piątek, 30 maja 2014

Epilog

   Każdy kto KIEDYKOLWIEK przeczyta ten rozdział lub to opowiadanie proszony jest o komentarz ;)
    
    10 maja. Minął dokładnie rok. Rok bez (T.I). A jak wygadało nasze życie? Na początku warto zadać inne pytanie. Czy to było życie? Myślę, że nie. Każdy z nas w jakiś sposób był zraniony i dotknięty śmiercią mojej ukochanej. (T.I) z każdym z nas wytworzyła specyficzną więź. Coś dzięki czemu życie było łatwiejsze, coś bez czego dalsze istnienie wydawało sie niemożliwe. Na początku prawie nikt z nas sobie nie radził. El zawaliła egzaminy, Perrie załamała sie, a chłopcy próbowali być silni, choć tak naprawdę sami sobie nie radzili. Nikt z nas nie umiał tego zaakceptować. W domu panowała cisza. Prawie nie rozmawialiśmy. Robiliśmy to co musieliśmy. Właściwie nasze egzystowanie sprowadzało sie do rzeczy koniecznych, jak powrót do pracy. Wiele razy na koncertach zalewaliśmy sie łzami, wiele razy byliśmy gotowi rozszarpać reporterów, którzy wciąż drążyli temat śmierci (T.I). Do dziś pamiętam wiele idiotycznych artykułów o (T.I). Choć pozornie były one pełne współczucia, w każdym z nich musiało być jakieś kłamstwo. Na przykład, że (T.I) brała narkotyki i dlatego to sie tak skończyło. To odrażające, że nawet na tragedii ludzie chcą zarobić. Oczywiście nikt nie pomyślała o tym co czujemy my. O tym jak bardzo takie rzeczy nas bolą. A my nie robiliśmy z tym nic. Nawet o tym nie rozmawialiśmy. Każdy pochłonięty był własnymi myślami. Nocami zaś wszyscy dawali upust swoim emocjom. Wiele raz słyszałem ich płacz, ale wiedziałem, że tak musi być. Bo to jedyny sposób, by w końcu pogodzić sie z odejściem (T.I).
    Po pewnym czasie wszyscy nieco ochłonęli i byli świadomi, że tak musiało być i nic już tego nie zmieni. Oni pogodzili sie z odejściem (T.I) i zaczęli żyć na nowo. To trudne doświadczenie sprawiło, że więzi między parami w naszej "rodzinie" zacieśniły sie. Zakochani udowodnili sobie, że będą ze sobą na dobre i na złe. W międzyczasie Liam i Daniell wrócili do siebie. Dan wniosła do naszego życia promyczek nadziei i od tamtej pory wszystko zaczęło wracać do normy. Po trzech miesiącach od śmieci (T.I) Zayn oświadczył sie Perrie, a po kolejnych trzech miesiącach odbył sie podwójny ślub. Eleanor dowiedziała się, że ona i Lou będą mieli dzieci. Teraz jest w ósmym miesiącu bliźniaczej ciąży. Perrie i Zayn stwierdzili, że na razie nie czas na dziecko, bo muszą nacieszyć sie sobą. Nawet Niall znalazł swoje szczęście u boku Sashy, którą poznał na jednym z naszych koncertów. A ja.. Cóż patrzyłem na ich szczęście i marnowałem swoje życie. Chyba muszę przyznać sie przed sobą jak to było. A więc od początku.
    Zaraz po śmierci (T.I) byłem załamany. Funkcjonowałem, czasami nawet na moje usta wkradł sie uśmiech, ale tak naprawdę wszystko wokół zadawało mi ból. Wszyscy chcieli mi pomóc. Byli uprzejmi, pełni współczucia, a mnie chciało sie krzyczeć. Czułem sie jakby uszło ze mnie życie. Straciłem jedyny pewny punkt we wszechświecie, jedyny powód dla którego codziennie chciałem sie budzić, jedyny powód dla którego chciałem istnieć. Byłem zagubiony i bezradny. Najbardziej bolało jednak patrzenie na Darcy. Jej brązowe oczka przypominały mi (T.I). Nienawidzę sie za to, że mimo iż maleńka wpatrywała sie we mnie z miłością i niewinnością, ja obwiniałem ją o śmierć (T.I). Czułem sie bezradny. Wykańczało mnie wstawanie do niej w nocy, zajmowanie sie nią. Czasami wręcz brzydziłem sie jej i nie chciałem mieć z nią nic wspólnego. Jednak nie mogłem tego w pełni okazać. Musiałem zachować jakikolwiek pozory. Chociażby dla mediów. To żałosne, że już wciągnąłem Darcy w ten pieprzony świat intryg. W każdym razie po pewnym czasie moje podejście zmieniło się.
    Po około dwóch miesiącach od śmierci (T.I) byłem wściekły. Winiłem (T.I) za to, że mnie zostawiła. A przecież obiecywała, że zostanie ze mną na zawsze. Jedyne co mi po niej zostało to nasz tatuaż i Darcy, choć obie te rzeczy sprawiały mi ból. Mojej frustracji dałem upust wyżywając sie na innych. Byłem na nich wszystkich wściekły i zacząłem ich odtrącać. Ale wtedy oni nie pozwolili mi odejść. Pewnego razu Louis urządził mi awanturę i zacząłem zachowywać sie jak normalny człowiek. Jednak nadal w pełni nie potrafiłem zaakceptować Darcy i faktu, że (T.I) nie żyje.
    Cztery miesiące od śmierci (T.I) wyjechałem w trasę. Darcy miała zostać z El, a rodzice moi i (T.I) mieli jej pomagać. Do takiego porozumienia udało mi sie dojść po długich rozmowach z nimi. Przekonał ich fakt, iż mała nie będzie miała dobrej opieki podczas koncertów. Tak naprawdę jednak chciałem uwolnić sie od niej i cierpienia, które ze sobą niosła. Darcy z dnia na dzień coraz bardziej przypominała moją ukochaną, a dla mnie było za wcześnie, żebym mógł to wytrzymać. Czuję się podle, gdy przypominają mi sie opowieści El. Żona Louis mówiła mi, że gdy wyjechałem, mała często płakała, nie chciała jeść, nie mogła zasnąć. Najgorsze jest to, że dowiedziałem sie o tym zaraz po tym jak ruszyliśmy w trasę, a było mi to obojętne. Nie przejmowałem sie Darcy. Zapewniałem jej wszystko co było jej potrzebne z rzeczy materialnych, usprawiedliwiając sie w ten płytki sposób, bo tak było łatwiej. Potem jednak dowiedziałem się, że Darcy prawie mnie zapomniała.
    Do domu wróciłem dopiero pół roku później. I pewnie nie zmieniłbym swojego postępowania, gdybym któregoś dnia nie trafił na list od (T.I). Teraz też mam go w dłoni. Z resztą jak za każdym razem, gdy ogarnia mnie bezsilność i zwątpienie. Po kilku sekundach zagłębiłem sie w jego lekturze.

                                                                                                                           05.05.2014r.

Harry

    Skoro to czytasz... Zapewne nie ma mnie już z Tobą. Przepraszam za pismo, ale ręce mi drżą, a oczy zachodzą łzami. Przepraszam też za chaotyzm tego listu, ale muszę zrobić coś czego nie chcę. Muszę sie z Tobą pożegnać.
    Proszę pamiętaj, że zawsze Cię kochałam, choć nie zawsze to okazywałam. Myślę jednak, że zawsze widziałeś miłość w moich oczach. Wiem, że nie raz nie można było ze mną wytrzymać i dziś jestem gotowa za to przeprosić. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Już wtedy dałam Ci popalić. Potem było kilka wzlotów i upadków, a Ty zawsze byłeś ze mną. Wiedz, że nie żałuję ani jednej sekundy, którą spędziłam z Tobą. Cieszę sie, że mamy dziecko, że spędziłam z Tobą te cudowne 11 miesięcy. Wiem, że to niewiele, jednak Ty sprawiłeś, że ten czas to najlepszy okres mojego życia. Dziękuję Ci za wszystko.
    Przepraszam za zdradę, za to ile przeze mnie wycierpiałeś. Wiedz, że każdego dnia, dziękowałam Bogu, za to, że Cie mam. Każdego dnia bałam sie, że odejdziesz, ale Ty zostałeś i sprawiłeś, że byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, a ja zawodziłam Cie tak wiele razy. Wybacz Kochany.
   Proszę Cie o coś jeszcze. Nie odtrącaj tej małej istotki, którą nosiłam pod sercem. Nasze dziecko jest częścią mnie, więc to tak jakbym ja nadal żyła. Błagam Cię skoro mnie nie ma, zajmij sie nim. I powiedz mu, że kocham je z całego serca. Wiem, że wychowasz je najlepiej jak będziesz potrafił i wiem, że nigdy go nie zawiedziesz. Jeśli kiedykolwiek zwątpisz przypomnij sobie to co śpiewałeś na przesłuchaniu w X Factor.
"Urodzona mniej jak minutę temu,

Nigdy nie my
ślałam, że nasza miłość
zaowocuje czymś
tak kochanym jak ona.
Czy
ż ona nie jest kochanym owocem miłości?"
   Wiesz.. Zawsze sądziłam, że ta historia skończy sie inaczej, że zestarzejemy sie razem, ale znów wszystko spieprzyłam. Jednak umrzeć za kogoś kogo sie kocha wydaje sie być dobrą śmiercią.
   Przepraszam też za to, że teraz przeze mnie cierpisz, ale widzisz mój Drogi, życie choć krótkie, często jest morzem łez i niepowodzeń. Kiedy stracimy coś co pokochaliśmy, trudno jest nam zacząć żyć na nowo. Iść dalej. Robić postępy. Czas leczy rany, ale nie usunie blizn. Dzięki zakończeniu pewnego rozdziału w życiu, możemy w pewnie sposób odrodzić sie na nowo, bardziej wrażliwi, choć często zamknięci w sobie. Wtedy jednak wszystko zależy od naszego otoczenia- jeśli ktoś życzliwy pokaże nam, że świat nie jest pułapką, z czasem otworzymy się z powrotem. Jednak już zawsze będzie kierował nami strach, że ponownie stracimy ukochaną osobę. Wiem, że chłopcy i ich wspaniałe dziewczyny pomogą Ci. Razem dacie radę.
    Na koniec proszę, nigdy nie obwiniaj się o moją śmierć. Tak po prostu musiało być. Ty wierzyłeś we mnie do końca, ale to ja poległam. Przepraszam za to, że Cie zostawiłam. Nie chciałam tego. Pamiętaj zawsze będę Cie kochać, ale nie możesz się tym zadręczać. Chcę, żebyś żył normalnie. Żebyś był szczęśliwy. I kiedy ruszysz na przód, pamiętaj o mnie. Pamiętaj nas i o tym, czym byliśmy.
Pamiętaj miłość, którą Cie darzyłam. Harry kocham Cię, a na świecie nie istnieją takie słowa, które mogłyby określi to ogromne uczucie, którym Cię darze. Chcę żebyś ułożył sobie życie. Obiecaj mi, że znajdziesz sobie kogoś i będziesz szczęśliwy. Chcę, żebyś kiedyś pokochał kogoś tak jak kochałeś mnie, żebyś miał gromadkę dzieci i wymarzony dom obok Louisa. Chcę żebyś był szczęśliwy.
Żegnaj Harry..
Odeszłam, choć nie chciałam.
Odeszłam, bo musiałam.
Kocham Cie Harry.
                                                                                                                             Twoja (T.I)


P.S. Ucałuj ode mnie wszystkich i powiedz, ze ich kochałam. Zawszę będę nad wami czuwać.
Za każdym razem, gdy czytam ten list płaczę. Dopiero po jego lekturze zrozumiałem co narobiłem. Byłem zwykłym gówniarzem, który bał sie stawić czoła rzeczywistości i wziąć odpowiedzialność za swoje dziecko. Teraz wiem, że to wszystko co robiłem dla Darcy podczas trasy było nic nie warte. Bo czym jest nowa zabawka czy ubranko wobec miłości i opieki, którą powinienem zapewnić Darcy? Te pół roku, bez mojego aniołka to największy błąd mojego życia. Nie widziałem jak stawia pierwsze kroki, jak wypowiada pierwsze słowa. Wyjechałem w trasę zostawiając dziecko Eleanor. A to przecież nie wina Darcy, że gdy patrzę w jej brązowe oczka widzę (T.I) i cholernie przez to cierpię. Nie radziłem sobie z tym przez długi czas lecz teraz wiem, że nie mogę jej opuścić. Przecież Darcy ma tylko mnie. Muszę sprawić, żeby dostała tyle miłości na ile zasłużyła i jeszcze więcej.
    Każdego dnia staram się być lepszy. Każdego dnia staram sie poświecić więcej czasu Darcy. Każdego dnia staram sie uporać z bólem. Próbuję również być silny, ale wiem, że dziś, pierwszy raz od śmierci (T.I) pójdę na cmentarz, nie dam rady zapanować nad emocjami. Tak wiec po 30 minutach podróży z Darcy na ręku usiadłem na ławce obok grobu (T.I).


