piątek, 29 listopada 2013

35. Happily

*Ty*
Następnego dnia Harry nadal cię unikał. Baa.. Właściwie nawet nie wróci
ł na noc. Gdy wszedł do sypialni i zobaczył ciebie od razu się wycofał. Nie zamierzałaś jednak tak tego zostawiać i wybiegłaś za nim na korytarz.
(T.I): Styles!- on odwr
óci
ł się- I co teraz będziesz mnie tak olewał? Przestaniemy rozmawiać, będziemy udawali, że nie istniejemy?!
H: Kochasz go?! Tylko szczerze. Dość zwodzenia i m
ówienia,
że to tylko przyjaźń.
(T.I): Tak, ale jestem z tobą i nic tego nie zmieni.
H: Idź w cholerę!
(T.I): Coś ty powiedział?! Chciałeś, żebym była szczera, żebym powiedziała ci prawdę i teraz za tę prawdę dostanę opieprz?!
H: A co mam ci podziękować?! Może jeszcze powiedzieć, że to nic takiego!
(T.I): Nie, ale nie możesz zrozumieć, że on pom
óg
ł mi gdy nikogo innego nie miałam. Zawsze będę go za to kochać. Ja nie potrafię tego zmienić.
H: Wiesz co?! Idź do niego, a mnie zostaw w spokoju.
(T.I): O nie. Tym razem mnie nie spławisz. Powiedz mi jasno, chcesz się rozstać?
H: Nie. Ale nie potrafię znieść myśli, że on jest ważniejszy i do p
óki nie przemy
ślisz, co się dla ciebie liczy, to nie mamy o czym rozmawiać.
(T.I): Nie Harry. Ja wiem, że dla mnie liczysz się ty, a jeśli nie potrafisz zaakceptować mojej przyjaźni z Kyle to nie powinniśmy być razem. Kocham cię, ale daję ci wyb
ór. Wiesz co zrobić, a teraz wybacz spiesz się do pracy.- odparłaś i wyszłaś z domu.


*Harry*
Po prostu wyszła. Wiedziałem ile bólu sprawiają jej nasze kłótnie. Z reszt
ą mi też nie było łatwo. Puszczają mi nerwy, ale nie chcę jej stracić. Myślałem, tak jeszcze chwilę, gdy nagle z zamyślenie wyrwał mnie Lou.
Ls: Stary musimy pogadać. Gdzie ty byłeś wczoraj?
H: W sumie nie wiem. Chodziłem po mieście. Musiałem pomyśleć.
Ls: Ty chyba nawet nie ogarniasz co się wczoraj stało..?
H: A co miało się stać?
Ls: (T.I) straciła przytomność i…- opowiedział mi co sie stało. Na końcu podsumował.
Ls: Harry, ja nie wiem co wczoraj między wami zaszło, ale El twierdzi, że (T.I) zasłabła z wyziębienie. To nie m
ógł być zwykły zawrót głowy czy coś. (T.I) co najmniej z pół godziny musiała siedzieć pod zimną wodą. A to raczej nie przypadek. To co się dzieje wyniszcza was oboje. Wy musicie coś z tym zrobić. Tym razem nic się nie stało, a kto wie czy historia się nie powtórzy.- słuchałem z przerażeniem tego co mówił Louis. Czy to naprawdę możliwe? Czy (T.I) znów chcia
ła ze sobą skończyć? I to przeze mnie. Nie odzywałem się dłuższą chwilę, aż w końcu wydusiłem.
H: To moja wina. M
ój Boże.. To moja wina. Ja.. Ja nie wiem co bym zrobił gdyby (T.I) cosś się stało..- moje oczy zaczęły robić się mokre na samą myśl jej śmierci- Ja nie umiałbym żyć bez niej..- mówi
łem cicho łkając. Lou bez zastanowienia przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.

Ls: Młody wszystko będzie dobrze. Tylko porozmawiaj z nią.- na te słowa oderwałem się od bruneta i powiedziałem.
H: Ona dała mi wyb
ór. Albo jej przyja
źń z Kylem, albo z nami koniec. I najgorsze jest, że ja nadal nie wiem co wybrać.
Ls: Jesteś totalnym kretynem! Kobieta, kt
ór
ą kochasz chce się z miłości do ciebie zabić, a ty nie wiesz czy zaakceptować jej przyjaźń! Nie rozumiem cie! Jakie ty masz jeszcze wątpliwości idioto?!
H: A gdyby Eleanor kochała jakiegoś dupka, też by ci to nie przeszkadzało?!
Ls: Jeśli bym jej ufał to nie.
H: Ona powiedziała, że on jest jej podporą, a ja? Co ze mną?
Ls: Właśnie Hazz ty tego nie rozumiesz. Ona ma w nim podporę, bo zawsze jest z nią i akceptuje ją w pełni, a ty tego nie potrafisz. Więc dobrze ci radzę przemyśl wszystko i nie spieprz tego.- powiedział i poszedł do siebie. Ja do 12.00 myślałem co mam zrobić i przyniosło to całkiem niezłe efekty. P
óźniej pojechaliśmy do studia i wróciliśmy po 22.00. Wszedłszy do sypialni zastałem (T.I) śpiącą z książką. Odłożyłem lekturę na szafkę nocną, a dziewczynę okryłem kołdrą.


