie jestem w stanie tego zrobić. W końcu z bezsilności i smutku płaczę. Patrzę jak (T.I) cierpi, a nie mogę jej pomóc. Widzę, że odczuwa ból, ale nikt nie może nic na to poradzić, bo środki znieczulające nie działają. To nie w porządku, że ona tak cierpi i gdyby tylko mógł wziąłbym na siebie wszystko to co ona przeżywa. Boże błagam Cię zwróć mi (T.I)!
A wiecie co jest najgorsze? To, że ignorujemy minuty naszego życia nie wiedząc, ile jedna może zmienić. W ciągu minuty może stać sie wszystko. Możemy rozpętać wojnę, jedną złą decyzją może wywrócić nasz świat do góry nogami. W ciągu jednej minuty możemy stracić kogoś, kto jest naszym życiem. Gdy tylko pomyśle sobie, że (T.I) mogła zasłabnąć wczoraj, gdy nie było mnie w domu. Gdy pomyślę, że przez mój idiotyzm doprowadziłem ją na skraj wytrzymałości fizycznej i psychicznej, że mógłbym ją stracić, ogarnia mnie złość i nienawiść do samego siebie. Nigdy nie wybaczył bym sobie, gdyby coś stało sie (T.I).
Muszę być jednak dobrej myśli. Wiem, że (T.I) tak łatwo sie nie podda. Ona zawsze postawi na swoim i tak samo będzie tym razem. A już za kilka dni, będziemy mogli przytulić nasze maleństwo, a potem weźmiemy ślub i w końcu będziemy szczęśliwi.
Siedzę tak i myślę i nawet nie wiem w którym momencie zacząłem mówić do (T.I).
H: Skarbie... To ja Harry. Chcę ci powiedzieć, że cię kocham i...- zachłysnąłem sie powietrzem, wiedząc, że jestem bliski płaczu. Dlaczego to jest takie trudne?! Odetchnąłem głęboko i wydukałem.
H: Kochanie wszystko będzie dobrze. Nigdy nie jest tak źle, żebyśmy sobie z tym nie poradzili. Jeśli mnie teraz słyszysz, wychodzę naprzeciw, by dać ci znać, że nie jesteś sama. I nawet nie zdajesz sobie sprawy, z tego, że jestem przerażony, jak diabli. Kochanie błagam cie wróć do mnie. Proszę...- musiałem chwile ochłonąć, po czym kontynuowałem.- Proszę, pozwól mi cię zabrać z ciemności do światła, bo wierzę w ciebie i w to, że przetrwasz kolejny raz. Przestań myśleć o najprostszej drodze wyjścia. Nie ma potrzeby, by zdmuchiwać świecę, ponieważ to jeszcze nie twój koniec. Jesteś o wiele za młoda, a najlepsze dopiero nadejdzie...- przerwałem na chwile po czym dodałem- Cholera (T.I)! Nie rób sobie ze mnie jaj! Otwieraj oczy i powiedz mi, że to żart. Proszę.. Skarbie potrzebuję cie... Nie chce cie stracić.. Błagam nie zostawiaj mnie! Proszę... Proszę...- wyjąkałem błagalnie, po czym ucałowałem dłoń mojej ukochanej, w czasie gdy po moich policzka spływały łzy.
*(T.I) 10 maja*
Chyba czas sie obudzić. Nareszcie jesteś gotowa to zrobić. Z całej siły starasz sie poruszyć dłonią i udaje ci się. Czujesz... Czujesz, że ktoś trzyma cie za rękę. Powoli otwierasz oczy. Mrugasz kilkakrotnie i znów napotkasz jego piękna choć zmęczona twarz. Oby tym razem nie zniknęła ona tak szybko! Twoje oczy przyzwyczaiły sie już do jasnego światła. Patrzysz na chłopaka, a sekundę później słyszysz jego aksamitny głos.
H: (T.I)! Dzięki Bogu!- odetchnął z ulgą, a następnie złączył wasze usta. Nie zdążyłaś nic zrobić, a Harry odsunął sie i oświadczył, ze idzie po lekarza. Czekałaś cierpliwie starając sie zrozumieć dlaczego właściwie jesteś w szpitalu.