Kochanie przepraszam, że nie było mnie tu wcześniej, ale ty wiesz, że dla mnie to było za trudne. Wiesz, że na świecie jest taki rodzaj smutku, które go nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy. I nie pozwala wykonać żadnego ruchu. Staram sie z tym walczyć, choć bardzo mnie to boli. Boli mnie to, że muszę w końcu przyjąć do wiadomości, że odeszłaś na zawsze

Och! Ile bym dał za to, żeby poczuć twój dotyk na mojej skórze, usłyszeć twój głos, albo chociaż cie zobaczyć. Najbardziej przeraża mnie jednak fakt, ze zacząłem cie zapominać. Nie pamiętam twojego zapachu, smaku twoich ust, dźwięku twojego śmiechu. A przecież kochałem to wszystko tak bardzo. To nie sprawiedliwe, ze tak sie dzieje. Pamiętam tylko niektóre momenty z naszego życia. Na przykład jak sprzeczaliśmy sie o głupoty, albo droczyliśmy sie ze sobą. A pamiętasz kiedy całymi nocami spieraliśmy sie kto kogo kocha bardziej, albo gdy pół nocy gadaliśmy o pierdołach? Kiedy tęskniliśmy za sobą kilka godzin po rozstaniu? Kiedy czułem, ze kochasz tylko mnie? Kiedy byłem w stu procentach szczęśliwy? Oddałbym za to wszystko.
    Wiesz czasami po prostu już nie mam siły. Czuję duszący nacisk na moją klatkę piersiową, chcę płakać, ale nie mogę, chcę przestać myśleć, a wtedy moją głowę zalewa natłok wirujących myśli. I mam ochotę to skończyć. Zaćpać sie, albo rzucić sie pod samochód, ale ktoś mnie powstrzymuje. Powstrzymają mnie małe rączki za każdym razem obejmujące mnie tak czule. Te brązowe oczka wpatrujące sie we mnie z zaufaniem. Ta mała istotka, za którą oddałaś życie. Wiesz.. Nadal pamiętam naszą rozmowę, która brzmiała tak niewinnie.
(T.I): Kochasz mnie?
H: Tak.
(T.I): A kogo będziesz kochał jutro?
H: Ciebie.
(T.I): A za kilka lat?
H: Inną.
(T.I): Kogo?!
H: Naszą córkę.
Nie sądziłem, ze tylko ona zostanie mi do kochania. Szkoda, ze teraz miłość do Darcy nie przychodzi mi tak łatwo. Pewnie przewracałaś sie w grobie, gdy patrzyłaś na to co wyprawiam. Cholernie mi wstyd za to, ze cie zawiodłem. A przecież obiecałem ci, ze wychowam nasze dziecko. Przepraszam kochanie, ale ty wiesz, ze nie chcę już dłużej zawodzić ciebie i Darcy. W końcu chce być przykładnym ojcem. Obiecuję ci, ze już cie nie zawiodę. Nigdy.
    Teraz rozumiem co miałaś na myśli pisząc "Kiedy stracimy coś co pokochaliśmy, trudno jest nam zacząć żyć na nowo. Iść dalej. Robić postępy". Miałaś całkowitą racje, bo ten pierwszy krok nie jest krokiem nóg, lecz serca. To serce najpierw rusza, a dopiero potem nogi zaczynają za nim i
ść. Obiecuję ci, ze postaram sie żyć normalnie, co nie oznacza oczywiście, że zapomnę. Nie zapomnę, bo jesteś miłością mego żyć nigdy nie poznam lepszej dziewczyny i nie chce poznawać. Chcę kochać tylko ciebie, być z tobą na wieki i obiecuję, ze jeszcze kiedyś sie spotkamy, a wtedy będziemy naprawdę szczęśliwi.
    Nie przeprosiłem cie jeszcze za jedno. Za to, ze pojawiłem sie w twoim życiu i je zrujnowałem. Gdybyśmy nie spotkali sie wtedy na lotnisku wszystko byłoby dobrze. Zapewne yle by żył, Perrie by się nie cięła, zapewne ty byłabyś wśród żywych. Przepraszam, ze doprowadziłem cie do śmierci- wyznałem w duchu, szlochając cicho. Nagle poczułem czyjś dotyk na ramieniu. Odwróciłem sie i zobaczyłem Louisa oraz resztę "rodziny 1D". Wszyscy uśmiechali sie do mnie przyjaźnie. Wybaczyli mi to co wyprawiałem, dali szansę.
E: Czas, żebyś i ty sobie wybaczył Harry. (T.I) by tego chciała.- powiedziała łagodnie jakby czytając w moich myślach, na co ja opowiedziałem.
H: Nigdy sobie nie wybaczę. Wiesz.. Powonieniem uporządkować rzeczy (T.I). Zajmij sie Dracy.- podałem jej dziewczynkę, która obdarzyła mnie pięknym uśmiechem.
H: Tatuś niedługo wróci.- powiedziałem składając na jej główce pocałunek. Następnie pojechałem do domu. Wszedłszy od razu skierowałem sie do ciemni. Niepewnie nacisnąłem klamkę, a drzwi po chwili ustąpiły. Nie byłem tu tak dawno.. Zapaliłem światło i rozejrzałem sie po pomieszczeniu. Patrzyłem na zdjęcia suszące sie sznurku. Potem przeglądałem rzeczy (T.I). Usiadłem przy pudle z jej ubraniami i wyjąłem jej ulubiony sweter. Nadal nią pachniał. Kochałem ten zapach, wywoływał on we mnie wiele wspaniałych wspomnień. Przeglądając ubrania natrafiłem na bluzkę, którą miała w dniu porodu i w tym samym momencie do moich oczu napłynęły łzy. Przecież ona była taka młoda. Miała cały świat u stóp. Och! Gdybym mógł cofnąć czas.
    Patrząc na jej rzeczy przypomniałem sobie jak to sie zaczęło. Nagle zaświtał mi w głowie wspaniały pomysł. Wywołam wszystkie nasze zdjęcia, które kiedykolwiek zrobiła (T.I). Po około 2 godzinach miałem je wszystkie. Zacząłem je segregować na miesiące i tak dalej. Potem przyklejałem je do ściany tworząc naszą historie. Pierwszego zdjęcia nie zrobiła (T.I). Wziąłem jej z internetu. Było to nasz przypadkowe spotkanie na lotnisku ostatnie zaś było zdjęcie (T.I) ze mną tuż przed jej zasłabnięciem. Skończywszy stanąłem po drugiej stronie ciemni i lustrowałem fotografie. Potem oglądałem każde zdjęcie z bliska i uświadomiłem sobie coś niesamowitego.
    Nasza miłość naprawdę miała sens, choć wcześniej tak nie uważałem.
Wierzyliśmy, że nasza miłość może trwać wiecznie. Ale tak nie jest. Miłość to swobodnie płynąca energia, która przychodzi i odchodzi kiedy jej się to podoba. Czasami zostaje na całe życie, czasami sekundę, dzień, miesiąc. Jednak tym razem miłość nas rozdzieliła. Ta historia pokazuje, że trzeba wykorzystywać każdą chwilę życia, bo nigdy nie wiemy co przyjdzie następnego dnia. Tak naprawdę wszystko może sie zmienić. Ta historia pokazuje również, ze tak naprawdę liczy sie pogoń za marzeniami, a nie rzeczy materialne stające sie naszym chwilowym pragnieniem. W życiu nie liczy sie bogactwo, a bycie wiernym swoim ideałom, poświecenie dla osób, które kochamy, a na końcu sama miłość, która jest symbolem wewnętrznego spełnienia i osiągnięcia szczęścia.



(T.I) i ja. Los Angeles


Nasze randki


Ja i (T.I) w Polsce

 
My na co dzień
Darcy - roczek

Marzenie



 
Darcy i ja 1


Darcy i ja 2
 
Darcy i ja 3
 
Darcy 5 lat
Nauka chodzenia
Spacerki z naszymi córeczkami
My i nasze dzieciaki

Cóż mogę powiedzieć.
Chyba tylko tyle, że smutno mi, bo to już koniec.
Bardzo zżyłam się z Wami, a pisanie tego opowiadania stało się częścią mnie.
Ten blog stał się częścią mnie i nie wiem jak to będzie już go nie pisać..
Dziękuję Wam wszystkim za to, że wywoływałyście uśmiech na mojej twarzy, zawsze gdy tego potrzebowałam ;)
Dziękuję za każdy komentarz, za każde dobre słowo, ale i za krytykę.
Na koniec dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną od początku ECC, naprawdę podziwiam Was za to, że czytaliście te wypociny.
Nie no..
Po prostu kocham Was wszystkich <3
ie zapomnę tego wspaniałego uczucia, które towarzyszyło mi z każdym nowym komentarzem.
Naprawdę za wszystko bardzo Wam dziękuję.
Kocham Was mocno bardzo ;***
Teraz mała niespodzianka.
Otóż to link do mojego nowego opowiadania
http://turn-back-time2505.blogspot.com/
Jak na razie znajdziecie tu tylko bohaterów, ale niedługo powinien pojawić się prolog ;)

Po raz ostatni na tym blogu proszę o komentarz ;p
Pozdrawiam i całuję Was moje kochane Mell ;*




 

piątek, 23 maja 2014

65. Love will tear us apart

*(T.I)*
   Wszystko wokół ciebie wiruje. Wiedziesz kolorowe plamy, rozmyte kształty. Słyszysz szum, niewyraźne głosy, chodź jeden z nich jest inny. Jeden z nich woła twoje imię. Ten jego głos odbija sie echem w twojej głowie. Nie wiesz co sie dzieje. Czujesz czyjś dotyk, który koi przeszywający twoje ciało ból. Czyjaś obecność jest dla ciebie podporą w jakiś niewyobrażalny sposób. To dziwne, ale wydaje ci się, że jestem bezpieczna, że ten ktoś cie obroni. Chcesz sie skupić, zrozumieć gdzie jesteś i co sie dzieje, ale twoje powieki są ciężkie. Za wszelka cenę jednak starsza sie je otworzyć. Wiesz, że teraz musisz to zrobić. I stało sie. Najpierw zobaczyłaś porażające cię światło, a potem jego twarz.


*Harry*
   Pierwszy raz w życiu, aż tak sie boje. Myślałem, ze podczas X Factor przekroczyłem już granice niepokojącego uczucia, jednak teraz wiem, że to nic w porównani z lękiem jaki czułem jeszcze kilka godzin temu.
   Znalazłem ją na dworze. Leżała na trawie. Cała przemoknięta. Byłą nieprzytomna i wtedy moje serce ogarną nieprzebrany strach. Wiedziałem jednak, że muszę cos zrobić. Delikatnie podniosłem ją z ziemi i zaniosłem do salonu. Sekundę później zadzwoniłem na pogotowie. Ekipa ratunkowa przyjechała po 10 minutach. Po 10 najdłuższych minutach mojego życia. Przez ten czas nie byłem w stanie zrobić nic. Lęk o (T.I) obezwładnił mnie całkowicie. Nie mogłem o niczym myśleć, trzęsły mi się ręce i z trudem komunikowałem sie z innymi. W końcu jednak spiąłem dupę i rzeczowo porozmawiałem z lekarzem. Kilka minut później zespół ratunkowy zabrał ją do szpitala. Ja i El również sie tam udaliśmy. Całą drogę myślałem jedynie o tym, by jak najszybciej dotrzeć do celu. Jechałem jak wariat, ale opłaciło się, bo do szpitala wszedłem równo z zespołem ratunkowym, który przywiózł tu (T.I). Dobiegłem do noszy, na których wieziono dziewczynę i chwyciłem ją za rękę. Przez sekundę wydawało mi sie nawet, że dziewczyna otworzyła oczy i chciała ścisnąć moją rękę.   
   Teraz jednak nie jestem pewien co widziałem. Może po prostu chciałem to zobaczyć? Sam już nie wiem. Pewien jestem tylko tego co powiedzieli mi lekarze. Doktor Chease stwierdził, że (T.I) jest stabilna, choć jej organizm jest wycieńczony. Jedyny uraz jaki miała to zwichnięta kostka. Oczywiście na początku zbadano dziecko, któremu nic sie nie stało. Lekarz prowadzący powiedział również, że zrobią (T.I) morfologię, a po za tym musimy czekać aż dziewczyna sie obudzi.