*Ty *
Następnego dnia obudziłaś się o 8.00. Na szczęście dziś miałaś wolne. Nie zdziwił cie nawet brak Hazzy w łóżku. Zapewne pojechał do studia. Postanowiłaś zjeść śniadanie. Wyszłaś już na korytarz gdzie zobaczyłaś coś pięknego. Czerwone płatki róż układały się w ścieżkę. Kwiaty ciągnęły się aż do kuchni. Wszedłszy tam zobaczyłaś stolik pośrodku pomieszczenia. Stała na nim pojedyncza róż w szklanym wazonie, obok niej gofr w kształcie serca posmarowany dżemem truskawkowym, na którym był ułożony napisz PRZEPRASZAM z groszków czekoladowych. Sekundę pó
źniej znalazł się za tobą Harry i wyszeptał ci do ucha.
H: Naprawdę przepraszam. Ufam ci i nie powinienem był doprowadzać do tych bezsensownych kł
ótni. Mieć taką dziewczynę jak ty to skarb, a ja tego skarbu nie doceniałem. A więc jak zgoda?- odwróciłaś się do niego i nie odpowiadając wpiłaś się w jego usta. Ten drobny gest jakim było to śniadanie sprawił ci tyle radości. Harry nareszcie pojął, że Kyle jest tylko twoim przyjacielem i nic poza tym was nie łączy. Skończywszy pocałunek zjedliście wspólnie gofra i było tak jak kiedyś. Dużo śmiechu i tematów do rozmowy. Nim si
ę obejrzałaś była 10.00.
(T.I): Nie chce mi się iść dziś do pracy..
H: To nie idź. Zostań w domu i spędźmy ten dzień tylko we dwoje.
(T.I): Chciałbym, ale praca. Poza tym ty też idziesz do studia.
H: Nie. I ty nie idziesz do pracy. No proszę cię ten jeden raz sobie odpuść.
(T.I): W sumie czemu nie?- odparłaś po czym zadzwoniłaś do pracy i poprosiłaś o dzień wolnego.
(T.I): To co dziś robimy?
H: Pochodzimy po mieście.- przytaknęłaś na jego słowa, a on cmoknął cię w policzek. Następnie poszłaś na g
órę przebrałaś się w to, włosy związałaś w wysokiego kucyka i zrobiłaś delikatny makijaż. Gdy byłaś gotowa wzięłaś buty i torebkę i zeszłaś na dó
ł.
(T.I): Idziemy?- zapytałaś wesoło. Chłopak pokiwał głową i wziął cie za rękę po czym wyszliście. Harry zadecydował, że p
ójdziecie do centrum, a potem się zobaczy. Tak też zrobiliście. Nie całą godzinę później byliście na miejscu. Pierwszym celem waszej podroży stało się London Eye. Wcześniej Hazz kupił wam mafinki czekoladowe i obecnie zajmowaliście się podziwianiem widoków, jedzeniem słodkości i wzajemnymi czułościami. Następnie zaciągnęłaś swojego chłopaka do księgarni, gdzie nabyłaś książkę „Pozwól mi odejść” McDaniell Lawrance. Kolejnym punktem waszej wyprawy był salon muzyczny, w którym Harold kupił kilka płyt. Minęła już 14.00, wiec postanowiliście coś zjeść. Zielonooki zaprowadził cię do knajpki w jednej ze starszy ulic Londynu. Musisz przyznać, że wnętrze było bardzo ładne. Ściany były pokryte farbą pudrowy róż, a do tego wszędzie były ustawione pasujące dodatki. Dało się tam wyczuć istnie rodzinną atmosferę. Sekundę potem zajęliście miejsce przy stoliku. Przyszła kelnerka i wzięła wasze zamówienie. Musisz przyzna
ć, że jak dotąd spędziliście cudnie czas. Dawno już się tak wspaniale razem nie bawiliście. Po zjedzeniu obiadu poszliście do parku, gdzie najpierw karmiliście kaczki, a potem po prostu przysiedliście na ławce i rozmawialiście.

Otaczająca was sceneria była jak z bajki. Drzewa pokryte kolorowymi liściami skąpane w jesiennym, zachodzącym słońcu. Było naprawdę cudnie i chyba nie umiałabyś wymarzyć sobie nic lepszego. Ta chwila na pewno zapadnie ci w pamięci. Cieszyło cię to, że pierwszy raz od miesiąca po prostu cieszycie się swoją obecnością. Harry leżał ci na kolanach, a ty bawiłaś się jego lokami. Nagle chłopak umilkł i usiadł obok ciebie. Po chwili rzekł.
H: (T.I) nie tęsknisz za rodzicami?- zapytał niepewny tojej reakcji przygryzając dolną wargę. Odkąd ostatni raz widziałaś rodzic
ów, nie rozmawiali
ście o tym. Harry wiedział, że potrzebujesz czas, żeby sama sobie to poukładać, ale w końcu spytał. Popatrzyłaś na niego i odparłaś.
(T.I): Tęsknię i to cholernie, ale im na mnie nie zależy. Znaczy.. Wiem, że mnie kochają, ale to nie wystarczy. Chciałam, żeby mnie zaakceptowali, a skoro nie potrafią to ich problem.
H: Nie zmienia to faktu, że powinnaś się z nimi pogodzić.
(T.I): Po co? Odkąd mieszkam u was mama zadzwoniła do mnie 3 razy. A to trochę mało przez 2 miesiące. Harry zrozum oni pogodzili się z tym, że nie maja dzieci. Tak samo postąpili z Łukaszem. Najpierw się starali, ale potem odpuścili. To ich wyb
ór. H: Ale to twoja rodzina. Nie powinna
ś ich tracić.
(T.I): Teraz moją rodziną jesteś ty i ta banda idiot
ów, którzy zawsze są ze mną. To wam na mnie zależy i to wy mi zawsze pomagacie. W sumie to jestem szczęśliwa. Mieszkam zdalna od nich, nie martwię się, że nas nie akceptują. Tak. Jestem szczęśliwa.- odparłam, a Harry złączył nasze usta w czułym pocałunku. Gdy wychodziliśmy z parku było około 18.00. Postanowiłaś pokazać Harremu twoją ulubioną cukiernię. Na miejsce dotarliście pół godziny później. Zbliżając się do wejścia poczuliście zapach świeżo upieczonych słodkości. Na miejscu ty wybrałaś ciasto snickers, a Harry bananowiec. Do tego on zamówił kawę, a ty kakałko. W kafejce siedzieliście mniej więcej godzinę, by następnie udać się do domu. Wyszedłszy z pomieszczenia poczułaś zapach mroźnego powietrza. Na dodatek na dworze zrobiło się już dość chłodno. Przeszliście kawałek, aż w końcu zapytałaś.