D: Jak sie czujesz?- zapytał doktor Chease wchodząc na salę.
(T.I): Dobrze. Chyba. Dlaczego jestem w szpitalu?- nie usłyszałaś jednak odpowiedzi, a zamiast tego twoje źrenice zostały potraktowane ostrym światłem.
D: Źrenice reagują. Pamiętasz co sie stało?
(T.I): Gdybym pamiętała to nie pytałabym cie dlaczego tu jestem..
H: Byłaś na dworze. Zemdlałaś.-odparł z niepokojem spoglądając na ciebie. W twojej głowie zaś wszystko przewinęło się jak film. Już widziałaś co sie stało. Już wiedziałaś co się stanie.
D: (T.I) dobrze się czujesz?- zapytał zaniepokojony.
(T.I): T..Tak.
D: Twoje serce zabiło szybciej. Znowu.- powiedział gdy aparatura wydała głośny dźwięk.
H: To powtarzało sie wcześniej.
D: Powinniśmy zbadać twoje serce.- stwierdził oddalając sie po przenośny zestaw EKG. Chwilę potem Robert monitorował pracę twojego serca. Przez większa część badania jego twarz była kamienna, jednak pod koniec wyrażała coś w rodzaju żalu i zmartwienia.
H: I co?- doktor Chease odwrócił sie i spojrzał na Harrego, a potem na ciebie. Nie miał dobrych wieści.
D: (T.I) ma migotanie przedsionków, czyli jej serce nie pracuje równo. Na dodatek liczba czerwonych krwinek spadła do 6,3 miliardów a to już zagrożenie życia. Właściwie twoja krew wygląda jakby ktoś przepuścił ją przez blender. Pierwszy raz w życiu widzę taki przypadek. Jedynym wyjściem jest cesarskie ciecie, ale płuca dziecka nie są do końca rozwinięte i...
(T.I): Nie kończ. Nie chcę nawet o tym słyszeć.- przerwałaś spuszczając wzrok.
H: Jest jakieś inne wyjście?- poczułaś, że Harry mocniej ściska cie za rękę, tym samym dodając ci otuchy.
D: Cóż.. Możemy spróbować podać dziecku sterydy, ale i tak potrzeba 2 dni by płuca dobrze sie rozwinęły, a (T.I) może tyle nie wytrzymać.
(T.I): W takim razie chcę tego spróbować.
H: Oszalałaś?!- zapytał puszczając twoja dłoń i wstając.
(T.I): Nie. Mówię poważnie.
D: Ale podanie ci sterydów jest bardzo ryzykowne. Mogą one przyspieszyć rozpad czerwonych krwinek, a więc doprowadzić cie do śmierci!
(T.I): W takie razie nie podawajcie mi sterydów i na cesarskie ciecie też sie nie zgadzam. Wytrzymałam dwa tygodnie bez leków, wytrzymam jeszcze tydzień.- przez chwile nikt sie nie odzywał. Harry stał z rękoma założonymi na piersiach i wpatrywał sie w przestrzeń, a doktor Robert chyba próbował wymyśleć coś co cię przekona do cesarki.
H: A co jeśli nie wytrzymasz?! Co jeśli cos sie stanie?!- wybuchł nagle, a w jego oczach był strach i złość.
(T.I): Wytrzymam. Wszyscy wiemy, że jeśli sie uprę dam radę.
D: Obawiam sie, że tym razem to nie wystarczy.
(T.I): Musi, bo nie widzę innego wyjścia.- odparłaś, a chwilę później zrezygnowany Robert opuścił salę. Harry stał nieopodal łóżka, ale nie patrzył na ciebie.
(T.I): Harry..- chciałaś przyciągnąć jego uwagę i rzeczywiście kilka chwil później zielonooki zabrał głos.
H: Jak to jest, że nigdy nie pytasz mnie o zdanie? Dlaczego?
(T.I): To nie tak, że nie liczę sie z tobą. Po prostu wiem..
H: Co bym wybrał? Skąd możesz to wiedzieć?- zapytał z wyrzutem.
