czwartek, 26 grudnia 2013

40. I still can't cope with reality

*Ty*
Już początek listopada. Miesiąc od waszego rozstania. A twoje życie się sypie. Szczerze masz tego wszystkiego serdecznie dość. Niedługo do oddania masz 3 eseje, w pracy musisz męczyć sie z tym palantem Stanleyem. On myśli, ze jeśli jest twoim szefem to może cie obmacywać. Niedoczekanie kutasa. Najchętniej rzuciłabyś to wszytko w cholerę, ale nie możesz. Musisz mieć pieniądze na mieszkanie i czesne. Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział, ze twoje życie będzie wyglądała tak jak teraz, nie uwierzyłabyś. To właściwie niepojęte, że w ciągu miesiąca wszytko się zmieniło. Miałaś chłopka, przyjaciół, a teraz nie masz nic. Twoje życie sprowadza sie do pracy i szkoły. Nigdzie nie wychodzisz, z nikim sie nie spotykasz. Nawet gdybyś chciała, to i tak byś nie mogła. Z reszta nawet nie masz na to ochoty. A jak sie czujesz? Źle. Wiesz, że na własne życzenie spierdoliłaś sobie życie. Każdy cholerny dzień twojego życia jest samotny. Każdy z nich odczuwasz jako najbardziej samotnym, a jednak jest coraz gorzej. Nic sie nie układa. Widzisz, że życie ucieka ci, a ty nie możesz go dogonić. I za każdym razem gdy wydaje sie, ze już nic gorszego sie wydarzy, coś jednak pierdoli sie jeszcze bardziej. Kiedyś wiedziałaś czego chcesz, miałaś motywacje, marzenia. A teraz? Teraz jesteś tym popularnym wrakiem człowieka. Bezsilność jest przytłaczając. Czujesz ją wszędzie i nic, absolutnie nic nie możesz z nią zrobić. Serce roztrzaskuje ci sie na milion kawałków za każdym razem, gdy widzisz Harrego w telewizji, internecie czy gazetach. Każdy zaczerpnięty oddech sprawia ci ból. To wszystko to zbyt wiele. Doskonale wiesz, ze już nigdy nie będzie tak samo. Nigdy do siebie nie wrócicie. Nie po tym co mu zrobiłaś. Choć wielu ludzi chciało dać ci szczęście ty wiesz, ze tylko on może ci je zapewnić. Tylko Harry potrafi ukoić twoje łzy i dać to specyficzne poczucie bezpieczeństwa. Taki rożne od innych. Tylko on potrafi cie pocieszyć wypełniając pustkę w twoim sercu, ale teraz go nie ma.
S: (T.I)!- usłyszałaś krzyk.
(T.I): Tak Stanley?
S: Twoja przerwa sie skończyła. Idź do stolika numer 3.- odparł, a ty wstałaś i ruszyłaś na sale. On oczywiście nie odpuścił sobie przyjemności klepnięcia cię w tyłek. Z reszta co z tego i tak musisz tu pracować. Reszta dnia w pracy minęła ci dość dobrze, jeśli tak można nazwać robienie czegoś czego sie nie cierpi. Do domu wróciłaś o 23.30, wykąpałaś sie i od razu położyłaś sie spać.

*Szłaś ulicą. Była noc. Nie byłaś pewna, gdzie jesteś, ale mimo to usilnie wpatrywałaś sie w swojego iPhon'a, nie patrząc na drogę. Nagle usłyszałaś hałas przewracanego śmietnika. Rozejrzałaś się nikogo nie było. Szłaś dalej. Sekundę później zostałaś pociągnięta za rękę tracąc przy tym równowagę. Mężczyzna ciągną cie w jakaś ciemną uliczkę i już wiedziałaś gdzie jesteś i co się dzieje. To był Jackob. Krzyczałaś, ale nikt cię nie usłyszał. Szarpałaś sie z nim, ale był znacznie silniejszy. Sekundę później dałaś za wygrana, gdy kolejny raz oberwałaś w twarz. Już nie walczyłaś, a on brutalnie wszedł w ciebie. Krzyczałaś z rozpaczy, ale zostało to ukarane trafnymi ciosami w twarz.W końcu nie miałaś nawet siły oddychać. Wiedziałaś, że to twój koniec. Oprawca zostawił cię w tym ciemnym zaułku na pewną śmierć. By nikt nie mógł ci pomóc..*