    Wiec czekam. Dochodzi 23.00, El zaś wysłałem do domu jakieś pół godziny temu. Dziewczyna ma jutro ważne zaliczenia. Nie może tu teraz siedzieć. Ja natomiast jestem tu cały czas. Już sześć godzin. Cały czas ściskam jej dłoń i wpatruje sie w nią z nadzieją, że zaraz sie obudzi. Dobija mnie to, że siedzę tu i myślę. Chcę zmienić świat dla (T.I), ale nie mogę. Chcę jej pomóc, sprawić by była szczęśliwa chociaż przez chwilę, ale nie jestem w stanie tego zrobić. W końcu z bezsilności i smutku płaczę. Patrzę jak (T.I) cierpi, a nie mogę jej pomóc. Widzę, że odczuwa ból, ale nikt nie może nic na to poradzić, bo środki znieczulające nie działają. To nie w porządku, że ona tak cierpi i gdyby tylko mógł wziąłbym na siebie wszystko to co ona przeżywa. Boże błagam Cię zwróć mi (T.I)!
   A wiecie co jest najgorsze? To, że ignorujemy minuty naszego życia nie wiedząc, ile jedna może zmienić. W ciągu minuty może stać sie wszystko. Możemy rozpętać wojnę, jedną złą decyzją może wywrócić nasz świat do góry nogami. W ciągu jednej minuty możemy stracić kogoś, kto jest naszym życiem. Gdy tylko pomyśle sobie, że (T.I) mogła zasłabnąć wczoraj, gdy nie było mnie w domu. Gdy pomyślę, że przez mój idiotyzm doprowadziłem ją na skraj wytrzymałości fizycznej i psychicznej, że mógłbym ją stracić, ogarnia mnie złość i nienawiść do samego siebie. Nigdy nie wybaczył bym sobie, gdyby coś stało sie (T.I).
   Muszę być jednak dobrej myśli. Wiem, że (T.I) tak łatwo sie nie podda. Ona zawsze postawi na swoim i tak samo będzie tym razem. A już za kilka dni, będziemy mogli przytulić nasze maleństwo, a potem weźmiemy ślub i w końcu będziemy szczęśliwi.
   Siedzę tak i myślę i nawet nie wiem w którym momencie zacząłem mówić do (T.I).
H: Skarbie... To ja Harry. Chcę ci powiedzieć, że cię kocham i...- zachłysnąłem sie powietrzem, wiedząc, że jestem bliski płaczu. Dlaczego to jest takie trudne?! Odetchnąłem głęboko i wydukałem.
H: Kochanie wszystko będzie dobrze. Nigdy nie jest tak źle, żebyśmy sobie z tym nie poradzili. Jeśli mnie teraz słyszysz, wychodzę naprzeciw, by dać ci znać, że nie jesteś sama. I nawet nie zdajesz sobie sprawy, z tego, że jestem przerażony, jak diabli. Kochanie błagam cie wróć do mnie. Proszę...- musiałem chwile ochłonąć, po czym kontynuowałem.- Proszę, pozwól mi cię zabrać z ciemności do światła, bo wierzę w ciebie i w to, że przetrwasz kolejny raz. Przestań myśleć o najprostszej drodze wyjścia. Nie ma potrzeby, by zdmuchiwać świecę, ponieważ to jeszcze nie twój koniec. Jesteś o wiele za młoda, a najlepsze dopiero nadejdzie...- przerwałem na chwile po czym dodałem- Cholera (T.I)! Nie rób sobie ze mnie jaj! Otwieraj oczy i powiedz mi, że to żart. Proszę.. Skarbie potrzebuję cie... Nie chce cie stracić.. Błagam nie zostawiaj mnie! Proszę... Proszę...- wyjąkałem błagalnie, po czym ucałowałem dłoń mojej ukochanej, w czasie gdy po moich policzka spływały łzy.


*(T.I) 10 maja*
Chyba czas sie obudzić. Nareszcie jesteś gotowa to zrobić. Z całej siły starasz sie poruszyć dłonią i udaje ci się. Czujesz... Czujesz, że ktoś trzyma cie za rękę. Powoli otwierasz oczy. Mrugasz kilkakrotnie i znów napotkasz jego piękna choć zmęczona twarz. Oby tym razem nie zniknęła ona tak szybko! Twoje oczy przyzwyczaiły sie już do jasnego światła. Patrzysz na chłopaka, a sekundę później słyszysz jego aksamitny głos.
H: (T.I)! Dzięki Bogu!- odetchnął z ulgą, a następnie złączył wasze usta. Nie zdążyłaś nic zrobić, a Harry odsunął sie i oświadczył, ze idzie po lekarza. Czekałaś cierpliwie starając sie zrozumieć dlaczego właściwie jesteś w szpitalu.
D: Jak sie czujesz?- zapytał doktor Chease wchodząc na salę.
(T.I): Dobrze. Chyba. Dlaczego jestem w szpitalu?- nie usłyszałaś jednak odpowiedzi, a zamiast tego twoje źrenice zostały potraktowane ostrym światłem.
D: Źrenice reagują. Pamiętasz co sie stało?
(T.I): Gdybym pamiętała to nie pytałabym cie dlaczego tu jestem..
H: Byłaś na dworze. Zemdlałaś.-odparł z niepokojem spoglądając na ciebie. W twojej głowie zaś wszystko przewinęło się jak film. Już widziałaś co sie stało. Już wiedziałaś co się stanie.
D: (T.I) dobrze się czujesz?- zapytał zaniepokojony.
(T.I): T..Tak.
D: Twoje serce zabiło szybciej. Znowu.- powiedział gdy aparatura wydała głośny dźwięk.
H: To powtarzało sie wcześniej.
D: Powinniśmy zbadać twoje serce.- stwierdził oddalając sie po przenośny zestaw EKG. Chwilę potem Robert monitorował pracę twojego serca. Przez większa część badania jego twarz była kamienna, jednak pod koniec wyrażała coś w rodzaju żalu i zmartwienia.
H: I co?- doktor Chease odwrócił sie i spojrzał na Harrego, a potem na ciebie. Nie miał dobrych wieści.
D: (T.I) ma migotanie przedsionków, czyli jej serce nie pracuje równo. Na dodatek liczba czerwonych krwinek spadła do 6,3 miliardów a to już zagrożenie życia. Właściwie twoja krew wygląda jakby ktoś przepuścił ją przez blender. Pierwszy raz w życiu widzę taki przypadek. Jedynym wyjściem jest cesarskie ciecie, ale płuca dziecka nie są do końca rozwinięte i...
(T.I): Nie kończ. Nie chcę nawet o tym słyszeć.- przerwałaś spuszczając wzrok.
H: Jest jakieś inne wyjście?- poczułaś, że Harry mocniej ściska cie za rękę, tym samym dodając ci otuchy.
D: Cóż.. Możemy spróbować podać dziecku sterydy, ale i tak potrzeba 2 dni by płuca dobrze sie rozwinęły, a (T.I) może tyle nie wytrzymać.
(T.I): W takim razie chcę tego spróbować.
H: Oszalałaś?!- zapytał puszczając twoja dłoń i wstając.
(T.I): Nie. Mówię poważnie.
D: Ale podanie ci sterydów jest bardzo ryzykowne. Mogą one przyspieszyć rozpad czerwonych krwinek, a więc doprowadzić cie do śmierci!
(T.I): W takie razie nie podawajcie mi sterydów i na cesarskie ciecie też sie nie zgadzam. Wytrzymałam dwa tygodnie bez leków, wytrzymam jeszcze tydzień.- przez chwile nikt sie nie odzywał. Harry stał z rękoma założonymi na piersiach i wpatrywał sie w przestrzeń, a doktor Robert chyba próbował wymyśleć coś co cię przekona do cesarki.
H: A co jeśli nie wytrzymasz?! Co jeśli cos sie stanie?!- wybuchł nagle, a w jego oczach był strach i złość.
(T.I): Wytrzymam. Wszyscy wiemy, że jeśli sie uprę dam radę.
D: Obawiam sie, że tym razem to nie wystarczy.
(T.I): Musi, bo nie widzę innego wyjścia.- odparłaś, a chwilę później zrezygnowany Robert opuścił salę. Harry stał nieopodal łóżka, ale nie patrzył na ciebie.
(T.I): Harry..- chciałaś przyciągnąć jego uwagę i rzeczywiście kilka chwil później zielonooki zabrał głos.
H: Jak to jest, że nigdy nie pytasz mnie o zdanie? Dlaczego?
(T.I): To nie tak, że nie liczę sie z tobą. Po prostu wiem..
H: Co bym wybrał? Skąd możesz to wiedzieć?- zapytał z wyrzutem.
(T.I): Więc powiedz mi.
H: Powinnaś poddać się cesarce.- odparł i usiadł obok ciebie.
(T.I): Dziecko może nie przeżyć. Naprawdę myślisz, że zdołałabym żyć ze świadomością, że zabiłam własne dziecko?
H: Przecież nikt nie przesądził o jego śmierci.- odrzekł załamując ręce.
(T.I): 60% wcześniaków nie przeżywa. Po za tym jak nasze dziecko miałoby oddychać bez płuc? Myślisz ty czasem?
H: Wierzysz statystykom? Nie rób sobie jaj..
(T.I): Tak. A tobie nie zależy już na dziecku? Przecież tak cieszyłeś sie, że będzie ojcem? Już ci przeszło?
H: Nie.
(T.I): Wiec dlaczego jesteś i byłeś zły za to, że chcę ratować dziecko?- Harry wstał gwałtownie. Przetarł rękoma twarz, wypuścił głośno powietrze i mówił.
H: Bo wtedy ja tracę ciebie! Nie rozumiesz, że możesz umrzeć? (T.I) nie jesteś niezniszczalna. Już ledwo sie trzymasz. Myślałaś o tym..?- pytał patrząc na ciebie litościwie.
(T.I): Tak i wiem, że dam radę. Przykro mi tylko, że ty już mnie pochowałeś.- odparłaś ze łzami w oczach.
H: Nawet tak nie mów. Cały czas w ciebie wierzyłem, wierzę i będę wierzył.
(T.I): Wiem.- nagle rysy twarzy Harrego złagodniały.
H: Skąd?
(T.I): Słyszałam co mówiłeś, gdy spałam. To było piękne i tylko dlatego sie obudziłam. Wiedziałam, że na mnie czekasz, więc proszę pomóż mi i tym razem. Nie zostawiaj mnie samej. Proszę.- powiedziałaś, a twoja broda drgnęła niebezpiecznie. W tej samej sekundzie Harry znalazł się z powrotem przy twoim łóżku i powiedział.
H: Przejdziemy przez to razem Kochanie.- i obdarzył cie uśmiechem.
   Nie odzywaliście sie. Harry jedynie patrzył na ciebie i chyba coś analizował. Z każdym razem, gdy napotykałaś jego spojrzenie miałaś ochotę płakać. Patrzył na ciebie tak jakbyś już nigdy miała nie wstać z tego łóżka, jakbyś już przegrała.
(T.I): Dlaczego tylko patrzysz? Porozmawiaj ze mną. Dla mnie liczy sie każda chwila.- chłopak nie odpowiedział tylko gestem poprosił, żeby sie przesunęła. Sekundę później zajął miejsce obok ciebie. Objął cie ramieniem, a ty wtuliłaś sie w niego.
H: Kocham cie.
(T.I): Ja ciebie też. Obiecasz mi coś?
H: Co?
(T.I): Gdy to wszystko sie skończy pojedziemy do Polski. Chcę pokazać babci maluszka.
H: Oczywiście, że pojedziemy. A potem ty i Darcy pojedziecie ze mną w trasę. Ale najpierw oczywiście ślub...- i tak zaczęliście planować przyszłość. Rozmawialiście około dwóch godzin, ale potem Hazz wydawał sie coraz bardziej senny, aż w końcu usnął.
   Ty jednak nie zasnęłaś. Myślałaś. O tym co sie dzieje. O tym co było i co będzie. Myśląc tak zaczęłaś zastanawiać sie nad historią swojego życia. Poszukujesz w niej dobra lecz sądzisz, iż ono cie unika. Wydaje sie jakby zło kochało twoje towarzystwo. Jednak pośród tych wszystkich problemów jest promyczek światła i nadziei, który jest ze tobą zawsze gdy tego potrzebujesz. On jest więcej niż mężczyzną, a to co do niego czujesz to coś więcej niż miłość. To powód dla którego niebo jest niebieskie, a życie nadal sie toczy. Hazz jest niemal idealny. Myślisz niemal, bo nikt do cholery nie może być ideałem. A może Harry jest wyjątkiem od reguły? W każdym razie dla ciebie jest niczym anioł. Piękny, dobry, doskonały. Długo wpatrywałaś sie w śpiącego chłopaka. Studiowałaś każdy centymetr jego ciała. Począwszy od jego loków, prze zielone oczy, aż po klatkę piersiową unoszącą sie miarowo. Tak Harry jest idealny.
   Ciekawszą jednak kwestią było to dlaczego Harry jest z tobą. Przecież jesteś przeciętną dziewczyną. Nie wyróżniasz sie niczym z tłumu. Właściwie to masz paskudny charakter, jesteś nieustępliwa, a nieraz wredna. No i przede wszystkim skrzywdziłaś go tak wiele razy, a Harry mimo to nadal jest przy tobie. Czy to miłość? Bez wątpienia. Czy o tym zawsze marzyłaś? Bez wątpienia.
   Koleją godzinę spędziłaś na rozmowie z Harrym w pewnym momencie poczułaś, że coraz ciężej nabrać ci powietrze. To nie wróżyło nic dobrego. W końcu doszło do tego, że ledwo oddychałaś. Hazz nie czekał ani chwili i pobiegł po lekarza. Nagle na salę wbiegł doktor Chease i doktor Woods. Ten pierwszy dopadł do ciebie i przyłożył stetoskop do twojej klatki piersiowej, drugi zaś założył ci na twarz maskę tlenową, która na niewiele się zdała, gdyż prawie nie nabierałaś powietrza.
D: To zator płucny. Jedziemy na blok!- krzykną Robert i chwilę później wyprowadzili twoje łóżko na korytarz. Wszystko działo sie szybko, aż do momentu, w którym napotkałaś twarz Harrego. Wtedy twoje myśli pochłoną tylko zielonooki.
I teraz wszystko zrozumiałaś. Kiedy jesteś z Harrym wszystko nabiera sensu. Wiesz, że nie możesz odpuścić, a tak sie dzieje tylko wtedy, kiedy dusza, znajdzie duszę, na którą czekała. Kiedy ktoś wchodzi do twojego serca przez otwarte drzwi. Kiedy ktoś wchodzi w twój świat i zmienia go na zawsze. Ty wiesz, że nie ma żadnych innych oczu, które mogłyby przejrzeć cie na wylot. Niczyje ramiona nie mogłyby wznieść cie tak wysoko.