(T.I): Więc powiedz mi.
H: Powinnaś poddać się cesarce.- odparł i usiadł obok ciebie.
(T.I): Dziecko może nie przeżyć. Naprawdę myślisz, że zdołałabym żyć ze świadomością, że zabiłam własne dziecko?
H: Przecież nikt nie przesądził o jego śmierci.- odrzekł załamując ręce.
(T.I): 60% wcześniaków nie przeżywa. Po za tym jak nasze dziecko miałoby oddychać bez płuc? Myślisz ty czasem?
H: Wierzysz statystykom? Nie rób sobie jaj..
(T.I): Tak. A tobie nie zależy już na dziecku? Przecież tak cieszyłeś sie, że będzie ojcem? Już ci przeszło?
H: Nie.
(T.I): Wiec dlaczego jesteś i byłeś zły za to, że chcę ratować dziecko?- Harry wstał gwałtownie. Przetarł rękoma twarz, wypuścił głośno powietrze i mówił.
H: Bo wtedy ja tracę ciebie! Nie rozumiesz, że możesz umrzeć? (T.I) nie jesteś niezniszczalna. Już ledwo sie trzymasz. Myślałaś o tym..?- pytał patrząc na ciebie litościwie.
(T.I): Tak i wiem, że dam radę. Przykro mi tylko, że ty już mnie pochowałeś.- odparłaś ze łzami w oczach.
H: Nawet tak nie mów. Cały czas w ciebie wierzyłem, wierzę i będę wierzył.
(T.I): Wiem.- nagle rysy twarzy Harrego złagodniały.
H: Skąd?
(T.I): Słyszałam co mówiłeś, gdy spałam. To było piękne i tylko dlatego sie obudziłam. Wiedziałam, że na mnie czekasz, więc proszę pomóż mi i tym razem. Nie zostawiaj mnie samej. Proszę.- powiedziałaś, a twoja broda drgnęła niebezpiecznie. W tej samej sekundzie Harry znalazł się z powrotem przy twoim łóżku i powiedział.
H: Przejdziemy przez to razem Kochanie.- i obdarzył cie uśmiechem.
Nie odzywaliście sie. Harry jedynie patrzył na ciebie i chyba coś analizował. Z każdym razem, gdy napotykałaś jego spojrzenie miałaś ochotę płakać. Patrzył na ciebie tak jakbyś już nigdy miała nie wstać z tego łóżka, jakbyś już przegrała.
(T.I): Dlaczego tylko patrzysz? Porozmawiaj ze mną. Dla mnie liczy sie każda chwila.- chłopak nie odpowiedział tylko gestem poprosił, żeby sie przesunęła. Sekundę później zajął miejsce obok ciebie. Objął cie ramieniem, a ty wtuliłaś sie w niego.
H: Kocham cie.
(T.I): Ja ciebie też. Obiecasz mi coś?
H: Co?
(T.I): Gdy to wszystko sie skończy pojedziemy do Polski. Chcę pokazać babci maluszka.
H: Oczywiście, że pojedziemy. A potem ty i Darcy pojedziecie ze mną w trasę. Ale najpierw oczywiście ślub...- i tak zaczęliście planować przyszłość. Rozmawialiście około dwóch godzin, ale potem Hazz wydawał sie coraz bardziej senny, aż w końcu usnął.
Ty jednak nie zasnęłaś. Myślałaś. O tym co sie dzieje. O tym co było i co będzie. Myśląc tak zaczęłaś zastanawiać sie nad historią swojego życia. Poszukujesz w niej dobra lecz sądzisz, iż ono cie unika. Wydaje sie jakby zło kochało twoje towarzystwo. Jednak pośród tych wszystkich problemów jest promyczek światła i nadziei, który jest ze tobą zawsze gdy tego potrzebujesz. On jest więcej niż mężczyzną, a to co do niego czujesz to coś więcej niż miłość. To powód dla którego niebo jest niebieskie, a życie nadal sie toczy. Hazz jest niemal idealny. Myślisz niemal, bo nikt do cholery nie może być ideałem. A może Harry jest wyjątkiem od reguły? W każdym razie dla ciebie jest niczym anioł. Piękny, dobry, doskonały. Długo wpatrywałaś sie w śpiącego chłopaka. Studiowałaś każdy centymetr jego ciała. Począwszy od jego loków, prze zielone oczy, aż po klatkę piersiową unoszącą sie miarowo. Tak Harry jest idealny.