Obudziłaś sie cała przerażona, a na twoim czole były kropelki potu. Miałaś przyspieszony oddech, a twoje serce biło jak oszalałe. Czułaś sie zupełnie jakby ta historia znów sie zdarzyła. Jakby za chwilę miało stać sie coś strasznego, lecz tym razem nikt cie nie uratował. Kyla nie było, zupełnie jak teraz. W tym właśnie momencie uświadomiłaś sobie jak bardzo za nim tęsknisz. Nie czekałaś dłużnej i zadzwoniłaś do chłopaka. Byłaś niepewna czy odbierze, ale w końcu nacisnęłaś zielona słuchawkę.
K: Halo, kto mówi?- usłyszałaś zaspany głos chłopaka. Nie mogłaś nic powiedzieć, głos uwiązł ci w gardle.
(T.I) To ja (T.I).- powiedziałaś szlochając cicho.
K: (T.I) co sie stało?- zapytał zmartwiony. Po chwili wydukałaś przez łzy.

(T.I): Kyle przyjedź. Proszę. Błagam.
K: Zaraz będę.- rozłączył sie. Ty wysłałaś mu adres SMS'em i 15 minut później stał już pod twoimi drzwiami. Otworzyłaś mu i od razu przytuliłaś sie. Sekundę później zamknął drzwi kopnięciem i poszliście do kuchni. Usiadłaś na krześle podciągając kolana pod brodę, a Kyle zajął miejsce naprzeciwko ciebie. Trwaliście w ciszy, którą przerywały jedynie twoje ciche szlochu i głębokie oddechy. Po pewnym czasie odezwałaś sie.
(T.I): Kyle, przepraszam, za to, że ostatnio cię odtrąciłam, za to, że cie raniłam..
K: (T.I)..
(T.I): Nie przerywaj mi. Zachowałam sie jak totalna kretynka. Najpierw pozwoliłam ci na to co zrobiliśmy na imprezie, a potem..- głęboki szloch uniósł twoja klatkę piersiową, a przez oczami pojawiło sie ostatnie wspomnienie z Harrym. Jego oczy przepełnione żalem i zawodem jaki mu sprawiłaś. Po kilku minutach dodałaś.- A potem odtrąciłam cie, bo winiłam cię za moje rozstanie z Harrym. To nie było fair. Teraz wiem, ze wysyłałam ci sprzeczne sygnały i za to też przepraszam. Teraz jednego jestem pewna. Kocham cie, ale kocham też Harrego. Nie umiem wybrać pomiędzy wami. Wybacz mi to. Wiesz.. Ja zrozumiałam swój błąd jakim było rozstanie z tobą i jeśli jest to jeszcze możliwe, może moglibyśmy sie znów przyjaźnić? Oczywiście zrozumie, jeśli nie chcesz już mnie znać..- nie dokończyłaś, bo chłopak w sekundzie znalazł sie przed tobą i przyłożył ci palca do ust.
K: Maleńka... Przyjaźń z tobą to najlepsze co mnie w życiu spotkało. Nie chce już nigdy cie stracić. Jesteś dla mnie naprawdę ważna. Przyjaźń.
(T.I): Przyjaźń.- odparłaś z ulgą i przytuliłaś sie do chłopaka.
K: A teraz chodź spać.- dodał i zaprowadził mnie do sypialni.