Nikt inny nie mógłby sprawić, żebyś czuła sie szczęśliwa, a teraz to wszystko sie kończy.
Jechaliście na blok operacyjny. Harry był cały czas przy tobie. W momencie gdy na kilka sekund straciłaś przytomność i z powrotem ją odzyskałaś, zrozumiałaś, że coś kończy się, żeby coś innego mogło mieć swój początek. Pojęłaś, że nie można mieć wszystkiego na raz, że szczęście ukryte jest w każdej z części naszego życia, a wystarczy ją odnaleźć. Harry trzymał cie za rękę. Lekarze powiedzieli, że Hazz nie może z wami wejść, ty jednak na chwilę zatrzymałaś go. Chłopak przybliżył sie do ciebie, a ty powiedziałaś z trudem.
(T.I): Gdy mnie zabraknie już, świat sie nie zatrzyma. Będę daleko stąd, ale po mnie zostanie ślad.- zakończyłaś nabierając powietrza z charakterystycznym świstem. Chwilę potem wjechaliście na blok. Przez chwilę wszystko wirowało przed twoimi oczami lecz po chwili częściowo odzyskałaś świadomość. Spojrzawszy w górę zobaczyłaś Harrego na balkonie dla bliskich pacjentów, a strach który cie na chwilę ogarną znikną. Martwiła cie zaś inna rzecz. Twój oddech był płytki, niemal więzł w gardle.
D: Wystrzykniemy ci kontrast i zobaczymy gdzie jest skrzeplina, a potem usuniemy ją. Niestety nie możemy podać ci znieczulenia. Przepraszam jeśli zaboli.- powiedział Chease i chwilę później zaczęli robić to co powiedział. Na początku poczułaś pieczenie w klatce piersiowej, na skutek podania ci kontrastu, a chwile potem lekarz wsunął do żyły głównej jakiś przyrząd. Po kilku minutach wyciągną się i wydawałby się, że wszystko jest w porządku. Nagle twoje serce zakołatało tak szybko, że myślałaś, iż wyskoczy ci z piersi. Ostatnie co zrobiłaś to spojrzałaś na Harrego i posłałaś mu bezdźwięczne "kocham cię".


*Harry*
Patrzyłem z góry na wszystko co sie dzieje. Byłem przerażony. Kilkunastu ludzi biegający wokół (T.I), robiących rzeczy, których nie pojmuję. Nagle zamarłem. (T.I) utkwiła we mnie swoje spojrzenie. Było ono przepraszające, a za razem pełne uczucia. Następnie wyczytałem z jej ust "kocham cię", a w jej oczach zobaczyłem gasnący blask życia. Odruchowo przeniosłem swoje spojrzenie na monitor obserwujący pracę serca (T.I). I znów zostałem rozerwany na strzępy przez długą linię ciągnącą sie na ekranie. Zachłysnąłem sie powietrzem i opadłem do przodu. Bezsilny ręką oparłem sie o szklaną powłokę przede mną. Patrzyłem jak lekarze próbują odratować (T.I). Nagle jeden z nich przesunął koszulę (T.I), a oczom wszystkich ukazał sie ogromny krwiak na brzuchu dziewczyny. Wtedy też zaprzestano resuscytacji. Nagle doktor Woods przyszedł do mnie.


 G: Harry.. (T.I) nie da sie uratować. Doszło do krwotoku wewnętrznego. Przykro mi.- czułem jak każde jego słowo mnie rani. Jak każde słowo robi ogromną bliznę w moim sercu. To było porównywalne do bólu osoby, której ktoś wbiłby w plecy tępy sztylet i przekręcał go dodając cierpień ofierze.
D: Jednak nadal możemy uratować dziecko. Zgadzasz sie na cesarskie ciecie?- słyszałem pytanie, ale nie odpowiedziałam. Coś mnie blokowało.
G:Harry? Czas mija.- kiwnąłem jedynie głową, a sekundę później lekarz wrócił na salę operacyjną. Bezsilnie osunąłem sie na ziemię. Coś dusiło mnie od środka. Nie pozwalało oddychać. Po policzkach spływały mi łzy, którym wręcz krztusiłem się. Pytałem sie dlaczego? Przecież jeszcze 10 minut temu (T.I) śmiała sie i planowała ze mną przyszłość, a teraz nie żyje. Nie żyje? JAK TO MOŻLIWE?
H: Przecież prosiłem Cię Boże!- krzyknąłem spoglądając w górę. Siedziałem na podłodze zalewając sie łzami, gdy nagle usłyszałem płacz dziecka. Podniosłem sie ocierając twarz. Spojrzałem przez szybę i zobaczyłem małe dziecko w ramionach pielęgniarki.
G: Gratuluję masz córeczkę.- powiedział doktor Woods. Mam córeczkę, ale czy nadal jej chcę?
   Cała noc spędziłem w szpitalu. Pielęgniarka pozwoliła mi potrzymać dziecko. Myślałem jednak, że inne uczucia będą mi wtedy towarzyszyć. Miałem ją na ręku, patrzyłem na nią, ale nie czułem nic. Mimo że jej brązowe oczka wpatrywały sie we mnie niewinnie wręcz chciałem oddać ją jak najszybciej pielęgniarce. Resztę nocy zaś spędziłem przy (T.I). Płakałem patrząc na nią. Przecież ona wyglądał jakby spała.
Jakby zaraz miała sie obudzić, a tak naprawdę nie obudzi sie nigdy. Dlaczego? Dlaczego tak sie stało? To jakaś cholerna niesprawiedliwość, że odebrano mi to co było dla mnie najcenniejsze. W nocy również powiadomiłem wszystkich o śmierci (T.I). Wszyscy zareagowali tak samo. Płakali.
   Dzisiejszego ranka miałem zabrać dziecko ze szpitala. Około 9.00 dołączyli do mnie chłopcy oraz El i Perrie. Wszyscy postanowili, że pomogą mi zająć sie dzieckiem. Najtrudniejsze jednak przed nami. Musieliśmy wyjść na dwór, a zapewne świat wiedział już o tym co sie stało. Otworzywszy drzwi nie rozbłysły flesze, nie było słychać pisków fanek. Było cicho. Fani ustawili sie w szeregu robiąc nam przejście. Nikt nic nie mówił. Posyłali mi jedynie smutne uśmiechy.
   W domu również nie było wesoło każdy z nas przechodził z kąta w kąt. Nagle usłyszeliśmy muzykę. Wyszliśmy na dwór, a tam zobaczyliśmy tłum fanów przed naszym domem. Zebrani zaczęli śpiewać moją partię solo w "Moments".
T:
If we could only have this life for one more day
If we could only turn back time
..- już wtedy po moich policzkach spłynęły łzy, a w głowie przewinęły sie wspomnienia z (T.I). Było ich tak dużo i mogło być więcej, ale zły los musiał pokrzyżować na plany...
   Kilka dni później odbył sie pogrzeb (T.I). Widok mojej ukochanej w trumnie zrobił koleją  ogromną bliznę w mojej duszy. Właściwie zastanawiałem sie co jeszcze trzyma mnie przy życiu. Myślami byłe daleko do chwili, gdy Louis zaczął swoja przemowę.
Ls:
Na każde wspomnienie o (T.I) do moich oczu napływają łzy, a na usta ciśnie się jedno pytanie. "DLACZEGO?!" Przecież była taka młoda. Miał przed sobą całe życie. Mogła tyle osiągnąć. Mogła być kimś. I gdy tak sobie myślę przypominają mi sie jej słowa "To dziecko jest moim marzeniem". Być może to właśnie ten maluszek spełnił jej pragnienia. W każdym razie powinniśmy zapamiętać (T.I) jako osobę pełną życia, oddaną przyjaciołom, rodzinie. Ona była po prostu niesamowita. Podziwiałam ją. Najbardziej zapamiętam to, że potrafiła uśmiechać sie mimo wszystko. I to jak sie uśmiechać! Potrafiła uśmiechać sie oczami. Nawet mimo tego, że te przed chwila przepełnione były łzami. Bo jak sama mówiła: LUDZIOM NIE POTRZEBNY JEJ SMUTEK, TYLKO NADZIEJA. Ta dziewczyna tchnęła w nas życie zawsze wtedy, gdy my sie poddaliśmy, więc nie możemy poddać sie teraz. Zróbmy to dla (T.I) i walczmy dalej. O nas, o jej dziecko, o ideały, w które wierzyła. Jestem pewien, że mimo, iż nie ma jej wśród nas ciałem na zawsze zostanie z nami tutaj- w sercu.- Louis zakończył, a ja całkowicie sie rozkleiłem.

Słysząc tę mowę z moich oczu również skapywały strumienie. Wiedziałem, że (T.I) byłaby za to zła. (T.I) ostatnimi czasy i nie pozwalała sobie płakać i nam także. Twierdziła, że to do niczego nie prowadzi. Miała racje, ale pominęła fakt, że to jedyny sposób, by pozbyć się emocji, z którymi sobie nie radziliśmy. Boże! Jak ja chciałbym mieć ją przy sobie. Oddałbym wszystko za jej życie! Dlaczego mi ją zabrano?!- pomyślałem nim jej trumnę przykryła ziemia.


No cóż.. Rozdział jest.. Myślę.. Kontrowersyjny..
Chcę po prostu znać Wasze zdanie o nim ;)
Jeśli chodzi o rozdział to jest on również ostatni.
Dziękuję bardzo za komentarze pod poprzednim postem i przepraszam jeśli ten Was rozczarował ;*
Mell :*

czwartek, 15 maja 2014

64.brOKen

*(T.I) 8 maja*
Minęło trzy dni odkąd Harry wrócił do Londynu. Z jednej strony cieszysz sie, a z drugiej wolałbyś, żeby nadal był w Ameryce. Przynajmniej oszczędziłby ci tego co teraz czujesz. Nie musiałbyś martwić sie tym wszystkim. Wszystko byłoby prostsze. Teraz zaś jesteś na skraju wytrzymałości psychicznej. Nie możesz znieść tego co sie dzieje między wami. Jest tak jakbyście nigdy nic dla siebie nie znaczyli. Wszystko co was łączy sprowadza sie obecnie do koniecznych gestów, jak podanie kubka herbaty. Wy nawet nie rozmawiacie. Próbowałaś, ale Harry nie jest skory do pogawędki. A jeśli już sie odezwie, mówi pół zdaniami. Najczęściej jednak chodzi bezcelowo po domu.