Ciekawszą jednak kwestią było to dlaczego Harry jest z tobą. Przecież jesteś przeciętną dziewczyną. Nie wyróżniasz sie niczym z tłumu. Właściwie to masz paskudny charakter, jesteś nieustępliwa, a nieraz wredna. No i przede wszystkim skrzywdziłaś go tak wiele razy, a Harry mimo to nadal jest przy tobie. Czy to miłość? Bez wątpienia. Czy o tym zawsze marzyłaś? Bez wątpienia.
Koleją godzinę spędziłaś na rozmowie z Harrym w pewnym momencie poczułaś, że coraz ciężej nabrać ci powietrze. To nie wróżyło nic dobrego. W końcu doszło do tego, że ledwo oddychałaś. Hazz nie czekał ani chwili i pobiegł po lekarza. Nagle na salę wbiegł doktor Chease i doktor Woods. Ten pierwszy dopadł do ciebie i przyłożył stetoskop do twojej klatki piersiowej, drugi zaś założył ci na twarz maskę tlenową, która na niewiele się zdała, gdyż prawie nie nabierałaś powietrza.
D: To zator płucny. Jedziemy na blok!- krzykną Robert i chwilę później wyprowadzili twoje łóżko na korytarz. Wszystko działo sie szybko, aż do momentu, w którym napotkałaś twarz Harrego. Wtedy twoje myśli pochłoną tylko zielonooki.
I teraz wszystko zrozumiałaś. Kiedy jesteś z Harrym wszystko nabiera sensu. Wiesz, że nie możesz odpuścić, a tak sie dzieje tylko wtedy, kiedy dusza, znajdzie duszę, na którą czekała. Kiedy ktoś wchodzi do twojego serca przez otwarte drzwi. Kiedy ktoś wchodzi w twój świat i zmienia go na zawsze. Ty wiesz, że nie ma żadnych innych oczu, które mogłyby przejrzeć cie na wylot. Niczyje ramiona nie mogłyby wznieść cie tak wysoko.
Nikt inny nie mógłby sprawić, żebyś czuła sie szczęśliwa, a teraz to wszystko sie kończy.
Jechaliście na blok operacyjny. Harry był cały czas przy tobie. W momencie gdy na kilka sekund straciłaś przytomność i z powrotem ją odzyskałaś, zrozumiałaś, że coś kończy się, żeby coś innego mogło mieć swój początek. Pojęłaś, że nie można mieć wszystkiego na raz, że szczęście ukryte jest w każdej z części naszego życia, a wystarczy ją odnaleźć. Harry trzymał cie za rękę. Lekarze powiedzieli, że Hazz nie może z wami wejść, ty jednak na chwilę zatrzymałaś go. Chłopak przybliżył sie do ciebie, a ty powiedziałaś z trudem.
(T.I): Gdy mnie zabraknie już, świat sie nie zatrzyma. Będę daleko stąd, ale po mnie zostanie ślad.- zakończyłaś nabierając powietrza z charakterystycznym świstem. Chwilę potem wjechaliście na blok. Przez chwilę wszystko wirowało przed twoimi oczami lecz po chwili częściowo odzyskałaś świadomość. Spojrzawszy w górę zobaczyłaś Harrego na balkonie dla bliskich pacjentów, a strach który cie na chwilę ogarną znikną. Martwiła cie zaś inna rzecz. Twój oddech był płytki, niemal więzł w gardle.