*Kyle*
Weszliśmy do sypiali. O ile można to tak nazwać. Mieściło sie tu jedynie rozkładane łóżko i szafa. Ściany były pomalowane na jakiś ciemny kolor. W rogu pokoju była mokra plama. Jedyne światło wpadało przez okno w dachu. W pokoju czuć było lekkie podmuchy wiatru. Zapewne z nieszczelnego okna. Zastanawiałem sie jak ona może tu mieszkać.(T.I) położyła sie i przykryła kołdrą, a ja miałem właśnie wychodzić, gdy dziewczyna powiedziała.
(T.I): Zostaniesz ze mną?- pokiwałem głową. Podszedłem do łóżka, a ona zrobiła dla mnie miejsce. Następnie objąłem ją ramieniem, a ona wtuliła się w mój tors.
(T.I): Dziękuje.- powiedziała kreśląc kciukiem kółka na mojej koszulce.
K: Nie ma za co. Już nigdy cie nie zostawię nawet jeśli będziesz chciała.
(T.I): Nie będę chciała.
K: Czemu zerwałaś z nimi kontakt?- zapytałem, a ona przerwała i odsunęła sie ode mnie.
(T.I): Wystarczająco ich zraniłam, a zresztą wiem, że nie chcą mnie widzieć.
K: Oszalałaś?! Eleanor co dzień pyta czy mam jakieś wieści od ciebie.
(T.I): Tylko ona. Louis na przykład uważa mnie za zdzirę i ma racje.
K: Dziewczyno, kto ci takich głupot naopowiadał?!
(T.I): Sama słyszałam. Nie mów im, ze wiesz gdzie mieszkam. Proszę cię.- powiedziała błagalnie.
K: Oni się martwią nie rozumiesz? Chcą, żebyś do nich wróciła.
(T.I): Nie chcą..
K: (T.I)! Sama sobie nie wmawiaj, ze wolisz mieszkać w tej dziurze i zapierdalać jak dziki osioł w robocie!
(T.I): Nie chcę, ale muszę. I nie wrócę tam. Dobrze wiem, ze mnie nie chcę. Teraz, gdy powoli staję na nogi, nie chcę tego spieprzyć przez jakieś załamanie nerwowe wywołane codziennym widokiem Harrego, który mnie nienawidzi. Ja nie dam sobie rady. Z resztą Harry i reszta zespołu ni byliby zachwyceni z mojego powrotu.. Błagam nie mów im, gdzie mieszkam.- powiedziała bliska płaczu. Popatrzyłem na nią litościwie i odrzekłem.
K: Nie powiem im.- ona wymusiła uśmiech i ponownie wtuliła sie we mnie.
(T.I): Nie rób tego.
K: Hymm?
(T.I): Nie litój sie nade mną. Daj mi przynajmniej mieć te minimum godności. Proszę.- nie odpowiedziałem nic tylko cmoknąłem ją w głowę. Trwaliśmy w ciszy. Brunetka wtuliła sie we mnie, a ja cały czas pocierałem dłonią jej plecy. Kilka minut później zasnęła, a ja na nią patrzyłem. Zmieniła sie od czasu kiedy ostatni raz ją widziałem. Schudła. Pewnie nic nie je. Zawsze jak się denerwuje nie może jeść. Złagodniała. Normalnie za takie słowa wyrzuciłaby mnie z domu, ale teraz nie walczy. Poddała sie. A ja byłem jej potrzebny, bo zawsze bała sie samotności. Jest też przemęczona, ale nigdy sie do tego nie przyzna. Pod oczami ma fioletowe cienie, ma też krótkie paznokcie choć zawsze nosiła długie. Zapewne łamią sie jej z braku witamin. Teraz gdy znów mi zaufała będzie inaczej. Już ja dopilnuje, żeby jadła i odpoczęła. Jestem za nią odpowiedzialny i nie pozwolę, żeby ktokolwiek ją skrzywdził.