Wpatruje sie pusto w przestrzeń. Jedynie czasem obdarzy cie spojrzeniem, które zdradza to co on naprawdę czuje. Choć patrzy na ciebie z wyrzutem, pod tą zewnętrzną warstwą chłodu ukryty jest strach i troska o ciebie. Nie zmienia to jednak faktu, że Harry jest zupełnie obojętny w stosunku do ciebie. Ty zaś cierpisz i to cholernie. Nie chodzi nawet o ból fizyczny. To właśnie patrzenie na Harrego, który niemal brzydzi sie ciebie, boli najbardziej. I ta frustrująca cisza, która narasta dzień po dniu. Zamiast zbliżyć sie do siebie, oddalacie sie. Ta cisza niszczy wszystko. To jest gorsze od kłótni, wyzwisk i trzaskania drzwiami. Obojętność, która wszystko pieprzy. Doszczętnie niszczy każde z was. Zabiera ci Harrego i z tym nie umiesz sobie poradzić. Z reszta tak jak Harry. To wszystko was przerosło. Nie potraficie odnaleźć sie w tej sytuacji. A kto znów wszystko spieprzył? No jasne, że ty. Pogrążałaś sie w czarnych myślach łkając cicho. Patrzyłaś przez okno na otaczający cie świat. Słońce powoli zachodziło, ale na dworze roiło sie od ludzi. W sumie nic dziwnego. Ostatnimi czasy jest coraz cieplej. Och! Ile byś dała by móc poczuć na swojej skórze wiosenny wietrzyk, zamiast być zamkniętą w czterech ścianach. Widziałaś także zakochane pary, rodziny spacerujące chodnikiem, wszyscy byli szczęśliwi. Dlaczego wy nie możecie w końcu żyć w błogiej sielance? Dlaczego to zawsze ty masz zjebane życie, zastanawiałaś sie, podczas gdy z twojego podbródka skapywały łzy. Jednak wytarłaś je szybko. Na płacz jest już za późno. Z resztą co to da.. Nagle usłyszałaś pukanie do drzwi.
(T.I): Proszę.- powiedziałaś cicho.
E: Zejdź do nas na dół. Siedzisz tu sama cały dzień.- mówiła Eleanor zbliżając sie do ciebie.
(T.I): Nie. Wolę.. Wolę posiedzieć tu.
E: (T.I) proszę cie.. Nie możesz całe dnie samotnie koczować w sypialni..
(T.I): Mogę. Po za tym tu mi jest dobrze. Chce tu zostać, a ty idź.- odparłaś stanowczo. Dziewczyna stała i wpatrywała sie w ciebie.
E: Znów płakałaś..- bardziej stwierdziła niż zapytał. Na jej twarzy malowała się bezradność. Eleanor zapewne nie wiedziała co ma robić. A tobie chodziło jedynie o to by dała ci święty spokój.
E: Słuchasz mnie? Mówiłam, że.. Z reszta nie ważne.- skwitowała zrezygnowana.
(T.I): Przepraszam. Zamyśliłam sie.
E: Zejdziesz na dół?- w odpowiedzi przecząco pokręciłaś głową.
E: Jak chcesz..- odrzekła zawiedziona i ruszyła do wyjścia. Gdy była przy drzwiach rzekłaś.
(T.I): Nie martw sie o mnie. Wszystko będzie dobrze.
E: Mam taką nadzieję.- odparła uśmiechając sie. Jeszcze trochę, a sama uwierzysz te kłamstwa..


Nie minęło pięć minut, a usłyszałaś krzyki na dole. Postanowiłaś sprawdzić co się dzieje. Z trudem zeszłaś ze schodów. Będąc przed kuchnią usłyszałaś.
H: ...ona nigdy nie jest niczemu winna! Zawsze będziesz jej bronić?!
E: Dobrze wiesz jak (T.I) sie teraz czuje. Ona potrzeb..
(T.I): Eleanor nie musi mnie bronić.- wtrąciłaś przerywając kłótnie, a ich zaskoczone spojrzenia powędrowały na ciebie. Harry stał chwilę nieruchomo wpatrując sie w ciebie, po czym chciał wyjść, a gdy cie mijał powiedziałaś.
(T.I): Proszę cie nie patrz tak na mnie.- Harry nie opowiedział. Mierzyłaś sie z chłopakiem spojrzeniem. Widziałaś, że chciał coś powiedzieć, ale sie powstrzymywał. Ty zaś kontynuowałaś.
(T.I): Masz prawo być na mnie zły, ale przestań zachowywać sie jak dzieciak. Porozmawiaj ze mną. Przestań udawać, ze jestem powietrzem.
H: Ja zachowuję sie jak dziecko? Żartujesz sobie?
(T.I): Nie. I wybacz pomyliłam sie. Zachowujesz sie jak rozkapryszony bachor.
H: To żałosne..
(T.I): Masz rację. Wiec zakończmy to tu i teraz. Jeśli chcesz możesz wyjechać. Ja cie nie zmuszę, żebyś został.
H: Nie. Nie wyjadę.
(T.I): To po co właściwie przyjechałeś?
H: Przyjechałem tu, żeby..- zaciął sie, a ty dokończyłaś.
(T.I): Żeby patrzeć jak sie męczę? Żeby mnie ranić?
H: Ja ranie ciebie? Ty chyba naprawdę robisz sobie ze mnie jaja..
(T.I): Wyobraź sobie, że nie tylko tobie jest ciężko Harry.
H: No tak.. Przecież zawsze jesteś pokrzywdzona i nigdy nie jesteś niczemu winna. Od początku byłaś uparta i zawsze stawiałaś na swoim, ale teraz przegięłaś! Wybaczyłem zdradę, wybaczyłem wiele kłamstw, ale to przewyższa wszystko!- milczałaś. Dobrze wiedziałaś, że Hazz ma racje.
H: A tak właściwie może to wcale nie jest moje dziecko?! Bóg wie z kim sie ruchałaś!- na te słowo poczułaś jakby ktoś wybił ci ogromna dziurę w sercu. Nie mogłaś uwierzyć w to co powiedział Harry. Jednak nie zareagowałaś, a on nadal bluzgał obelgami w twoja stronę. Jedynie obserwowałaś Harrego. Widziałaś jak jego mięśnie napinają się, a rysy twarzy zaostrzają. Jak między jego brwiami formuje sie zmarszczka wywołana zdenerwowaniem. Jak jego spojrzenie przepełnia sie gniewem i wściekłością.
E: Harry! Przestań!- powiedziała nagle brunetka chcąc uspokoić sytuacje.
H: Eleanor nie wpieprzaj sie!- warknął na dziewczynę.
(T.I): A ty na nią nie krzycz!
H: No tak. Przecież to kolejna niewinna!- odparł wyśmiewając Calder. Co sie z nim dzieje. Twój Harry sie tak nie zachowuje. Po kilku chwilach zapytałaś.
(T.I): Po co przyjechałeś?
H: Żeby być przy tobie.- opowiedziała nieco spokojniejszy.
(T.I): Przy mnie? Chyba sobie kpisz.. Odkąd tu jesteś zamieniłeś ze mną może trzy zdania. Unikasz mnie i odtrącasz. Pokazujesz mi jak bardzo mną gardzisz. W taki sposób chcesz mi pomóc?!- chłopak nie odpowiadał.
(T.I): Tak. Myślałam. I wiesz co? Jak dla mnie możesz wrócić skąd przyszedłeś.- skwitowałaś, a Hazz ruszył w stronę drzwi i znikał z nimi. Wtedy zakręciło ci sie w głowie i opadłaś na krzesło. Nie miałaś już siły. Byłaś wyczerpana. Fizycznie i psychicznie. To wszystko to zbyt wiele.


*Harry 9 maja*
Była 6.00 rano i powoli zmierzałem do domu. Całą noc spędziłem na mieście. Na początku byłem wściekły. Szedłem przed siebie. Miałem gdzieś wszystkich i wszystko. Upust moim emocjom dałem kopiąc wszystkie napotkane na mojej drodze rzeczy. W końcu dotarłem do centrum Londynu. Tam wstąpiłem do pierwszego lepszego baru. Od razu zamówiłem butelkę whisky i usiadłem z nią w kącie sali. Zająwszy miejsce przy stoliku zacząłem powoli sączyć alkohol. Nie kłopotałem sie nawet piciem ze szklanki. Złotobrązowa cieszy z łatwością trafiała z butelki prosto do moich ust. Na początku kilka osób chciało sie do mnie dosiąść, ale subtelnie powiedziałem im, żeby spieprzali. Po 30 minutach opróżniłem całą butelkę. Kilka minut później urwał mi sie film. W tamtym momencie byłem za to wdzięczny. Mogłem odpocząć od myśli krążących po mojej głowie. Mogłem na chwilę odcinać sie od tego wszystkiego. Kelnerka obudziła mnie kilka razy, ale nic sobie z tego nie robiłem. Od 4.00 nie spałem. We znaki dawał mi sie potworny ból głowy. Na szczęście barman ulitował sie nade mną i zrobił mi kawę, którą popiłem tabletki przeciwbólowe. Dopiero wtedy opuściłem lokal. Kolejne półtorej godziny spędziłem na rozmyślaniu o tym co stało sie wczoraj wieczorem. Jako pierwsze nasunęło mi sie na myśl stwierdzenie, że jestem skończonym palantem, pierdolonym idiotą i zasranym sukinsynem. Nadal jednak nie wiem co we mnie wstąpiło. Większość, rzeczy, które wczoraj wykrzyczałem (T.I) to głupoty. Jednak jestem pewien, że dziewczyna niestety zapamięta je wszystkie do końca życia. Nawet nie wiecie jak źle sie czuję ze świadomością, że zamiast pomóc mojej narzeczonej, tylko dodawałem jej zmartwień. Na jej miejscu najpierw obiłbym sobie pysk, a potem wypieprzyłbym sie za drzwi. Z reszta nie wykluczone, że (T.I) zrobi tak, gdy tylko przekroczę próg domu. W każdym bądź razie, zrozumiałem, że moja dziewczyna nie zasłużyła sobie na takie traktowanie. Nikomu nie pozwoliłbym jej tak znieważać i mieszać z błotem, a okazało sie, że sam to zrobiłem. Jak ja sie nienawidzę! Dlaczego ja zawsze paplam, a dopiero potem myślę. To chore. Ja jestem chory.. W końcu jednak doszedłem do wniosku, że powinienem wrócić do domu i przeprosić (T.I). Zachowałem sie wczoraj jak totalny debil. Nie dość, że najpierw raniłem ją olewaniem jej, to potem uradziłem awanturę, a na koniec wyszedłem z domu i nie dałem o sobie znaku życia. (T.I) miała racje. Zachowuję sie jak dzieciak. Teraz jednak przyszedł czas, by stawić czoło problemom, zamiast uciekać od nich upijając sie. Pozostało mi tylko wymyśleć jak mam przeprosić (T.I). Przez całą drogę sie nad tym zastanawiałem i wpadłem tylko na jeden pomysł. W końcu dotarłem do domu. Nacisnąłem na klamkę, ale nie ustąpiła mi. Stwierdziłem jednak, że nie będę budził dziewczyn. Usiadłem na schodach i oparłem sie plecami o ścianę.


Obudził mnie czyjś dotyk. Podniosłem wzrok i napotkałem zdegustowane spojrzenie Eleanor.
E: Całą noc tu siedzisz?
H: Nie. Która godzina?- zapytałem podnosząc sie.
E: 9.00.
H: Gdzie (T.I)?
E: A co znów chcesz jej naubliżać?- zapytała obrzucając mnie pogardliwym spojrzeniem.
H: Nie. Gdzie ona jest?
E: W sypialni..- już miałem wejść do domu, gdy El przysunęła sie do mnie i wyszeptała.
E: Pamiętaj, że jeśli (T.I) uroni choć jedna łzę przez ciebie utnę ci fiuta i wepchnę go do gardła.- kiwnąłem jedynie głową i ruszałem w głąb domu. (T.I) była tam gdzie wskazała mi Eleanor. Brunetka wpatrywała się okno i nie zauważyła mojej obecności. Po chwili niepewnie odchrząknąłem, by przykuć jej uwagę. (T.I) podniosła sie z fotela i ruszyła w moją stronę, ja również wykonałem kilka kroków do przodu. Nagle jej dłoń zderzyła sie z moim policzkiem. W oczach brunetki zamajaczył łzy i powiedziała.
(T.I): Nigdy więcej nie waż sie tak wychodzić!
H: Wiem. Zasłużyłem sobie na to. Przepraszam cie.. Z reszta posłuchaj...- wziąłem głęboki oddech i zacząłem.
H: Now you were standing there right in front of me

I hold on scared and harder to breathe
A
ll of a sudden these lights are blinding me
I never noticed how bright they would me
.