D: Wystrzykniemy ci kontrast i zobaczymy gdzie jest skrzeplina, a potem usuniemy ją. Niestety nie możemy podać ci znieczulenia. Przepraszam jeśli zaboli.- powiedział Chease i chwilę później zaczęli robić to co powiedział. Na początku poczułaś pieczenie w klatce piersiowej, na skutek podania ci kontrastu, a chwile potem lekarz wsunął do żyły głównej jakiś przyrząd. Po kilku minutach wyciągną się i wydawałby się, że wszystko jest w porządku. Nagle twoje serce zakołatało tak szybko, że myślałaś, iż wyskoczy ci z piersi. Ostatnie co zrobiłaś to spojrzałaś na Harrego i posłałaś mu bezdźwięczne "kocham cię".
*Harry*
Patrzyłem z góry na wszystko co sie dzieje. Byłem przerażony. Kilkunastu ludzi biegający wokół (T.I), robiących rzeczy, których nie pojmuję. Nagle zamarłem. (T.I) utkwiła we mnie swoje spojrzenie. Było ono przepraszające, a za razem pełne uczucia. Następnie wyczytałem z jej ust "kocham cię", a w jej oczach zobaczyłem gasnący blask życia. Odruchowo przeniosłem swoje spojrzenie na monitor obserwujący pracę serca (T.I). I znów zostałem rozerwany na strzępy przez długą linię ciągnącą sie na ekranie. Zachłysnąłem sie powietrzem i opadłem do przodu. Bezsilny ręką oparłem sie o szklaną powłokę przede mną. Patrzyłem jak lekarze próbują odratować (T.I). Nagle jeden z nich przesunął koszulę (T.I), a oczom wszystkich ukazał sie ogromny krwiak na brzuchu dziewczyny. Wtedy też zaprzestano resuscytacji. Nagle doktor Woods przyszedł do mnie.
G: Harry.. (T.I) nie da sie uratować. Doszło do krwotoku wewnętrznego. Przykro mi.- czułem jak każde jego słowo mnie rani. Jak każde słowo robi ogromną bliznę w moim sercu. To było porównywalne do bólu osoby, której ktoś wbiłby w plecy tępy sztylet i przekręcał go dodając cierpień ofierze.
D: Jednak nadal możemy uratować dziecko. Zgadzasz sie na cesarskie ciecie?- słyszałem pytanie, ale nie odpowiedziałam. Coś mnie blokowało.
G:Harry? Czas mija.- kiwnąłem jedynie głową, a sekundę później lekarz wrócił na salę operacyjną. Bezsilnie osunąłem sie na ziemię. Coś dusiło mnie od środka. Nie pozwalało oddychać. Po policzkach spływały mi łzy, którym wręcz krztusiłem się. Pytałem sie dlaczego? Przecież jeszcze 10 minut temu (T.I) śmiała sie i planowała ze mną przyszłość, a teraz nie żyje. Nie żyje? JAK TO MOŻLIWE?
H: Przecież prosiłem Cię Boże!- krzyknąłem spoglądając w górę. Siedziałem na podłodze zalewając sie łzami, gdy nagle usłyszałem płacz dziecka. Podniosłem sie ocierając twarz. Spojrzałem przez szybę i zobaczyłem małe dziecko w ramionach pielęgniarki.
G: Gratuluję masz córeczkę.- powiedział doktor Woods. Mam córeczkę, ale czy nadal jej chcę?
Cała noc spędziłem w szpitalu. Pielęgniarka pozwoliła mi potrzymać dziecko. Myślałem jednak, że inne uczucia będą mi wtedy towarzyszyć. Miałem ją na ręku, patrzyłem na nią, ale nie czułem nic. Mimo że jej brązowe oczka wpatrywały sie we mnie niewinnie wręcz chciałem oddać ją jak najszybciej pielęgniarce. Resztę nocy zaś spędziłem przy (T.I). Płakałem patrząc na nią. Przecież ona wyglądał jakby spała.
Jakby zaraz miała sie obudzić, a tak naprawdę nie obudzi sie nigdy. Dlaczego? Dlaczego tak sie stało? To jakaś cholerna niesprawiedliwość, że odebrano mi to co było dla mnie najcenniejsze. W nocy również powiadomiłem wszystkich o śmierci (T.I). Wszyscy zareagowali tak samo. Płakali.