*Perrie. Następny dzień*
 Była 18.00. Przygotowywałyśmy kolejny występ. Właśnie kończyła sie dziesięciominutowa przerwa. Ja i dziewczyny ustawiłyśmy sie na scenie. Georg, nasz choreograf, dawał nam wskazówki jak mamy lepiej wykonywać opracowany przez niego układ. Włączono muzykę i zaczęłyśmy. Wszystko szło dobrze do momentu, gdy nie wpadłam na Leigh.
G: Perrie czego nie pojmujesz?! Robisz krok, obrót, krok, krok i zamiana miejscami! Jeszcze raz, od nowa!
P: Staram sie ok?
G: Widocznie to za mało!
L: Daj jej spokój.
P: Pomyliłam się i tyle. Zacznijmy od nowa.- powiedziałam wstając. Ponownie w pomieszczeniu rozbrzmiała muzyka, a my zaczęłyśmy tańczyć. Minęło dwie godziny, a ten pieprzony układ nadal nam, a właściwie mi nie wychodził. Oczywiście Georg pastwił sie tylko nade mną.
G: Cholera jasna!
P: Nie mam już siły..- powiedziałaś siedząc na ziemi.
G: Perrie znów rozwaliłaś całą choreografię!
P: A nie wydaje ci sie, że taniec ma być tylko dodatkiem do śpiewania?
G: Może i ma być dodatkiem, ale co za trudność pojąć idiotyczny krok! Jeśli będziesz rzucał sie po scenie jak paralityk na pewno nie wygracie!
J: Georg przesadzasz.
G: Przesadzam? Ja przesadzam? Za 2 dni występ, a my jesteśmy w ciemnej dupie! A dlaczego zapytacie?! Bo wasza rzekoma liderka nie pojmuje jak wykonać synchronicznie dwa ruchy!
P: Świetnie! Ty stary narcystyczny dupku nie pojmujesz, że wypruwam sobie tu żyły! Robię wszystko, żeby było dobrze, a ty nie potrafisz tego docenić!
G: Nie poradzę nic na to, że ruszasz sie jak mucha w smole! Gdybyś zrzuciła kilka kilo zamiast wpieprzać cały czas słodycze lepiej byś sie ruszała! Jesteś liderką musisz wziąć sie w garść. Nie pojmujesz, że to nie wakacje?!
P: Pojmuję! Nie dasz mi nawet na chwile zapomnieć, że to ja mam największy zapierdol! Człowieku co ja ci zrobiłam? Czemu sie na mnie wyżywasz?
G: Twierdzisz, ze masz zapierdol? Skoro chciałaś odpocząć to trzeba było tu nie przychodzić. Z reszta nikt cie tu nie trzyma.- powiedział zawistnie, a ja spostrzegłam, że oczy wszystkich skierowane są na mnie. Milczała, ale nie trzeba było długo czekać a choreograf kontynuował swój monolog.
WŁĄCZ <KONIECZNIE>
G: Wiesz Perrie w show-biznesie są dwa typy artystów. Jedni to ci dobrzy odnoszący sukcesy, owiani chwałą. Drudzy zaś to skończeni kretyni, którym wydaje sie, że coś potrafią, a w rzeczywistości wystawiają na pośmiewisko siebie, własny zespół, a przede wszystkim mentora! Ty moja droga jesteś tym drugim typem artysty! Jesteś zerem, które bez nas nic nie osiągnie.- pogarda z jaką to mówił była wprost przygniatająca, jakby sie mną brzydził. Każde słowo wypowiadał wolno i dosadnie, bym czuła sie jeszcze gorzej. W pewnym momencie nie wytrzymałam. Coś we mnie pękło, po prostu wybiegłam stamtąd. W głowie miałam pełno myśli. Echem odbijały mi się słowa Georga "JESTEŚ ZEREM". I jeszcze zawód wymalowany na twarzach ludzi, którzy tam byli. Nikomu nie było mnie żal. Nikt nie stanął w mojej obronie. Nikt nie powiedział stop. Pewnie dlatego, że on miał racje. Do niczego w życiu nie doszłam. Nie mam nic. Czułam sie beznadziejna, bezsilna, jak nic nie warty śmieć. Z reszta słusznie. Na własne życzenie straciłam chłopaka, którego kocham, do tego nie dawałam sobie rady w X Factor. Jestem do dupy! Powinnam sie przyzwyczaić. Georg nie pierwszy raz zmieszał mnie z błotem. Za to pierwszy raz zabolało mnie to tak bardzo. Dobiegłszy do pokoju wyjęłam żyletkę schowaną z tyłu ramki ze zdjęciem moim i (T.I).Weszłam do łazienki i stanęłam nad umywalką. Ból jaki zadał mi kolejny raz Georg był nie do wytrzymania. Chciałam zapomnieć wszystko co powiedział. Chciałam wyzbyć sie bólu psychicznego, zamienić go na ból fizyczny. To wręcz komiczne jaka słaba jestem. Przecież obiecałam sobie, że już nigdy tego nie zrobię, ze już nigdy sie nie skrzywdzę. Jednak to było silniejsze ode mnie. Nie mogłam tego już dłużej wytrzymać. Nie miałam już siły, z tym walczyć. Z resztą dla kogo miałam walczyć? Dla Zayny? I tak go nie obchodzę. Dla (T.I)? Ona ma własne problemy. Dla siebie? Nie na to jestem za słaba. Musiałam sobie ulżyć. Chciałam na chwilę zapomnieć o tym 