I'll keep my eyes wide open
I'll keep my arms wide open

Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone

Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone

I promise one day that I'll bring you back a star
I caught one and it burned a hole in my hand oh
Seems like these days I watch you from afar
Just trying to make you understand
I'll keep my eyes wide open yeah


Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of sleeping alone
..- przez cała piosenkę uważnie przyglądałem sie dziewczynie. Jej twarz nie wyrażał nic.
(T.I): To wszystko co jesteś w stanie zrobić? Zaśpiewać mi piosenkę?- tego sie nie spodziewałem.
(T.I): Myślisz, że zawsze wszystko naprawisz tym swoim cudnym głosem, tym..? Tym oszałamiającym wyglądem..? Czas dorosnąć Harry. Nie wszystko załatwisz w ten sposób.- milczałem.
(T.I): Sądzisz, że dzięki jakiejś wyuczonej piosence wszystko będzie jak dawniej?- patrzyłem na nią osłupiały. Nie wiedziałam co zrobić. Ona.. Ona cierpiała. Widziałem, że wszystko co mówiła sprawiało jej ból, a mimo to nie wiedziałam co powiedzieć.
(T.I): Co mam zrobić, żebyś mi wybaczył?- patrzyła na mnie wyczekująco, jednak nie doczekała sie odpowiedzi. Po chwili kontynuowała-
Po prostu przepraszam, cie za to, że cię potrzebuję. Teraz już  wszystko mi jedno. Nie boję się miłości i tego co czuję w środku. Muszę schować dumę do kieszeni i powiedzieć to w końcu. HARRY POTRZEBUJĘ CIĘ! Wydaje mi się, jakbyś jeszcze wczoraj był częścią mnie, a dziś cię ze mna nie ma. Przywykłam do stania dumnie, przywykłam by być silną, ale wszystko sie zmieniło. Twoje ramiona ciasno wokół mnie, czułe słowka, wszystko to wyglądało tak dobrze. Nieziszczalnie, jakby nic nie mogło pójść źle. A teraz nie mogę oddychać, nie mogę spać. Nie radzę sobie. Uzależniam się od ciebie, a ty sie oddalasz. Starałam sie mówić ci o wszystkim, otwierałam się i pozwoliłam ci poznać prawdziwą mnie. Sprawiałeś, że czułam się szczęśliwa, po raz pierwszy w życiu, a teraz wszystko to co ze mnie zostało jest udawaniem siebie. W całości, ale rozdarta od wewnątrz. Rozdarta na kawałki, ale teraz nie mogę już zaprzeczyć, nie mogę już udawać. Oboje wiemy, że jest ze mną źle, więc proszę cie nie zostawiaj mnie. O to ci chodziło? Żebym błagała cie o wybaczanie? Chcesz mnie upokorzyć? Proszę bardzo. Patrz jak płaczę, jak mnie ranisz, może w końcu zrozumiesz, że żałuję, że nie powiedziałam ci o wszystkim wcześniej. Może w końcu zrozumiesz jak bardzo cie kocham Harry! I pojmiesz, że umieram!- mówiła, a z jej oczu nieustannie wypływały łzy. Jej klatka piersiowa unosiła sie nierównomiernie, dziewczyna cała sie trzęsła, a co chwila musiała silniej podtrzymywać sie komody obok, której staliśmy.

(T.I): Do cholery Harry! Powiedz coś w końcu, bo rezygnuję z ciebie!- dodała wciągając głośno powietrze i wpatrując sie we mnie błagalnie. (T.I) naprawdę sie bała, a ja nie byłem dla niej oparciem. Nie czekając dłużej zamknąłem ją w swoim uścisku. Brunetka zacisnęła ręce wokół mojej tali, oddychała szybko, a ja starałem sie ją uspokoić. Głaskałem ja po włosach i szeptałem:
H: Jestem tu i już nigdy cie nie zostawię. Nie umrzesz, wszystko będzie dobrze. Obiecuję.- minimalnie odsunąłem sie od (T.I) i ująłem jej twarz.
H: Przepraszam. Tak bardzo chciałem ci pomóc, ze w końcu narobiłem więcej złego. Już nigdy cie nie zostawię. Zawsze będę przy tobie. Proszę przestań płakać. Kocham cię. Skarbie wybacz to jakim palantem byłem. I gdy nie będę wiedział co mam zrobić, po prostu powiedz mi czego oczekujesz.- wyznałem cały czas wpatrując sie w czekoladowe tęczówki mojej ukochanej.
(T.I): Weź moja dłoń, rozkołysz ją lekko, albo przytulaj jak najczęściej. Nie musisz nic mówić. Chcę tylko poczuć, że jesteś.- powiedziała ponownie wtulając sie we mnie.


*(T.I)*
Zycie to prawdziwy kalejdoskop. Ciągle czymś zaskakuje i nigdy nie wiesz czego sie spodziewać. Jeszcze nie całe 30 minut temu świat wydawał sie szary i smutny, a teraz jest pełen barw. To zdumiewające, ze jedna osoba może tak bardzo wpłynąć na sposób postrzegania świata. Mimo, że jesteś wyczerpana, że jesteś szczęśliwa. Nawet to, że nie spałaś całą noc nie zepsuje ci teraz humoru. Jest przy tobie Harry, a co więcej jest tak jak przed Where We Are Tour. Leżycie na łóżku. Czujesz jego zapach, ciepło jego ciała. Chłopak z uczuciem wpatruje sie w ciebie. Nie musi nic mówić. Tak jak teraz jest dobrze. Wszystko wydaj sie być idealne. Właśnie WYDAJE SIE. A tak naprawdę to złudny przebłysk radości.
H: Hej.. Co sie stało?- zapytał układając sie na boku, podpierając ręka głowę i intensywnie wpatrując sie w ciebie.
(T.I): Nic.- odparłaś wzruszając ramionami.
H: Przecież widzę, że coś sie stało. Jesteś smutna.
(T.I): Nie.. Wydaj ci sie.. To tylko zmęczenie. Po prostu nie spałam cała noc.- westchnęłaś przecierając oczy. Gdy ponownie spojrzałaś na chłopaka wydawał sie nad czymś głęboko zastanawiać. Po chwili zielonooki zabrała głos.
H: Powinnaś się przespać.
(T.I): Nie. Chcę pobyć z tobą.
H: W taki razie oboje powinniśmy sie przespać.- uśmiechał sie.
(T.I): Na taki układ mogę przystać.- odparłaś po czym wasze spojrzenia sie spotkały. Po chwili Harry zaczął pochylać się nad tobą, aż w końcu wasze wargi sie złączyły. Od tak dawna o tym marzyłaś. Chciałaś poczuć smak jego ust. Mieć go blisko i w końcu stało sie. Nareszcie mogłaś zrobić to co pragnęłaś od momentu, gdy Hazz przekroczył próg domu. Wsunęłaś palce w jego włosy, delikatnie przyciągnęłaś go bliżej siebie, całując go głęboko, mocno. Hazz również nie próżnował wodził językiem po twoich wargach, smakował twoje wilgotne usta i zapewne czuł jak drżałaś pod jego dotykiem. Jego ręce błądziły po twoim ciele. Zatraciliście poczucie miejsca, czasu i okoliczności. Pragnęłaś go, a on pragną ciebie. W tej chwili nie chciałaś, nie zamierzałaś pamiętać o niczym innych. Chciałaś choć przez chwilę, żeby wszystko wróciło do normy, żeby znów było jak dawniej. Hazz przerwawszy delikatnie pocałunek, przesunął rozpalonymi ustami wzdłuż linii twojej szczęki. Nagle Harry gwałtownie wciągnął powietrze i ponownie przywarł do twoich ust, całując je z coraz większą siłą i coraz większym żarem. Z twoich ust uciekło ciche westchniecie, wywołane przyjemnym uczuciem i czułaś, że chłopak uśmiecha sie zadowolony z tego, że spodobało ci sie to co robi. Opowiedziałaś równie gorącym pocałunkiem i wbiłaś paznokcie w jego kark. Harry jękną bezsilnie, po czym odsunął sie od ciebie. Dobrze wiedziałaś dlaczego przerwał. Gdybyście jeszcze chociaż przez sekundę kontynuowali pocałunek skończyłoby sie to czymś więcej. A przecież nie mogliście tego zrobić. Nie teraz. Harry górując nad tobą spoglądał ci w oczy i seksownie zagryzł dolna wargę.
H: Powinniśmy sie położyć.- rzekł uśmiechniemy od ucha do ucha. Chwilę później przywarł do ciebie swoim ciałem i tak zasnęliście.


Wstaliście dopiero około 15.00. Wtedy w domu pojawiła sie również El, która później wraz z Harrym przygotował obiad. Popołudnie spędziliście rozmawiając o szczegółach obu ślubów. Cieszyłaś sie, ze Harry nareszcie ma jakiś udział w planowaniu tak ważnego dnia. Chłopak podjął sie wyboru tortu weselnego. Jutro także miał jechać razem z El kupić garnitur. Wieczorem zaś spędziliście czas tylko we dwoje. Długo rozmawialiście, oglądaliście zdjęcia. Co więcej dostąpił cie zaszczyt prywatnego koncertu Harrego Stylesa. A wszystko to było przesycone czułościami. Szczerze mówiąc to było jedno z najlepszych popołudni spędzonych z Harrym.

Następnego dnia wstaliście około 10.00. Potem wspólnie zjedliście śniadanie, przy którym rozmawialiście o tobie. Mówiliście o tym, że nie wolno ci sie poddać, bo sama chęć walki czyni cie zwycięzcą. Nie byłaś jednak tego taka pewna, zważywszy na to, że nie poprawiło ci sie. A kto wie, może nawet ci sie pogorszyło. Starałaś sie jednak we wszystkim znaleźć dobre strony, wtedy łatwiej będzie pogodzić sie z tym co cię spotkało. Hymm.. Ostatnio dość często powtarzasz sobie i wszystkim wokół tą sentencje- pomyślałaś uśmiechając sie i machając na pożegnanie odjeżdżającemu Harremu i El.
W czasie gdy ich nie było leżałaś na sofie i zastanawiała sie nad swoim życiem. Po pewnym czasie nie wytrzymałaś i rozpłakała sie. Podsumowując, twoja egzystencja to pasmo porażek i przegranych. Kiedyś mogłaś jedynie szczycić sie tym, że jesteś silna. Teraz nawet tego nie możesz o sobie powiedzieć. Czasami brakuje ci słów by opisać to co czujesz. Często płaczesz tak zachłannie, że nie potrafisz złapać oddechu, a nawet sprzeczasz sie z własną podświadomością. To zakrawa o jakąś chorobę psychiczną i to pewnością- stwierdziłaś ocierając te cholerne łzy. Jednak teraz czas pokazać wszystkim, że dajesz jakoś radę. Tobie nie potrzebna ich litość tylko nadzieja, której brakuje ci już dawno.


Około 14.00 w domu z powrotem był Harry wraz z El. Będąc na mieście kupili pizzę i teraz konsumowaliście ją oglądając telewizję. Po posiłku ty i Harry ułożyliście sie wygodnie na sofie, a El na fotelu. Nawet nie zauważyłaś, w którym momencie zamknęły ci sie oczy.

Obudził cie chłód. Otworzyłaś oczy i spostrzegłaś, że przez otwarte okno dmie wiatr. Powoli wstałaś i podeszłaś bliżej. Gdy dotarłaś do okna zobaczyłaś, że pada deszcz. Ale nie taki typowy londyński. To było zupełnie coś innego. I nagle zapragnęłaś wyjść na dwór. W tej samej chwili ruszyłaś na zewnątrz. Jak na twoje możliwości doszłaś do drzwi dość szybko. Energicznie pociągnęłaś za klamkę i uderzyła cie woń deszczu. Chłodny przesycony wilgocią zapach. Zeszłaś po trzystopniowych schodach i zamknęłaś oczy, wyciągając przed siebie ręce.
Rozkoszowała sie kropelkami wody uderzającymi w ciebie. Całą sobą chłonęłaś majowy deszczyk. Czułaś sie jak mała dziewczynka. Jakbyś... Jakbyś była w domu. W Polsce. Ech.. Jak to możliwe, że dopiero teraz uświadomiłaś sobie jak bardzo tęsknisz za ojczyzną? Anglia jest wspaniała, ale to nie to samo co Polska. Tu wszystko jest inne, a tam... Tam nie ma takich problemów jak tu. Tam życie jest prostsze. Zanurzając sie we wspomnieniach zaczęłaś kręcić sie wokół własnej osi i śmiać na głos. Przypomniałaś sobie babcię oraz wszystkich, których tam zostawiłaś i to ile wspaniałych chwil z nimi dzieliłaś. Nagle przez myśl przeszło ci, że możesz ich już nie zobaczyć. W tej samej chwili zachwiałaś sie i upadłaś na kolana. Jedynie na sekundę otworzyłaś oczy i zobaczyłaś przebłysk światłą. Potem była tylko ciemność...