Dzisiejszego ranka miałem zabrać dziecko ze szpitala. Około 9.00 dołączyli do mnie chłopcy oraz El i Perrie. Wszyscy postanowili, że pomogą mi zająć sie dzieckiem. Najtrudniejsze jednak przed nami. Musieliśmy wyjść na dwór, a zapewne świat wiedział już o tym co sie stało. Otworzywszy drzwi nie rozbłysły flesze, nie było słychać pisków fanek. Było cicho. Fani ustawili sie w szeregu robiąc nam przejście. Nikt nic nie mówił. Posyłali mi jedynie smutne uśmiechy.
W domu również nie było wesoło każdy z nas przechodził z kąta w kąt. Nagle usłyszeliśmy muzykę. Wyszliśmy na dwór, a tam zobaczyliśmy tłum fanów przed naszym domem. Zebrani zaczęli śpiewać moją partię solo w "Moments".
T: If we could only have this life for one more day
If we could only turn back time..- już wtedy po moich policzkach spłynęły łzy, a w głowie przewinęły sie wspomnienia z (T.I). Było ich tak dużo i mogło być więcej, ale zły los musiał pokrzyżować na plany...
Kilka dni później odbył sie pogrzeb (T.I). Widok mojej ukochanej w trumnie zrobił koleją ogromną bliznę w mojej duszy. Właściwie zastanawiałem sie co jeszcze trzyma mnie przy życiu. Myślami byłe daleko do chwili, gdy Louis zaczął swoja przemowę.
Ls: Na każde wspomnienie o (T.I) do moich oczu napływają łzy, a na usta ciśnie się jedno pytanie. "DLACZEGO?!" Przecież była taka młoda. Miał przed sobą całe życie. Mogła tyle osiągnąć. Mogła być kimś. I gdy tak sobie myślę przypominają mi sie jej słowa "To dziecko jest moim marzeniem". Być może to właśnie ten maluszek spełnił jej pragnienia. W każdym razie powinniśmy zapamiętać (T.I) jako osobę pełną życia, oddaną przyjaciołom, rodzinie. Ona była po prostu niesamowita. Podziwiałam ją. Najbardziej zapamiętam to, że potrafiła uśmiechać sie mimo wszystko. I to jak sie uśmiechać! Potrafiła uśmiechać sie oczami. Nawet mimo tego, że te przed chwila przepełnione były łzami. Bo jak sama mówiła: LUDZIOM NIE POTRZEBNY JEJ SMUTEK, TYLKO NADZIEJA. Ta dziewczyna tchnęła w nas życie zawsze wtedy, gdy my sie poddaliśmy, więc nie możemy poddać sie teraz. Zróbmy to dla (T.I) i walczmy dalej. O nas, o jej dziecko, o ideały, w które wierzyła. Jestem pewien, że mimo, iż nie ma jej wśród nas ciałem na zawsze zostanie z nami tutaj- w sercu.- Louis zakończył, a ja całkowicie sie rozkleiłem.
Słysząc tę mowę z moich oczu również skapywały strumienie. Wiedziałem, że (T.I) byłaby za to zła. (T.I) ostatnimi czasy i nie pozwalała sobie płakać i nam także. Twierdziła, że to do niczego nie prowadzi. Miała racje, ale pominęła fakt, że to jedyny sposób, by pozbyć się emocji, z którymi sobie nie radziliśmy. Boże! Jak ja chciałbym mieć ją przy sobie. Oddałbym wszystko za jej życie! Dlaczego mi ją zabrano?!- pomyślałem nim jej trumnę przykryła ziemia.
No cóż.. Rozdział jest.. Myślę.. Kontrowersyjny..
Chcę po prostu znać Wasze zdanie o nim ;)
Jeśli chodzi o rozdział to jest on również ostatni.
Dziękuję bardzo za komentarze pod poprzednim postem i przepraszam jeśli ten Was rozczarował ;*
Mell :*
NO JAJA SOBIE CHYBA ROBISZ!!!