wszystkim. Uwolnić się od problemów. Obróciłam żyletkę kilka razy w prawej dłoni, przyglądając sie jej. Następnie przyłożyłam ją sobie do lewego nadgarstka i mocno przydusiłam. Przejechałam nią po moim ciele, tworząc linię. Patrzyłam jak krew powolnie sączy się z mojej ręki, rozbijając sie o porcelanową strukturę umywalki. Ponownie przecięłam skórę i zaczęło działać. Kompletnie zapomniałam o wszystkim. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie myślałam o niczym. Czułam sie wolna. To było fantastyczne uczucie. Chciałam więcej. Drugie cięcie przez to, że jestem beznadziejna, trzecie przez to, że nadal kocham Zayna, czwarte przez tego pieprzonego dupka Georga. Patrzyłam na zakrwawioną umywalkę, na mój nadgarstek, a w końcu na lustrzane odbicie. Widziałam w nim beznadziejną idiotkę zakochaną w chłopaku, którego rzuciłam. Gardziłam sobą. Nienawidzę sie za to do czego sie doprowadziłam. Nienawidzę sie za to jak bardzo sie stoczyłam, praktycznie dotknęłam dna. Przecież to ja zawsze byłam ta silna. To ja zawsze pocieszałam innych. To ja zawsze pomagałam wszystkim, choć miałam dość własnych kłopotów. A teraz nikt nie dla mnie ma czasu. Nikt nie chce mi pomóc, albo nikt nie może. Zastanawiałam sie nad tym przecinąjąc nadgarstek po raz piąty. Nie miałam juz siły. Rzuciłam żyletkę na podłogę i usiadłam. Czułam niesamowitą ulgę, beztroskie. Byłam szczęśliwa? Nie to złe określenie. Byłam pozornie szczęśliwa. Nagle drzwi od łazienki otworzyły sie. Cholera byłam pewna, że je zamknęłam!
J: Pezz coś ty zrobi
ła.- powiedział Jade łapiąc sie za głowę. Brunetka weszła do łazienki i przekręciła kluczyk, tym samym zamykając nas.
J: Pezz czemu to robisz?- kucn
ęła przede mną i wskazała na mój nadgarstek.
P: Nie potrafię inaczej. B
łagam nie mów nikomu. Jeśli wszyscy sie dowiedzą wywalą mnie z programu. Proszę cie. - powiedziałam zanosząc sie płaczem.
J: Nie powiem, a teraz uspok
ój sie.- powiedziała łagodnym głosem i zdjęła mi z głowy bandamkę. Następnie owinęła ją wokół zakrwawionych miejsc, tamując krwawienie.
J: Id
ź do pokoju, a ja tu posprzątam.- nie sprzeciwiałam sie jej lecz przed wyjściem chwyciłam żyletkę. W pokoju zobaczyłam dziewczyny siedzące na łóżku.
Le: Perrie..- powiedzia
ła przerażona Leigh zasłaniając dłonią usta. Podążając za wzrokiem dziewczyny spojrzałam na bluzkę. Była na niej krew. Nie czekając dłużej zdjęłam ja i wrzuciłam do kosza. Sekundę później założyłam czarną koszulką. Usiadłam na łóżku i milczałam. Żadna z dziewczynę też się nie odezwała.
J: Pezz powiedz czemu to robisz?- milcza
łam bardzo długo. Nagle Jade odezwała sie ponownie.
J: Nie mog
ę udawać, że wiem co czujesz, bo byłoby to kłamstwo. Jednak wiedz, że tu jestem i chcę ci pomóc. Mów co chcesz albo nie odzywaj się, ale pamiętaj, że nie pozwolę ci upaść.- analizował jej słowa. W głębi duszy chciałam je usłyszeć już dawno.