(T.I): Harry, możemy zamówić taksówkę?
H: Już wymiękasz?
(T.I): Nie, ale jest mi strasznie zimno.- chłopak zatrzymał się i spojrzał na ciebie po czym stwierdził.
H: No rzeczywiście ci zimno. Nawet nosek masz czerwony.- zachichotał i cmoknął się we wspomnianą cześć ciała. Chwilę potem zadzwonił po taks
ówkę i wrócili
ście do domu. Weszliście do domu, cały czas się śmiejąc, co od razu zauważyło całe towarzystwo siedzące w salonie.
N: Jak dobrze, że już się pogodziliście!- krzyknął blondyn i przytulił was oboje.
N: Nawe nie wiecie jak Louis i Eleanor przynudzali, że się o was martwią..
(T.I): Czyli ty się nie martwiłeś?
N: Martwiłem się na sw
ój wewnętrzny sposób.- odpar
ł, a wszyscy wybuchli śmiechem. Reszta wieczoru minęła wam na oglądaniu komedii romantycznej.


*Kyle*
Byłem w klubie. Siedziałem przy barze i kończyłem piwo. Nagle stanęła koło mnie czarnowłosa dziewczyna i zamówiła drinka. Przez chwile moje niebieskie tęczówki spotkały jej czarne. Dziewczyna uśmiechnęła sie i sekundę później zniknęła w tłumie. Zamówiwszy kolejne piwo odwróciłem sie w stronę tańczących. Widziałem mnustwo zakochanych par, obściskujących sie po kątach. Było też wielu singli. Nagle zobaczyłem grupkę dziewczyn tańczących nawprost mnie. Wśród nich rozpoznałem tajemniczą czarnowłosną. Dziewczyny wyginały sie w tańcu. Każda z nich była piękna i aż miło było je podziwiać. Nagle czarnooka usiadła obok mnie.
S: Cześć jestem Stacy?
K: Kyle.- odparłem i podałem jej rękę.
S: To czemu siedzisz tu sam cud chłopcze?
K: Nie miałem co ze sobą zrobić i po prostu tu przyszedłem.
S: To skoro już tu jesteś to zatańczyć ze mną.- powiedziała uśmiechajac sie kusząco, a następnie wzięła mnie za rękę i pociągnęła na parkiet. Kilka sekund później jej rozgrzane ciało idealnie przylegało do mojego. Ruchy dziewczyny wprawiały mnie w obłęd. Przetańczyliśmy chyba godzinę rozmawiając przy tym, gdy nagle przylgnęła ona do moich ust, a ja odwzajemniłem pocałunek. Muszę przyznać, że całowała znakomicie, jednak czegoś mi brakowało. Nie czułem swojego rodzaju uniesienia jak przy pocałunku z (T.I). Mojego ciała nie przchodziły przyjemne dreszcze, a zmysły nie zawładnęły mną. Oderwawszy sie od Stacy spojrzałem na nią. Dziewczyna uśmiechała się słodko, a ja po prostu odszedłem. Podszedłszy do baru zamówiłem wódkę i szybko opróżniłem kieliszek.
S: Co ty robisz? Myślałam, że ci sie podobałm?
K: Jesteś piękna, seksowna i mądra , ale nie chcę cię skrzywdzić.
S: Słucham?!
K: Bo ja kogoś kocham.
S: Masz dziewczynę i całowałeś sie ze mną?! Świnia!- rysy twarzy czarnowłosej wyraźnie zaostrzyły sie, gdy domagała sie odpowiedzi.
K: Stacy to nie tak. Kocham ją ale ona ma chłopaka.- dziewczyna rozluźniła sie i powiedziała.
S: Chodź zapalić.- kilka minut później byliśmy na dworze, gdzie znacznie łatwiej sie rozmawiało.
S: To o co chodzi z tą twoją ukochaną?
K: Ma na imię (T.I) i znam ją od 3 lat. Znaczy to bardziej skomplikowane.
S: To najlepiej zacznijn od początku.
K: Trzy lata temu spotkałem ją w trudnej sytuacji i pomogłem jej. Potem przyjaźniliśmy sie kilka miesięcy, ale los tak chciał, że musiałem nagle wyjechać. Wróciłem do miasta dopiero 2 miesiące temu i nadal sie przyjaźnimy. Problem w tym, że ja ją kocham od 3 lat, ale ona traktuje mnie jak przyjaciela.
S: Powiedz jej co czujesz.
K: Powiedziałem, ale ona jest z Harrym. I pewnie nadal bedzie.
S: Ona też cie kocha, ale jeszcze o tym nie wie. Powineneś sie o nią strać. Powodzenia cud chłopcze!- powiedziała i odeszła zostawiając mnie z moimi myślami. A może ona ma racje? Cholera! On ma rację! Zawsze bałem sie zawalczyc o (T.I). Najpierw David teraz Harry. Może powinienem wreszczcie ją zdobyć, zamiast upijać sie i katować myślami, że nigdy nie bedzie moja. To ja byłem z nią, gdy przechodziła trudne chwile. To ja poświeciłem jej moje życie. To ja kochałem ją pierwszy. Przecież to ja powinienem być z nią. To ja powinenem ją całować, trzymać jej dłoń i przytulać bez końca. Zamiast tego, gdy widzę ją z nim mój świat sie rozpada. Czekałem przez cały ten czas, z nadzeieją, że (T.I) ze mną będzie. Teraz wiem, że nadzieja matką głupich jest. Widzę, że jej serce jest zajęte i nic nie może być gorsze od tego. Jestem idiotą, bo miałem moją szansę, mogłem być tym kim jest Harry, a nie wykorzystałem tego. Jestem tak blisko mojej ukochanjej, a jednocześnie zbyt daleko, by móc okazywać jej to co czuję w należyty sposób. To boli najbardziej. Szczerze mówiąc nie wiedziałem czym jest miłość, ale poczułem to po raz pierwszy, patrząc w jej cudne brązowe oczy.


Nowy rozdział ;)
Jest całkiem przyjemny, wyjaśnia się w nim kilka spraw xd
Najbardziej jednak ciekaw mnie wasza opinia ;D
Dziękuję bardzo za komentarze pod poprzednim postem <333
A teraz ogromna prośba JEŚLI CZYTASZ TO OPOWIADANIE KOMNTUJ ;3
To chyba tyle, do następnego ;*

15 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ





poniedziałek, 25 listopada 2013

34. Yesterday everything was fine

Dla jasności mama Harrego na tym blogu jest sama.