OdpowiedzUsuńBłagam powiedz że ten rozdział jest taki żeby nas nabrać, a prawdziwy z happy endem gdzieś tam masz i wkrótce go dodasz :D
No aż się poryczałam kiedy ona umarła :(
to było straszne. JAK MOGŁAŚ TO ZROBIĆ?! :(
Ale domyślałam się że ona umrze..
Aczkolwiek to mnie zaskoczyło strasznie.
Na łzy mi się zbierało kiedy fani przyszli pod ich dom.
A wybuchłam płaczem jak Lou wygłosił mowę :(
Moje słowa to te " A wiecie co jest najgorsze? To, że ignorujemy minuty naszego życia nie wiedząc, ile jedna może zmienić. W ciągu minuty może stać sie wszystko."
Lubię w Twoim blogu to, że zawsze można wyłapać z niej jakąś mądrą sentencję życiową <3
Szkoda że on już się skończył.
Był strasznie krótki moim zdaniem. Powinien być 3 razy taki ;D
Koniec "Eveyrthing can change.." ;(
Nie wierzę w to, że ten blog się właśnie skończył.
A co z nowym odpowiadaniem? Mam nadzieję, że wyślesz mi link :) Będę czytać i komentować :)
A co do tego bloga.. No cóż. Wszystko co piękne kiedyś się kończy :(
Muszę przyznać, że masz ogromny talent do pisania i powinnaś go nadal rozwijać. :)
Nie dociera do mnie że to koniec tego bloga ;/ Zdecydowanie za szybko. Nie przygotowałam się na tak straszny finał ;/
Przynajmniej Harry ma "pamiątkę" po (T.I) w postaci małej córeczki <3
Moje ulubione słowa*
UsuńDokładnie na takie reakcji liczyłam. Chciałam was zaskoczyć i zasmucić ;3
UsuńI cieszę się, że mój blog aż tak Ci się spodobał, prawie w to nie wierzę ;)
I nie martw się. Nowe opowiadanie już "się rzeźbi";)
Kurwa.
OdpowiedzUsuńNie tego się spodziewałam. Mogłam spodziewać się na prawdę wszystkiego, ale nie tego, że ona umrze. Na początku jeszcze tak myślałam, ale ona potem się obudziła i tu nagle BUM ! i nie żyje...
Co do Harry'ego, to myślałam, że będzie bardziej rozpaczał. Jednak myliłam się. I co do dziecka to dlaczego on jest taki obojętny w stosunku do niego? :/
Nie wiem co jeszcze powiedzieć. Chyba tyle, że czekam na epilog ;)
♥
Wiesz.. Mi tak naprawdę chodziło o to, żeby nikt z Was nie spodziewał się takiego końca opowiadania. Starałam się, żeby jak najdłużej było to dla was zaskoczeniem, aczkolwiek w tekście kilku ostatnich rozdziałów ukryte były wskazówki co do zakończenia ;)
UsuńHarry chyba na razie nie ogarnął sytuacji ;p
A ja czekam na filmik ;*
Czytając ten oto OSTATNI rozdział prawie że ryczałam, on jest po prostu cudowny :)
OdpowiedzUsuńTylko powiedz mi DLACZEGO TO JUŻ K O N I E C dlaczego???? :c
Dziękuję za uznanie ;*
UsuńBlog kończy się bo inaczej przerodziłby się w tandetną historię i..
A z reszta to wyjaśnię później.. ;p
Osz kurde!! A ja tu chciałam poczytać twoje opowiadanie... Takie dobre opowiadanie. Nadrobiłam wszystko co mi brakowało do końca tak szybko, a ty kończysz bloga... Ja się pytam dlaczego? A prawdziwe pytanie brzmi: CZY NAPISZESZ COŚ NOWEGO?? *błagam powiedz, że tak, błagam, powiedz, że tak*
OdpowiedzUsuńBtw. Od 63 chyba, domyślałam się, że tak słabo się skończy ( słabo znaczy się śmiercią. Czy zawsze ktoś musi umrzeć??). No cóż. Było minęło, a żyje się dalej, czy coś.
Tak czy siak, JUTRO pojawi się u mnie 1 rozdział II części AYNS.
Oto magiczny link: http://allyouneversaytome.blogspot.com