P: To mnie niszczy.- powiedziałam patrząc w przestrzeń.
Je: Ale co? Powiedz nam o co ci chodzi.
P: B
ól mnie niszczy. Nawet nie wiecie jak potwornie sie czuję. Nie mogę sie skupić. Cały czas myślę, o kolejnych występach, o mamie, o tym, że oddalam sie od (T.I), o moim byłym. Nie umiem zapomnieć o wielu rzeczach, o wielu osobach, na których mi zależy. Na dodatek wszyscy czegoś ode mnie wymagają, a nikogo nie obchodzi, co ja czuję.  Dlatego to robię. To moja jedyna ucieczka od tego co mnie rani. Od rzeczywistości.- rozpłakałam sie, a chwilę później poczułam, że dziewczyny przytulają mnie mocno. Czułam ciepło każdej z nich.
J: Powinna
ś powiedzieć nam wcześniej?
Je: Przecie
ż byśmy zrozumiały.
Le: Pomo
żemy ci przez to wszystko przejść.- mówiły na przemian.
J: Pamiętaj, ze jeste
ś naszą przyjaciółką i kochamy cie.- dodała, a reszta moich towarzyszek przytaknęła. Nagle poczułam przyjemny przypływ ciepła. Rozlewał sie on po całym moim ciele, a uśmiech automatycznie wcisnął się na moje usta. Czy to radość? Tak z pewnością.
P: Powiecie jurorom?- zapyta
łam z obawą, bawiąc sie dłońmi, gdy Jesy i Leigh zajęły miejsca naprzeciwko mnie, a Jade trzymała mnie za rękę.
Je: Nie pod warunkiem,
że oddasz nam żyletkę i nigdy więcej sie nie okaleczysz. To jak umowa?
P: Umowa.- odpar
łam i oddałam ostry przedmiot, który trzymałam w ręku. Potem opowiedziałam dziewczynom moją historię. Od związku z Zaynem, przez prochy, do cięcia. Jesy podsumowała.
Je: Perrie my chcemy ci pom
óc. Pozwól nam to zrobić i pamiętaj, że jeśli masz problem możesz wypłakać się na moim ramieniu, a jeśli trzeba komuś przywalić to służę pomocą.- wszystkie zaśmiałyśmy się na słowa czerwonowłosej. Wszystko co mówiły dziewczyny było piękne. Im naprawdę na mnie zależało.
P: Ale to nie jest takie
łatwe. Nie łatwo zmienić swoje "nawyki".
Le: Wszystko si
ę zmienię, ale jedno pozostanie prawdą. Zrozum. Zawsze będziemy czymś więcej, niż tylko zespołem, będziemy przyjaciółkami.
P: Dzi
ękuję, ze dajecie mi nadzieje, ale nie wiem czy dam radę.
Je: Dziewczyno! Je
śli ty nie dasz rady to kto?! Wytrzymałaś tu już tak długo, wytrzymasz wszystko. Sama podbiłaś świat, zrobiłaś to na własną rękę. Teraz zrobimy to razem.
J: B
ądź kim tylko chcesz. Zawsze trzymaj głowę wysoko i nie pozwól takim kretynom jak Georg sobą pomiatać. Jesteś śliczna, masz ogromny talent i potencjał, pamiętaj o tym. A no i nie zapomnij, że już nie pozwolę ci upaść.
P:
Wiecie.. Nigdy nie sądziłam, że zajdę, aż tak daleko, ale wiem też, że bez waszej pomocy, by mnie tu nie było. Dziękuję dziewczyny. Za to, ze jesteście. Moja mam zawsze mówiła, że na naszej drodze  spotykamy odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie. To szczera prawda, bo jesteście osobami, których teraz potrzebuję. Dziękuję.