*Ty*
Minął kolejny tydzień. Harry od incydentu z Kylem unikał cie, a wasz kontakt ograniczał się do koniecznych gestów. Była 18.00, dziś nie miałaś wykładów. W
łaśnie weszłaś do sypialni, a gdy Harry to zobaczył od razu udał się do drzwi.
(T.I): Po co to robisz?- zapytałaś, a on nie raczył odpowiedzieć. Tym razem miarka się przebrałam. Nie czekając dłużej wyszłaś za nim na korytarz i krzyknęłaś.

(T.I): Styles! Porozmawiasz ze mną do cholery?!- on odwrócił się i rzekł.
H: Jesteś pewna, że mamy o czym?
(T.I): Tak. Powiedz w końcu o co ci chodzi?
H: Może o to, że broniłaś tego dupka?
(T.I): A co miałam zrobić? Pozwolić, żebyś go pobił? Przecież on po prostu zmienił kierunek studi
ów… TO NIC TAKIEGO! H: Jak dla mnie to wielka zmiana! Mówi
łem ci to już! Nie dość, że jeździsz z nim tym pieprzonym motorem i go obściskujesz, to teraz on cały czas będzie z tobą!
(T.I): To m
ój przyjaciel. H: To szkoda, że nie widzisz jak na ciebie patrzy. Wkurwia mnie, gdy gapi się na twój ty
łek, a tobie to nie przeszkadza! Jestem pewny, że z chęcią, by cię wyruchał.
(T.I): Wyruchać to ty możesz słonia! A ze mną ewentualnie można uprawiać seks, więc dobrze ci radzę zastan
ów się co mówisz! H: Czyli gdyby uprawia
ł z tobą seks nie miała byś nic przeciwko?!
(T.I): Harry przeginasz!
H: No odpowiedz!
(T.I): Wal się!

H: I super! Ale powiem ci jeszcze jedno. Ty nie umiałabyś mu odm
ówić!- w tym momencie puściły ci nerwy i pierwszy raz w życiu go uderzyłaś.


 Harry wyraźnie się tego nie spodziewał, bo nie zdążył zablokować twojej ręki. Aktualnie stał przed tobą i pocierał zaczerwienione miejsce na twarzy. Ty nie miałaś siły dłużej powstrzymywać łez. Twój chłopak przed chwilą powiedział ci, że ma cię za dziwkę. Nie patrzyłaś już na niego tylko weszłaś do sypialni. Nie miałaś już siły, ani ochoty się z nim kłócić. Cały czas płącząc weszłaś pod prysznic. Zdjęłaś ubrania i odkręciłaś zimną wodę. Stałaś pod lodowatym strumieniem cały czas szlochając. Myślałaś o tym co powiedział ci Harry. Bolało cię, że ciągle się kłócicie. Przecież mogliście się jakoś dodać, ale problem tkwił w tym, że żadne z was nie chciało odpuścić i miało do drugiego o coś żal. Cała sytuacja przerażał cię coraz bardziej, a zwłaszcza twoja bezsilność. Byłaś słaba i bezbronna, a przecież obiecałaś sobie, że już nigdy taka nie będziesz. Obiecałaś sobie, że już nigdy nie pozwolisz, żeby emocje związane z kimkolwiek przejęły nad tobą kontrolę. A jednak. Stało się. Byłaś bezgranicznie i bezkompromisowo zakochana w Harrym. Uczucie to i poczucie winy kontrolowały cię całkowicie. W końcu usiadłaś w brodziku, podciągnęłaś kolana do brody i po prostu płakałaś. W tej chwili nic nie miało dla ciebie znaczenia. Kompletnie nic. Po około 15 minutach byłaś całkowicie wychłodzona. Na całym ciele miałaś gęsia skórkę, a twoje zęby nieustannie szczękały. Mimo to nadal nie ruszyłaś się z miejsca, co jakiś czas tylko potarłaś rękoma o najbardziej wychłodzone miejsce.

*Eleanor*
Jakieś 20 minut temu wróciłam z chłopakami z kręgielni. Teraz siedziałam z nimi w salonie i oglądaliśmy jakiś film akcji, który nie bardzo mnie obchodzi
ł. Po chwili zapytałam
E: Gdzie jest (T.I)?
Ls: Nie wiem pewnie jest z Harrym.
N: Nie. Hazz gdzieś wyszedł.
Ls: To pewnie jest u siebie.- uśmiechną się, a ja wstałam i skierowałam się na g
órę. Pó
źniej zapukałam i ostrożnie uchyliłam drzwi od ich sypialni. Otworzyłam je szerzej i rozejrzałam się. Nie było jej, ale za to zobaczyłam, że w łazience jest włączone światło. Podeszłam do drzwi łazienkowych i zapytałam.
E: (T.I) długo jeszcze?- nie odpowiedziała. Pomyślałam, że nie słyszy, bo leci woda.
E: (T.I)!- krzyknęłam kilka razy, a ona nadal nie odpowiadała. Teraz to zaczynałam się martwić. Uderzyłam jeszcze kilka razy pięścią w drzwi, ale i to nic nie dało. Nie czekając dłużej zawołałam chłopak
ów. Zjawili si
ę dość szybko.
Z: Co jest?
E: (T.I) jest w łazience i nie odpowiada.
Ls: Słońce daj spok
ój. Mo
że nie słyszy. Na pewno zaraz wyjdzie.
E: Louis ja czuję, że coś się stało.
Li: Dramatyzujesz.-powiedziała, a wszyscy zaczęli się śmiać. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom po prostu mnie wyśmiali.
E: Nie chcecie pom
óc to nie. Sama jako
ś otworzę te drzwi.
Ls: Kotek, uspok
ój si
ę.
E: A ty się zamknij się!- nagle usłyszeliśmy uderzenie i wszyscy rzuciliśmy się do drzwi łazienki.
E: (T.I)!
Z: O kurwa! Trzeba coś zrobić.
N: Otw
órzmy drzwi. Li: Nie da si
ę są na kluczyk.
Ls: Wejdźmy oknem.
Li: Pogięło cie? Niby jak. Nawet drabiny nie mamy.- sprzeczali się, gdy nagle do pokoju wbiegł Zayn i rozbił okienko w drzwiach pogrzebaczem od kominka. P
óźniej chłopcy podsadzili go, a on przewiesił się przez niewielki otwór i otworzył drzwi od wewnątrz. Później jako pierwsza wbiegłam do łazienki, a oni za mną. Zobaczyliśmy nagą dziewczynę opartą o szklaną powlokę kabiny. Szybko zakręciłam wodę, a Liam podał mi ręcznik, którym przykryłam (T.I), żeby nie była całkiem naga. Później sprawdziłam jej puls. Na szczęście był stabilny. Następnie Niall wziął ją na ręce i przeniesł do sypialni. Ja kazałam Louisowi poszukać koców, a Zaynowi zrobić gorącą herbatę. Sama ubrałam dziewczynę i przykryłam kołdrą. Nie całe 10 minut pó
źniej brunetka obudziła się. Przetarła oczy i zdziwiona patrzyła na nas wszystko siedzących wkoło niej.
E: Jak dobrze, że się obudziłaś. A teraz wypij to.- rzekłam i podałam jej gorący nap
ój.
(T.I): Co si
ę stało?
Li: Chyba zemdlałaś pod prysznicem.- odpowiedział chłopak, a ona zamyśliła się na chwile i pokiwała głową na tak. P
óźniej zostałam z nią, a następnie brunetka zasnęła.