Rozdział jest nieco dłuższy niż planowałam, ale to nie szkodzi ;p
Uważam, że jest on dość dobry, a Wy co myślicie? ;)
Chcę podziękować za komentarze pod ostatnim postem, jesteście cudowne ;*
Pozdrawiam Mell ;*
P.S Love ya! <3


czwartek, 8 maja 2014

63.Lose control

*Eleanor 28 kwietnia*
Wróciwszy do domu zastałam (T.I) tracącą przytomność. Dziewczyna była na wpół zsunięta z krzesła. Na szczęście zdążyłam ją podtrzymać choć nie było to łatwe. Gdy dziewczyna odzyskała przytomność podałam jej wodę, potem zaprowadziłam ją do salonu, gdzie położyła sie na sofie. Cały ten czas czekałam na jakieś wyjaśnienia jednak dziewczyna nie odezwała sie słowem. Miałam tego dość, musiałam wiedzieć na czym stoimy.
E: Jeśli myślisz, ze przemilczymy ten temat to sie grubo mylisz.- dziewczyna jedynie spojrzała na mnie. Nie odezwała sie, była jakby nieobecna.
E: Posłuchaj. Mam dla ciebie propozycje. Albo wyjaśnisz mi co tu zaszło, albo zadzwonię do Harrego i powiem mu o wszystkim.
(T.I): Zakręciło mi sie w głowie.- odparła jak gdyby nigdy nic.
E: To wszystko?
(T.I): A czego sie spodziewałaś?- zapytała zdziwiona.
E: Prawdy?
(T.I): Przecież powiedziałam, że zakręciło mi sie w głowie.
E: Ale to nie wszystko. Przecież wiem, ze coś ukrywasz. Widzę, ze bolą cie plecy i nogi, nie masz siły chodzić.. Schudłaś.. Powiedz co sie dzieje?- (T.I) wpatrywała sie we mnie, jakby z nie dowierzaniem. Po pewnym czasie powiedziała.
(T.I): Nie czuję sie najlepiej. Masz racje, ale to wszystko minie. Wszystko wkrótce wróci do normy.
E: Dlaczego nie czujesz sie najlepiej? Leki nie działają?
(T.I): Działają, ale powinnam iść na kontrolę lekarska.
E: Nareszcie mówisz rozsądnie. Jutro idę do pracy na 11.00, wiec powinnyśmy zdążyć z samego rana iść do twojego ginekologa.- uśmiechnęłam sie do niej.
(T.I): To dobrze.- odpowiedziała, potem dziewczyna stwierdziła, że będzie oglądać telewizję. Ja zaś poszłam sie wykąpać. Leżąc na łóżku rozmawiałam z Lousiem, nagle usłyszałam głos (T.I). Pożegnałam sie z Lou i zbiegłam na dół. Zobaczyłam (T.I) stojącą przy schodach. Dziewczyna opierała sie o ścianę.
(T.I): Pomożesz mi wejść na górę. Strasznie bolą mnie plecy i nogi. Nie wiem czy dam radę sama.- zapytała, a w jej oczach było upokorzenie?
E: Jasne.- odparłam i wzięłam ją po rękę. Brunetka z jednej strony trzymała sie barierki, z drugiej pomagałam jej ja. Powoli przemieszczałyśmy sie ku górze. Będąc przy sypialni (T.I) dziewczyna podziękowała mi i sekundę później zniknęła za drzwiami pokoju. To co sie z nią dzieje nie jest dobre. A najgorsze jest to, ze ona zbywa mnie zdawkowymi pytaniami. Może zbytnio ja kontrolowałam i teraz straciła do mnie zaufanie. Z drugiej strony niby powiedziała mi co jej jest, ale ja wiem, ze nadal cos ukrywa. A może tylko mi sie wydaje. W końcu, gdyby coś ukrywała nie przyznałaby sie do omdlenia. Nie chciałaby iść do lekarza. Chyba trochę przesadzam. Z resztą czytałam gdzieś, ze takie problemy jak ból pleców i nóg zdarzają sie w 9 miesiącu ciąży. Chyba zbytnio histeryzuje..

Następnego dnia wstałam o 8.00. Wyszykowałam sie i zeszłam na dół. Jak sie okazało (T.I) była już na nogach. Zastałam ja siedzącą w kuchni. Dziewczyna połykała właśnie lekarstwa.
E: Hej. Jak sie czujesz?- zapytałam nalewając do kubka kawy z ekspresu.
(T.I): Nieco lepiej niż wczoraj, ale nadal jest mi trudno chodzić.
E: Nie martw sie. Pomogę ci.- odparłam z uśmiechem zajmując miejsce naprzeciwko (T.I).
E: W nocy chyba dobrze spałaś, prawda?
(T.I): Dziecko kopało, ale jakoś to wytrzymuję.
E: Zapisałaś sie do lekarza?
(T.I): Tak. Wizytę ma o 09.30
E: To powinnyśmy sie zbierać.
(T.I): Spokojnie, mamy jeszcze godzinę.
E: Racja.- odparłam, a potem rozmawiałyśmy o chłopcach. Nim sie obejrzałyśmy, a musiałyśmy wychodzić z domu, by zdążyć na wizytę u ginekologa. Po trzydziestominutowej jeździe byłyśmy na miejscu. Byłyśmy tam pięć minut przed czasem, wiec musiałyśmy chwilę poczekać. Wszedłszy do gabinetu, doktor Woods przywitał nas pięknym uśmiechem. Następnie zajęłyśmy miejsce naprzeciwko niego.
G: Cieszę sie, ze wyszła pani ze szpitala.
(T.I): Tak ja też. Przyszłam dziś na wizytę kontrolną.
G: Wiec proszę położyć cie na kozetce.- (T.I) wykonała jego polecenie i chwilę później widzieliśmy już małe Haziątko na ekranie. Jego serce pracowało miarowo, wyraźnie było widać już kończyny.
G: Dziś już ze stuprocentową pewnością można określi płeć dziecka.
(T.I): Proszę mi nie mówić! Wie pan, ze chcemy mieć niespodziankę.- zaśmiała sie (T.I).
G: Tak wiem. Dziecko powoli układa sie głową do dołu. To bardzo dobrze. To znak, ze jest w dobrym stanie. Dobrze. Proszę wytrzeć brzuch, teraz zbadam panią.- brunetka zrobiła to o co poprosił ja doktor.
G: A teraz proszę głęboko oddychać.- klatka piersiowa dziewczyny unosiła sie miarowo, następnie doktor zbadał pracę jej serca, po czym powiedział.
G: Wszystko jest w jak najlepszy porządku. Chciałbym jeszcze wiedzieć czy przyjmuje pani leki otrzymane w szpitalu?
(T.I): Tak.
G: Wypiszę je pani, na wypadek, gdyby sie skończyły. A i proszę teraz sie oszczędzać. Najlepiej leżeć w łóżku. Opuchliznę ciała zimniejszy nieco lek Opustop.
(T.I): Dziękuje panie doktorze. Będzie pan przy moim porodzie?
G: Naturalnie.- odparł z uśmiechem.
(T.I): Jeszcze raz dziękuje. Do widzenia.
G: Do widzenia- odrzekł ginekolog, po czym opuściłyśmy klinikę. Wsiadłszy do samochodu zapytałam lekko zirytowana.
E: Dlaczego nie powiedziałaś mu, że kręci ci sie w głowie.
(T.I): Och.. Nie mówiłam nic teraz, bo gdy rozmawiałam z doktorem Woodsem rano zapisując sie na wizytę, dowiedziałam sie, ze to pewnie dlatego, że dość szybko zeszłam po schodach. Doktor powiedział, ze powinnam nieco zwolnić obroty. Teraz muszę sie oszczędzać.- odparła całkiem spokojna, a ja jeszcze chwilę temu byłam gotowa znów na nią krzyczeć.
E: Rozumiem.
(T.I): Ej!-krzyknęła nagle.
E: Co?
(T.I): Podwieź mnie do rodziców. Muszę z nimi porozmawiać. Dawno sie nie widzieliśmy.- skinęłam jedynie głową i zmieniłam kierunek jazdy. Po 45 minutach wysadziłam (T.I) pod domem rodziców, a sama pojechałam do pracy. Teraz uważam, ze niepotrzebnie panikowałam. (T.I) jest rozsądna, a ja zachowuję sie jak jakaś histeryczka. Przecież ona wie co jest dla niej dobre. Wie jakie trudności mogą towarzyszyć ciąży. W końcu przeczytała tyle książek. Niepotrzebnie panikuję. Dobrze, ze nie zadzwoniłam do Harrego.

*(T.I) 5 maja*
Nienawidzę tego stanu, gdy wszystko jest takie nijakie. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nie mam na nic ochoty, a nie robienie nic mnie wkurza. W środku mam się taki chaos, a określam sie go mianem pustki. "Wszystko to nic, a nic to wszystko". Tak można nazwać ten cholerny stan. Znasz to uczucie? Patrzysz w lustro, łzy spływają w ciszy po twoich policzkach, myślisz: "Mam dość. Nie wyrabiam. Odpadam".

Ja znam je doskonale, bo towarzyszy mi ono od kilku dni. Normalnie w takich chwilach starałam sie zapomnieć o uczuciach. Starałam sie nauczyć sie żyć na nowo, otwierać sie na nowe wyzywania i wierzyć, że będzie lepiej. Teraz jest inaczej. Teraz wiem, że nie będzie lepiej. Nie wiem co mam robić. Jak sie zachowywać. Mój plan legł w gruzach. Wszystko w co wierzyłam rozpadło sie. No tak.. Przecież nie wiesz kiedy to sie stało i jak do tego doszło. Spokojnie. Zaraz sie dowiesz.
Na początku powinieneś wiedzieć, że wszystko zaczęło sie w połowie kwietnia, gdy trafiłam do szpitala. Wtedy dowiedziałam się, że mogę umrzeć. Jednak nie przejęłam sie tym. Wiedziałam, że jeśli sie uprę i będę silna, wytrzymam wszystko. Miałam nadzieje, że nasza miłość będzie wystarczająco silna, by podtrzymać mnie przy życiu. Cóż.. Rzeczywistość nie wygląda tak różowo. Zaraz po tym, gdy odmówiłam przyjmowania leków czułam sie dobrze. Mój organizm był na tyle "zdrowy", że konflikt serologiczny nie dawał o sobie znać. Wszystko zmieniło sie, gdy upłynął tydzień. Po tym czasie zaczęłam słabnąć. Początkowo miałam jedynie lekkie zawroty głowy. Potem dołączył do tego ból nóg i pleców. Później moją codziennością stało sie uczucie senności i bezwładności. Jednak mimo tego wiedziałam, że wszystko sie ułoży. Starałam sie to wszystko przed wami ukryć i na początku rzeczywiście mi sie to udawało. Była tylko jedna rzecz, której nie mogłam zatuszować. Chudłam. Chudłam szybko i nie kontrolowanie. Chciałam nad tym zapanować i po części mi sie udało, ale wtedy pojawiły sie wymioty. W tym czasie Eleanor zauważyła, że dzieje sie ze mną coś naprawdę złego. Wiedziałam jednak, że muszę udawać, że wszystko jest w porządku. Nie chciałam jej obarczać swoimi problemami. Nie przed ślubem, który odbędzie sie lada moment. Ona wcale nie musiała sie mną zajmować, ale wiem, że za cel postawiła sobie czuwanie nade mną. To jakby jej misja. Szkoda tylko, że jest z góry skazana na nie powodzenie. W każdym bądź razie chciałam dodać jej otuchy i pokazać jej, że znakomicie "wykonuje powierzone jej zadanie". Na początku naprawdę mi sie to udawało. I wszystko było dobrze, dopóki nie straciłam przytomności. El od razu zainterweniowała. Choć nie skończyło sie to źle, Calder zmusiła mnie żebym wyjaśniła jej wszystko. Wiedziałam, że tym razem nie wymigam sie. Nie miałam więc wyboru i powiedziałam jej prawie wszystko, pomijając szczególik mówiący o tym, że na własne życzenie przestałam sie leczyć. Uznałam, że wersja "lekarze nie mogą mi pomóc", będzie bardziej odpowiednia. Właściwie nawet nie minęłam sie z prawdą. Tak czy inaczej od tamtej pory El wiedziała o wszystkim. Jednak to ja nie pozwoliłam jej was o tym powiadomić. Eleanor pomagała mi. Wzięła urlop w pracy i na uczelni. Była ze mną cały czas, bo w końcu doszło do tego, że ledwo stawałam na nogach. Eleanor była cudowna. Wiedziałam, że mogę na nią liczyć. Nie tylko ona okazała mi pomoc. Moi rodzice również stali sie stałymi gośćmi w naszym domu. Choć nie byli ze mną 24 godziny na 7 dni w tygodniu, pomagali mi.
Kiedyś leżąc cały dzień przykuta do łóżka, zrozumiałam, że muszę uporządkować sprawy na uczelni. Kolejnego dnia zaś czułam sie trochę lepiej, więc poprosiłam rodziców, by zabrali mnie na uniwersytet. Na szkolnym dziedzińcu napotkałam przerażone spojrzenia moich znajomych. Kilkoro z nich podeszło do mnie i rozmawiało chwilę, jednak wiedziałam, że tak naprawdę żegnają sie ze mną. Gdy w końcu dotarłam do dziekana rozmawiałam z nim długo, po czym zabrałam swoje papiery ze szkoły. Wróciwszy do domu, rodzice zaprowadzili mnie na górę. Kazałam im wyjść. Chciałam być sama. Gdy wiedziałam już, że są na dole rozpłakałam sie. Łzy długo ciekły strumieniami z moich oczu. Miałam być silna. Miałam wszystko kontrolować, a nad niczym już nie panuję. Bardzo żałowałam tego, że nie ukończę studiów. W końcu uspokoiwszy sie zeszłam powoli na dół. Będąc jeszcze na górze zrozumiałam, że właśnie teraz muszę pokazać innym, że sie nie poddaje, że chce żyć. Oznajmiłam El i rodzicom, że wszystko wróci do normy. Tak też było prze trzy dni. Pierwszego dnia, starałam sie jak najwięcej czynności zrobić sama. Drugiego dnia czułam sie nieco lepiej i wiedziałam, że jestem w stanie chodzić sama. Trzeciego dnia z rana czułam sie doskonale. Przez moment przemknęła mi przez głowę myśl, że to zbyt piękne żeby mogło być prawdziwe i chyba wykrakałam nieszczęście. Po południowej drzemce obudziłam sie całkowicie bezsilna. Nie wiedziałam o tym jednak do momentu, w którym wstała, a sekundę później upadła. Szczęśliwy los jednak chciał, żebym opadła na miękką sofę. Do wieczora siedziałam na niej i z "uśmiechem" wpatrywałam sie w telewizor. W końcu El pomogła mi sie wykąpać. W czasie gdy dziewczyna przygotowywała wodę, ja z przerażeniem spoglądałam w lustro. Długo przyglądałam sie osobie, którą w nim widziałam. To nie byłam ja. Ja tak nie wyglądam- powtarzałam w myślach. Patrzyłam na kogoś, komu można było policzyć wszystkie kości. Dosłownie każda z nich wystawała nadając mi wygląd żywego szkieleta. Moja skóra była blada, pozbawiona blasku i jędrności. Włosy miałam przetłuszczone, kruche i przesuszone. To nie byłam ja. Gdy weszłam już do wanny, Eleanor na sekundę opuściła łazienkę. Jej nieobecność przedłużała sie, a ja postanowiłam umyć włosy. Zmoczyłam je, następnie nałożyłam na nie szampon, z którego szybko wytworzyła się piana, po czym spłukiwałam je. Pochylając  głowę do przodu w pewnym momencie poczułam, że brakuje mi tchu. Nim sie spostrzegłam straciłam przytomność. Ocuciła mnie przerażona El. Chwilę potem pomogła mi wyjść z wanny. I tak oto dotarliśmy do momentu, gdy leżę na łóżku w sypialni i zastanawiam sie jak ci wszystko wyjaśnić- myślałaś.
Teraz nawet nie wiesz czy jest ci lepiej czy po prostu nie czujesz bólu. O nie. Nie jest ci lepiej i nic nie wskazuje na poprawę. Pierwszy raz od wyjścia ze szpitala dopuściłaś do siebie myśl, że naprawdę możesz nie przeżyć do porodu.