Nowy rozdział ;)
Po pierwsze bardzo, ale to bardzo przepraszam Was za to, że tak dawno nic nie dodałam.
To wszystko przez to, że po raz kolejny mam kłopoty z internetem..
Jeszcze raz bardzo przepraszam.
Co do samego rozdziału to jak dla mnie jest jest całkiem dobry ;p
Najbardziej podoba mi się perspektywa Perrie *.*
Ciekawa jestem co wy o tym sądzicie? xdd
Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem i błagam komentujcie to <3
A co do tego to jeśli nie będziecie komentować zakończę bloga.
Na prawdę nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem. :/
No cóż. Wszystko zależy od was ;)
Na koniec chciałam wam złożyć nieco spóźnione życzenia świąteczne ;p
Życzę wam spełnienia marzeń i żeby wszystko waszym życiu układało cie po waszej myśli ;3
Tym którzy mają własne blogi życzę wen i popularności ;*
Pozdrawiam Mell ;D

24 komentarze:

  1. Pierwsza! Zabieram się do czytania !!!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boszsz..... piękny <3
      Popłakałam się....
      Niech [T.I] wróci do Hazzy!!!
      Proszę.........

      Bloom Styles ;3

      Usuń
    2. Ojej.. :/
      Czemu płakałaś? :'(
      I miło, że Ci sie podoba ;*

      Usuń
    3. Piękne momenty. Nawet ja bym tego nie napisała.
      Wpadnij, jak będziesz miała czas:

      www.the-story-of-my-life-with-1d.blogspot.com

      Bloom Styles ;3

      Usuń
    4. Ooo *.*
      Dziękuję ;*
      A do Cb wpadnę jak odzyskam internet ;D

      Usuń
  2. Rozdział bardzo mi się podoba. :)
    Ehhh wszystkie takie podlamane i smutne ;( a na koncu szczęśliwe :D
    Niech one się w końcu spotkają z chłopakami noo.. :p
    Czemu chcesz usuwać bloga? :o powiem Ci że teraz strasznie mało osób komentuje zauważyłam to nie tylko u siebie ale także u innych, ale to nie jest jednak powód aby tego bloga usuwać ;)
    Czekam na kolejny ^^
    Olcia Styles

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;*
      To mio słyszeć, ze komuś to jednak się podoba ;)
      Może i się pogodzą ;p
      Chcę usunąć, bo zastanawiam się czy jest wg sens prowadzić tg bloga..

      Usuń
  3. Madeer! Perspektywa Perrie była boska *.* I ta piosenka tak pasuje :)
    Wgl rozdział jest świetny. *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;*
      Mi też najbardziej podoba się perspektywa Pezz ;D

      Usuń
  4. Niech z Perrie będzie wszystko w porządku bo z (T.I.) nie jest skoro zwraca się do Kyle...
    zapraszam do siebie http://allyouneversaytome.blogspot.com/
    i na nowego bloga o One Direction ( odważyłam się w końcu)
    http://mential-stories-from-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. To zakoncz. I tak jest beznadziejny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo interesujący rozdizał. Mi się bardzo podoba. Ale komentarz wyżej nie potrafi doceniać. Myśle że ta osoba sama by lepiej nie napisała. To żałosne...
    Najbradziej podobała mi się perspektywa Perrie. Była niesamowita a teraz nie mogę się uwolnić od tej muzyki. Ciągle jej słucham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;*
      Dawno nie czytałam tak pozytywnego komentarza ;)
      A osoba, która powiedziała, żebym zakończyła bloga nie ma się co przejmować.
      W końcu o to was pytałam, a każdy ma prawo wyrażać swoje zdanie ;)
      Co do piosenki to, też tak miałam, gdy ją znalazłam ;D
      Jest wspaniała i jej teksty jest idealny ;D

      Usuń
  7. Nie usuwaj bloga :( Jest zajebisty *.* Jak to zrobisz potne się mydłem ;__; a co do rozdziału ta jak zawsze zajebisty *.* ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie tnij się mydłem!
      To... To zbyt bolesne ;p hahahahha
      A tak poważnie to dziękuję ;*

      Usuń
  8. Średni ten blog. Trochę go zniszczyłaś tym że z T.I dziwkę zrobiłaś......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mówią nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło ;)

      Usuń