*Ty*
Obudziłaś sie około 01.00, ale Harrego nie było w pokoju. Zwlokłaś sie z łóżka i poszłaś do kuchni, żeby sie napić. W domu wszyscy już spali. Zajrzalaś do salonu tam też nie było Harolda. Nie wrócił na noc?- to dziwne pomyślałaś. Nalałaś sobie wody do szklanki i wróciłaś na górę. Usiadłaś na łożku i sprawdziłaś czy Hazz nie zostawił ci żadnej widomości gdzie sie wybiera. Niestety nic nie znalałaś. Postanowiłaś do niego zadzwonić. Nie odebrał. Wyłałaś SMS, na który nie odpis
ła. Nie wiedziałaś co sie dzieje. Jeśli coś mu sie stało? Jeśli miał jakiś wypadek? Takie właśnie mrożace krew w żyłach pytania nasuwały ci sie na myśl. Przecież jeszcze kilka dni temu wszystko było dobrze. Byliście u jego mamy i miło spędzaliście czas.
Była 8.00, a Hazz juz cie obudził. Na początku miałaś ochotę go zabić, ale po chwili powiedział.
H: Słońce nie wkurzaj się. Przecież mieliśmy jechać do Holmes Chapel.- po tych słowach ty bez jakichkolwiek prostest
ów wstałaś z łóżka i zaczęłaś szukać odpowiednich ubrań.
(T.I): O kt
órej wyje
żdżamy?
H: Z godzinę.- wzdychnęłaś tylko i poszłaś do łazienki wykąpać sie. Wyszedłszy spod prysznica założyłaś bieliznę, a nastepnie wysuszyłaś i ułożyłas włosy. P
óźniej zrobiłaś delikatny makijaż i ubrałaś sie w to. Gdy byłaś gotowa zeszłaś na dół i jak sie później dowiedziałaś Harry czekał już w samochodzie. Nie zwlekając dłużej wyszłaś na dwór, a potem wsiad
łaś do samochodu.
H: Już myślałem, że nigdy nie przyjdziesz.
(T.I): Hazz daj spok
ój, przecież szykowałm sie tylko 58 minut. Tak właściwe mam jeszcze 2 minuty, więc nie rób dramatów.
H: Dlaczego na moje 5 s
łow ty masz 15?- zapytał odpalając samochód.
(T.I): Bo jestem kobiet
ą Skarbie i zapamiętaj, że zawsze mam racje.- powiedziałaś i cmoknęłaś chłopaka w policzek. On zaśmiał sie tylko i wyjechał na główną drogę. W podróży gadaliście, śmialiście sie, śpiewaliści piosenki razem z radiem, choć tobie to ostatnie nie wychodziło najlepiej. Z czasem jednak dałaś sobie spokój ze śpiewaniem, bo wiedziałaś, że Harry nie może już tego słuchać. Po około dwóch i pół godzinach i jednym postoju dojechaliście do Holmes Chapel. Nagle twój umys
ł przepełniły myśli o tym, że pani Styles może cie nie polubić i co by było wtedy? Wtem z zamyślenia wyrwał cie głos.
H: Dojechaliśmy już.- skinęłaś tylko głową i wysiadłaś z samochodu. Hazz spl
ót
ł wasze dłonie i powędrowaliście do drzwi. Nie zdążyliście zapukać, a otworzyła wam farbowana brunetka mniej wiecej twojego wrostu, za pewne siostra Harrego.
G: Harry!- krzyknęła i rzuciła sie na szyję twojego chłopaka. Sekundę p
ó
źniej przytuliła ciebie.
(T.I): Jestem (T.I).- powiedziałaś, gdy brunetka odsunęła sie od ciebie.
G: Gemma. Curl dużo nam o tobie opowiadał.
(T.I): To dobrze. Chyba.. Znaczy zależy co Harry ci powiedział.
G: Spokojnie m
ówił same dobre rzeczy. Na przykład, że jesteś śliczna, mądra, dobra w łó
żku.- powiedziała jak gdyby nigdy nic, a ty zaczerwieniłaś sie.
(T.I): Harry!
H: No co? To prawda.- powiedział, a ty spiorunowałaś go wzrokiem.
M: Koniec tych pogaduszek. Chodźcie do środka, bo jest dziś chłodno.- powiedziała pani Styles wychylając sie chyba z kuchni. Wszyscy posłusznie weszli do domu, a tam zdjęliście płaszcze i buty, po czym udaliście sie do kuchni.
H: Cześć mamo.- powiedział i przytulił brunetkę.
H: A to jest (T.I).
(T.I): Miło panią poznać.- przywitałaś sie grzecznie i podałaś ręke pani Styles lecz nim sie obejrzałaś byłaś zamknięta w jej uścisku.
M: M
ów mi mamo. Harry mówi
ł, że jesteś śliczna, ale..- przerwała i uderzyła zielonookiego ścierką.
H: Ał.
M: Ile razy m
ówi
łam ci, że nie podjada sie z garnka?
H: Tylko spr
óbowa
łem.- mama chłopaka tylko westchnęła, a potem dodała.
M: Na czym to ja skończyłam..? A tak. Harry m
ówi
ł, że jesteś śliczna, ale nie że aż tak bardzo.
(T.I): Dziękuje to miłe.
M: Nie ma za co.- uśmiechęła się po czym odwr
óci
ła sie w stronę garnka.
G: Kawę?
H: Tak.
G: Nie ciebie pytam, a po za tym wiesz gdzie są szkalnki. Sam sobie możesz zrobić.
H: Czuję sie dyskryminowany..
G: Tak, tak. Biedny malutki Curl
H: Pączuś.
G: Maminsynek.- śmiałaś sie z ich kł
ótni, a wtem wkroczy
ła pani Styles.
M: Zachuwujecie sie jak pieciolatki. Koniec tego. Lepiej idźcie do sklep, bo potrzebana mi marchewka do potrawki z kurczaka.
G&H: Tak mamo.- powiedzieli ch
órem i wyszli z kuchni. Ty zostałaś sama z mamą twojego chłopaka i szczerze mówi
ąc czułaś sie niepewnie.
M: To napijesz sie czegoś?
(T.I): Nie chcę robić problemu.
M: To żaden problem. A przy herbacie bedzie mam się lepiej rozmawiało.- powiedziała po czym wstawiła wodę na herbatę.
M: Dobrze, że wreszcie sie spotkałyśmy.
(T.I): Też tak myśle.
M: (T.I) czym sie zajmujesz?
(T.I): Będę studiować prawo.
M: To chyba jednen z najtrudniejszych kierunk
ów?- zapyta
ła zalewając herbatę wrzątkiem.
(T.I): Nie. Jakoś sobie radzę.
M: A pracujesz gdzieś?
(T.I): W małej knajpce.
M: Myhymm.. A jeśli mogę spytać. Dużo zarabiasz?
(T.I): Około 1200
£. Wie pani z pieniędzmi Harrego nie można tego porównywać, ale starcza mi na wydatki i dokładam sie chłopcom do rachunków.- mówiłaś bawiąc sie swoimi palcami.
M: Kochanie, ale mi nie o to chodziło. W żadnym wypadku nie chciłam cie urazić. Po prostu zawsze uważałam, że kobieta powinna być niezależna i powinnam mieć swoje pieniądze. Szczerze m
ówi
ąc popieram cie, a co Harry na to? Zawsze twierdził, że jego żona nie będzie pracować.
(T.I): Na początku nie podobał mu sie ten pomysł, ale teraz sie przyzwyczaił. A właściwie to nie jestem jego żoną, więc nie może zabronić mi pracować.
M: Naprawdę sie zgodził? Wiesz kochanie on jest dość zaborczy i często stawia na swoim.
(T.I): Ja też potrafię dopiąc swego. Mam swoje sposoby, wie pani o co mi chodzi.- powiedziałaś i zaśmiałyście sie.
M: Skłamałabym m
ówiac,
że nie wiem. A jak wam sie układa? Gdy pytam Harrego on zbywa mnie lakonicznymi odpowiedziami.
(T.I): Jest dobrze. Kł
ócimy si
ę jak to bywa w związkach, ale sie godzimy.- powiedziałaś nieco rozluźniając sie.
M: Jaki Harry jest dla ciebie?
(T.I): Jest wspaniały. Taki czuły, słodki i opiekuńczy. Wiem, że mogę na nim polegać. Przy nim jestem bezpieczna. Dobrze wychowała pani syna.- powiedziałaś i spojrzałaś na panią Styles, a w jej oczach ujrzałaś dumę.
H: Co ja słyszę? Jestem, aż taki wspaniały?- powiedział i cmoknął cie w usta.
G: Nie bądź z siebie taki dumny. Co innego miała powiedzieć teściowej.- zaśmiała sie brunetka wchodząc do kuchni.