*Harry 5 maja*
Przygotowania do koncertu w San Francisco trwają. Wszyscy dokładnie wykonują swoje zadania. W końcu do rozpoczęcia show zostały 3 godziny. Właśnie szedłem do Lou, żeby mnie uczesała, gdy zadzwonił mój telefon. Na ekranie iPhone wyświetliło sie zdjęcie Eleanor. Dlaczego ona dzwoni do mnie w środku londyńskiej nocy?



H: Słucham?
E: Hej.. Masz chwilę?- zapytał niepewnie.
H: Jasne. Co sie dzieje?
E: Harry.. Ja.. Cholera.. Obiecałam jej, że o niczym ci nie powiem, ale to wszystko zaszło już za daleko.- mówiła bliska płaczu.
H: Eleanor uspokój się. O czym ty mówisz?
E: (T.I).. Ona jest bardzo słaba. Ja myślałam, że wszystko sie ułoży, ale jest coraz gorzej. Ona sie ledwo trzyma. Harry musisz przyjechać.
H: Ale co stało sie dokładnie?
E: Ona.. Po prostu wracaj do domu.- powiedziała i chyba sie rozłączyła.
H: Eleanor! Co sie stało? Eleanor jesteś tam?!- nie odpowiedziała, w słuchawce słychać było jedynie sygnał przerwanego połączenia. Nie czekając ani chwili rzuciłem sie biegiem do wyjścia. Nagle zderzyłem sie z czymś twardym.
Z: Cholera! Harry uważaj jak chodzisz!- usłyszałem zirytowanego mulata, a chwilę później minąłem go i ruszyłem dalej. Właśnie wychodziłem na dwór, gdy dobiegł mnie głos Lou.
Lu: Haroldzie Edwardzie Styles, gdzie ty się wybierasz?- odwróciłem sie i zobaczyłem kobietę podpierającą sie pod boki. W jednej z rąk trzymała suszarkę. Jej spojrzenie było surowe i wyczekujące.
Lu: Marsz na fotel.
H: Lou. Nie teraz. Jestem.. Muszę coś zrobić.- odparłem i ruszyłem przed siebie. Słyszałem za sobą jej krzyki, ale nie powstrzymały mnie one przed dotarcie do wypożyczonego kabrioletu. Chwilę później ochroniarz otworzył mi bramę i wyjechałam na główną ulicę. A właściwie miałem taki zamiar. Fanki otoczyły mnie z każdej strony i bałem sie, ze nie dam rady wyjechać w końcu jednak znalazłem sie na wspomnianej wcześniej drodze. W kilka minut dojechałem po hotel. Zapewne złamałem wiele przepisów, ale w tym momencie zupełnie mnie to nie obchodziło. Najważniejsze było to, żeby jak najszybciej opuścić San Francisco. W pokoju hotelowym szybko zgarnąłem walizkę ze swoimi rzeczami i dokumenty. Następnie zamówiłem taksówkę i pojechałem na lotnisko. Będąc na miejscu szybko udałem sie do recepcji i kupiłem bilet na samolot o 01.00. Postanowiłem również, że wrócę na koncert. Gdy wbiegłem za kulisy, napotkałem rozgniewane spojrzenia chłopców, stylistek i innych osób zajmujących sie strona techniczną koncertu. Zapewne myśleli, że znów coś mi odpieprzyło.. Nie pora sie tym jednak martwić. Zająłem swoje miejsce, gość od dźwięku podał mi moje słuchawki i kilka sekund później wyszliśmy na scenę. Pierwsza piosenka to "Midnight Memories" i pierwszy raz w rzuci pożałowałem, że śpiewam w niej tak dużo. Ledwo łapiąc oddech starałem sie, trafić w każdy dźwięk, jednak w praktyce nie wyszło to tak wspaniale. Chłopcy byli serio wkurzeni. Potem Liam i Niall przywitali publiczność, a ja miałem chwilę by ochłonąć. Napiłem sie wody i oddychałem głęboko. Wtem usłyszałem początek piosenki "Strong".
N: Skup sie Hazz.- szepnął mi Niall. Łatwo powiedzieć- pomyślałem. Chwilę później musiałem zaśpiewać solo. Cały koncert był dla mnie istną udręka. Chciałem żeby skończył sie jak najszybciej. Chciałem już znaleźć sie w tym pieprzonym samolocie i być w Londynie. Odetchnąłem z ulgą w chwili gdy Zayn krzykną "dobranoc San Francisco" i zeszliśmy ze sceny.
Ls: Jesteś cholernie nieodpowiedzialny Styles!- usłyszałem za sobą głos Louisa, gdy szedłem już do wyjścia. Nie zareagowałem jednak, a on kontynuował.- Gdzie ty do cholery byłeś?! Dlaczego nie odbierałeś?! Co ty znów odpierdalasz?!- odwróciłem sie gwałtownie i spojrzałem na niego wściekły.
H: Jadę do Londynu, bo (T.I) jest podobno bardzo słaba. A wiesz kto mi powiedział? Eleanor! I ty zapewne też wiedziałeś, że (T.I) coś ukrywa! Ale oczywiście nie mogłeś mi powiedzieć! Prawdziwy z ciebie przyjaciel psia mać! Wiec pozwól, że teraz cie opuszczę i pojadę dowiedzieć sie co sie dzieje z moją cholerna narzeczoną!- twarz Louis zmieniała sie z każdym wypowiedzianym przez mnie słowem. Na początku był skruszony, a teraz zdziwiony.
Ls: Przysięgam, że nie miałem pojęcia o (T.I). Eleanor nawet nie zająknęła sie, ze (T.I) ma jakieś kłopoty.- mówił prawdę, po prostu to wiedziałem.
H: Muszę jechać. Za pół godziny mam odprawę.- powiedziałem napierając na metalowe drzwi.
Ls: Jedź. I niczym sie nie martw. Jakoś załatwię to wszystko z Paulem, a potem z Siomonem..- uśmiechnął sie słabo.
H: Dzięki.- odparłem, po czym wsiadłem do taksówki i ruszyłem na lotnisko. Na miejscu trafiłem na sam koniec odprawy. Gdy było już po wszystkim usiadłem wygodnie na fotelu. Myślałem, że choć trochę sie zdrzemnę, jednak po chwili przekonałem sie, ze to nie możliwe. W głowie roiło mi sie od myśli. Ciągle zastanawiałem sie co z (T.I)? Dlaczego mi o niczym nie powiedziała? Byłem jednocześnie zmartwiony i zły. Zły na (T.I), na Eleanor, na siebie. Przecież powinienem był coś zauważyć. Co ze mnie za człowiek, że nie zauważyłem, ze własna dziewczyna o czymś mi nie mówi- zastanawiałem sie przez cały lot.

Około pierwszej po południu wylądowałem na lotnisku Heatherhow. Po odebraniu bagażu od razu ruszyłem do wyjścia. Wręcz biegłem do taksówki. Jak na człowieka, który nie spał przeszło od 36 godzin miałem całkiem sporo energii- pomyślałem wsiadając do samochodu. Podałem kierowcy adres i ruszyliśmy. Zarówno podczas lotu jak i w drodze do domu zastanawiałem sie jak będzie wyglądało spotkanie moje i (T.I). Myślałem nad tym jak sie zachowam co powiem, co ona będzie robić. Bałem sie, ze gdy tylko ją zobaczę zrobię, ale powiem cos głupiego. Postanowiłem także, ze powstrzymam się od zbytniego gadulstwa, gdyż mogłoby to przysporzyć więcej kłopotów niż to warto. W końcu po 20 minutach znalazłem sie przed drzwiami do domu. Niepewnie nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka. Zostawiłem torbę w holu i ruszyłem do salonu. Nikogo tam nie zastałem, więc ruszyłem dalej. Dziewczyny znalazłem dopiero w mojej sypialni. Zdawałoby sie, ze nie są świadome mojej obecności. Za to ja stałem jak wbity w ziemię. Nie byłem zupełnie przygotowany na widok, który zastałem. Eleanor pomagała (T.I) sie przebrać. Moja narzeczona stała tyłem do mnie. Widziałem dokładnie wszystkie jej kości. Właściwie (T.I) ledwo stała. Nagle zatrzymał sie na mnie spojrzenie El, za którym w sekundzie powędrował wzrok (T.I).
(T.I): Harry..- szepnęła jakby chciała upewnić sie, że to ja. W tej samej chwili zachwiała sie lekko, a Eleanor podtrzymała ją. Teraz zobaczyłem także twarz (T.I). Była wychudzona, wyglądała na zmęczoną, a z jej oczy zniknął blask, który tak kochałem. Staliśmy tak wpatrując sie w siebie dobrą minutę. W pewnym momencie El powiedziała.
E: Powinnam was zostawić.- żadne z nas nadal sie nie odezwało. Eleanor posadziła (T.I) na łóżku i wyszła z pokoju. Nadal stałem w progu lustrując spojrzeniem dziewczynę. Teraz widziałem każdy najmniejszy nawet szczegół. Na jej skórze pojawiły sie przebarwienie, miała spierzchnięte usta i wyraźne cienie pod oczami. Wyglądała na całkowicie wyczerpaną. Jak mogłem tego nie zauważyć?
Dziewczyna nie patrzyła na mnie do tego momentu. Brunetka posłała mi nieme przepraszam. Ja jednak nadal nie mogłe wykonać żadnego ruchu. Byłem całkowicie oszołomiony. Zupełnie zaskoczony. Przerażony.
(T.I): Nie chciałam, zebyś widział mnie w takim stanie.- powiedziała cicho. Ja zaśmiałem sie niedowierzajac jej słwom.
H: Sądziłam, że sie nie dowiem?
(T.I): Nie wiem. Nie tak miałeś sie dowiedzieć. Przecież chcialam ci powiedzieć..- mówiła, a w jej oczach zamajaczyły łzy.
H: Kiedy?
(T.I): Nie wiem.- znów sie zasmiałem. To co sie teraz dzieje jest idiotyczne. Nie odezwałem sie. Usiadłem obok niej. Wiedziałęm, ze cierpi, ale w tej chwili nie potrafiłem nic zrobić. Byłę zły. Przecież.. Przecież coś mogło sie jej stać, a ona nic mi nie powiedziała..

Taa dammmmm!
I co sądzicie? ;)
Ja jestem całkiem zadowolona i muszę przyznać, że pisanie tego rozdziału choć nie łatwe sprawiło mi przyjemność ;D
Ponadto chcę wam ogromnie podziękować za to, że wciąż jesteście ze mną ;')
Dziękuje też za komentarze pod poprzednim postem<333
Lov ya ;*
Mell