H: Przestań Pączusiu przecież wiem, że mnie kochasz.
M: Dzieciaki nakryjcie do stołu.
H: Mamo jesteśmy dorośli.
M: Dla mnie zawsze bedziesz dzieckiem Haroldzie.- powiedziała kobieta, a wy poszliście nakryć do stołu. P
ół godziny później obiad był gotowy i gdy mieliście zasiadać przy stole ktoś zadzwonił do drzwi. Hazz poszedł otworzyć, a wróci
ł z blondynem wzrostu Harrego o niebieskich oczach. Był to chłopak Gemmy czego domyśliłaś sie po ich czułum powitaniu.
T: Tom.
(T.I): (T.I).- przywitaliście sie i zasiedliście do obiadu. Posiłek mijał wam w przyjemnej atmosferze. Jak sie okazało opr
óźniliscie dwa wina. Po obiedzie ty i Gemma zmywałyscie naczynia, a pani Styles i chłopcy siedzieli w salonie. Dochodziła 17.00, gdy skończyłyście zmywać. Następnie wróci
łyście do salonu.
G: Chodźmy sie przejść. Pokaże wam parę fajnych miejsc.
H: Ty nie znasz tu fajnych miejsc. Ja je wam pokażę.- powiedzialłchłopak i kilka minut p
óźniej byliście juz poza domem. Szliście główną ulicą Holmes Chapel, która by
ła zupełnie pusta. Po około 30 minutach doszliście na skaraj lasu.
(T.I): Serio chcecie iść do lasu? Nie mogliście mi powiedzieć, ebym nie zakładała but
ów na obcasach.
H: Nie martw sie Skarbie, b
ędę cie niósł, ale nie za darmo.

Chcę buziaka.- powiedział, a ty nie czekając wpiłaś sie w jego usta. Pocałunek był długi i namiętny, a gdy oderwaliscie sie od siebie łapczywie zaczerpneliście powietrza. Następnie Hazz wziął cie na ramiona i ruszliście w stronę lasu. Kilka minut później dotarliście do domku na drzewie.
G: A oto tęczowy zamek.- powiedziała dumna.
H: Raczej średniowieczna forteca.- odrzekła z wyrzutem.
(T.I): Ale na nim są namalowane tęcze.
H: Gemma i jej koleżanki zawsze psuły mi zabawę. To była warowania, ale ona przerobiły to na to kolorowe coś.- odparł z pogardą.
G: Sam oddłaeś nam ten domek po tym jak spadajac z niego zawiesiłeś sie na gałęzi, a potem wszyscy zobaczyli twoje majtki w misie.
H: To były teletubisie..
T: Można tam wejść?
H: Chyba tak. Ciekawe czy ktoś tu jeszcze przychodzi. Kiedyś tu sie wszyscy spotykali.
T: Teraz rozumiem czemu przestałeś tu przychodzić po tym incydencie.- zaśmieliście sie, a Hazz wdrapał sie na drzewo. Następnie wszyscy poszliście w jego ślady. Szczerze m
ówi
ąc domek był w całkiem niezłym stanie.
T: To musiało być czadowe miejsce za czas
ów swojej
świetności.
G: I było. Tu pierwszy raz całował sie nasz Loczek.
(T.I): Była ładniejsza ode mnie?
G: Najładniejsza w szkole. Hazz zawsze wybierał ślicznotki.
H: Chyba nie będziesz zazdrosna?
(T.I): Będę. Skocze z domku z żalu.- powiedziałaś i stanęłaś na drewnianej barierce.
H: Oszalałaś?
(T.I): Pa Hazz.- powiedziałaś i skoczyłaś do tyłu. Wlądowałaś na balonie poniżej i usłyszałaś krzyk chłopaka, a także śmiech Temmy. P
ó
źniej weszłaś z powrotem do domuku i zaszłaś Hazzę od tyłu.
(T.I): Myślałeś, że serio skoczę z pięciu metr
ów? H: Przecie
ż ty byłas tam? Jak tu?- plątał sie w zdaniach zdezorietowany.
(T.I): Dwa metry niżej jest balkon.
H: Kiedys nie było tego balkonu. Jak mogłaś mnie tak nastraszyć?
(T.I): Mogłam.- powiedziałaś i pocaowałaś chłopka r
ównie namiętnie co poprzednio. Nastepnie zeszliście na dó
ł i wyszliście z lasu.
(T.I): Zimno mi. Wracamy?
G: Wy idźcie, a my jeszcze pospacerujemy.- przytaknęliscie i 15 minut p
óźniej wróciliscie do domu, gdzie mama szykował kolację. Ty umyłaś ręcę i postanowiłaś pomóc pani Styles, Hazz natomiast przygladał sie temu co robicie. Około 19.00 wszystko było gotowe i zasiedliście do kolacji. Ty siedziałaś obok Harrego, naprzeciwko was Gemma i Tom, a na środku pani Styles. Wszyscy z wyjatkiem Hazzy pochłonięci byli rozmową. Harry zaś jeździł ci ręką po udzie, gdy nagle wsadził ją pod twoją spódniczkę. Ty wzrygnęłaś sie i złapałaś chłopaka za ręke. Na chwilę dał ci spokój, a ty stara
łaś sie odpowiedzieć na pytanie pani Styles.
(T.I): W sumie to nie myśleliśmy jeszcze u kogo spędzimy święta. Harry, a ty co myślisz?- powiedziałaś chcąc odciagnąć go od twojej sp
ódniczki. H: Emm.. Zgadzam sie z (T.I). Wiesz mamo jestem zmęczony. Pójdziemy sie ju
ż położyć.
M: Harry nie ma mowy. Po pierwsze nie zjadłeś jeszcze, a po drugie dajże się mi tobą nacieszyć. Tak dawno cie nie widziałam.
H: Mamo..
(T.I): Twoja mama ma rację. Porozmawiaj z nią, a ja pomogę Gemmie sprzątać.- powiedziałaś i wstałaś zbierajac talerze. Weszłaś do kuchni, a za tobą brunetka.

G: Sprytna zagrywa.
(T.I): S
łucham?- zapytałaś zdziwiona.
G: Widziałam, co robił Harry. Jest nieźle napalony. Wieczorem nie da ci spokoju za to, że kazałaś zostać mu z mamą.
(T.I): Nie będziemy tego robić i to jak wszyscy są w domu.
G: Spokojnie moja mama ma twrady sen, a ja i Tom będziemy zajęci.
(T.I): Gemma..- powiedziałaś płonąc rumieńcem. Nie całe 10 minut p
óźniej wszystko było posprzatana, a ty poszłas do Hazzy na gór
ę.
H: Już myślałem, że nie przyjdziesz.- powiedział i zaczął całowac cię po szyji.
(T.I): A to ciekawe.

H: I to bardzo.- odparł podwijając ci bluzkę.
(T.I): Hazz przestań. Nie będzimy tego robić w domu u twojej mamy.

H: Dlaczego nie?- zapytał obracając się twarzą do siebie.
(T.I): Bo ja nie potrafie być cicho, a nie chcę, żeby teściowa miała o mnie złe zdanie.- powiedziałaś i cmoknęłaś Hazzę w usta.
H: Teściowa? Interesujące.
(T.I): Bardzo.- powiedziedziałaś, a Harry zatopił sie w twoich ustach. Kilka minut p
óźniej leżeliście w łó
żku wtuleni w siebie.
Piękne wspomnienia. A teraz? Kłócicie sie co dzień i nawet nie wiesz, gdzie jest Harry. Oby tylko nic mu sie nie stało pomyślałaś.



Przepraszam, że tak dawno nic nie dodawałam, ale po prostu nie miałam czasu :/
Rozdział jest dość długi, więc myślę, że wynagrodzi wam to moją zwłokę ;)
Ciekawa jestem co myślicie?
Mnie osobiście ten rozdział sie nie podoba, bo mało sie w nim dzieje :c
Og
ólnie jest nudny.. Na szcz
ęście już niedługo rozkręci sie prawdziwa akcaj ;D
Dziekuję za komentarze pod poprzednim postem ;*
To chyba na tyle ;p


wtorek, 19 listopada 2013

33. Complication

Rozdział ten dedykuję Gorącej Karolci za natchnięcie mnie przy pisaniu <3
Dziękuję ;*


*3 tygodnie później. Ty*

Dziś wróciłaś nieco wcześniej niż zwykle, bo o 19.00. Możesz śmiało stwierdzić, że byłaś strasznie zmęczona. W sumie nic dziwnego wykłady, praca i trzeba jeszcze znaleźć czas na naukę. Wszedłszy do domu rozejrzałaś się i stwierdziłaś, że chłopcy jeszcze nie wrócili ze studia. Musisz przyznać, że ostatnio rzadko widywałaś nawet Harrego. Albo oni wracali późno i spali do południa, a ty szłaś na uczelnię i do pracy, albo to ciebie nie było w domu. Wiedziałaś, że cała sytuacja nieźle wkurza Hazzę. Prawie za każdym razem, gdy się widzieliście dochodziło do sprzeczki. Choć ostatnio Harry starał się opanować. Wiedział bowiem, że i on ma swoje obowiązki i nie może zwalać całej winy na ciebie. Mimo, iż nic ci się nie chciało, miałaś jeszcze wiele do zrobienia. Pomyślałaś, że skoro wróciłaś wcześniej zrobisz kolację dla wszytkach i miło spędzicie czas. Nie myśląc dłużej zabrałaś się za robienie polędwiczek w sosie borowikowym. Posiłek był gotowy równo o 20.00 i o tej porze zjawili się chłopcy. Gdy tylko Hazz przekroczył próg wskoczyłaś mu na biodra i wpiłaś w jego usta. On oczywiście ochoczo odwzajemnił ten gest, ale przerwał wam Louis.
Ls: Dobra starczy tej wymiany zarazk
ów. Czuj
ę, że coś nieźle pachnie. A więc co jemy?
(T.I): Obiad w piekarniku.- wycedziłaś między pocałunkami. A oni od razu rzucił się do kuchni.
(T.I): A ty nie chcesz zjeść?- dodałaś odrywając się od Harrego.
H: Nie. Za to mam lepszy pomysł na spożytkowanie naszego wolnego czasu.- odparł i zn
ów przywarł do twoich warg. Chwilę później zaczął iść po schodach i zaniósł cie do sypialni. Następnie ułożył na łóżku i zaczął cie całować wzdłuż linii szczeki, mówi
ąc przy tym.
H: Bardzo pobudziłaś mnie do działania tym pocałunkiem na powitanie.- podwijał ci koszulkę, gdy nagle usłyszeliście pukanie i głos Lou.
Ls: Mogę?!
H: Nie. Won debilu!
Ls: Ale przyszedł ktoś do (T.I).
(T.I): Kto?
Ls: Kyle.- spojrzałaś na Hazzę i niepewnie rzekłaś.
(T.I): Powiedz, że zaraz zejdę.- w tym samym momencie Harry zsuną się z ł
ó
żka i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Ty nie zwlekając wyszłaś za nim i złapałaś go za rękę zmuszając tym samym, by się zatrzymał. Sama stanęłaś na palcach i zbliżyłaś się do jego ucha.
(T.I): Zaraz go spławie, a my dokończmy to co zaczęliśmy. Obiecuję skarbie…- szepnęłaś uwodzicielsko i delikatnie przygryzłaś płatek jego ucha, na co z jego ust uleciało gardłowe jęknięcie.
(T.I): Czyli się zgadzasz?- zapytałaś bardziej siebie niż jego. Sekundę p
óźniej byliście na dole. Wszedłszy do salonu podeszłaś do Kyla i cmoknęłaś go w policzek, a on przyciągnął cię i przytulił. Oczywiście Hazz zrobił zniesmaczoną minę, ale nic nie mówi
ł.
(T.I): A wiec co cię do nas sprowadza?
K: Chciałem zapytać, czy pożyczysz mi notatki z ostatnich 3 tygodni?- otworzyłaś szerzej oczy zdziwiona, a po chwili powiedziałaś.
(T.I): Jak to? Po co?
K: Założyliśmy się, że nie wytrzymałbym na prawie, a więc się przekonamy. Właśnie zmieniłem kierunek studi
ów. Od dzi
ś jestem z tobą na wykładach i musze nadrobić zaległości. No i plus jest taki, że będziemy się częściej widywać
H: Co?!- wrzasnął i zaczął iść w stronę Kyla m
ówi
ć- Po co to zrobiłeś?! Kurwa po co?
(T.I): Harry uspok
ój si
ę.- rzekłaś i stanęłaś mu na drodze.
H: Odsuń się!- wysyczał przez zęby tonem nie znoszącym sprzeciwu. Ty ani drgnęłaś.- Mam ci pom
óc?!- krzyknął i bez trudu przestawił cię na bok. Nim się obejrzałaś Kyle oberwał w twarz. Twój przyjacielo nie zwlekajac odda
ł mu i zaczęło się istne piekło. Nagle spostrzegłaś, że Scott leżał na podłodze. Nie wiedzą co masz zrobić rzuciłaś się na ziemi, by Harry nie kopna go ponownie.
H: Co ty odpierdalasz?!- powiedział zdziwiony.
(T.I): Jeśli chcesz go bić dalej proszę bardzo, ale najpierw uderz mnie.- nagle w pokoju zjawił się Lou i odciągną Hazzę na bok. Ten patrzył na ciebie zdziwiony, lecz po chwili posmutniał, po czym wyszedł z Louisem na taras.
(T.I): Nic ci nie jest?- zwr
óci
łaś się do szatyna, wycierajac strużkę krwi płynacą z jego wargi.
K: Nie. Przepraszam, nie powinienem był przychodzić. Wybacz. Ja.. Wiesz.. Lepiej będzie jeśli może przestaniemy się spotykać….
(T.I): Zamknij się. To Harry przesadził, a teraz chodź po notatki.- odparłaś i poszliście do twojego pokoju. Tam wygrzebałaś z szuflady zeszyty i wyciągnęłaś je w stronę chłopaka, ale on stał niewzruszony.
K: (T.I) przepraszam. Nie wezmę tych notatek. Ja nie powinienem był przyjeżdżać. Jeszcze dziś wyjadę. Powiedz Harremu, że już mnie więcej nie zobaczy.- odparł i wyszedł z twojego pokoju. W tym momencie byłaś gotowa mu przywalić. Nie czekając na nic zbiegłaś za nim i pociągnęłaś go za kurtkę. On jednaj parł na prz
ód i w ko
ńcu wyszliście z domu.
(T.I): Kyle do cholery!- on w końcu przystał i spojrzał na ciebie.
(T.I): Nie waż się tego zrobić drugi raz! Ty nie masz prawa mnie zostawić! Ja nie na darmo się kł
óci
łam z Harrym co dzień o ciebie, żebyś ty teraz uciekł!
K: Właśnie. Przeze mnie ciągle się kł
ócicie. Nie chc
ę, żebyście przeze mnie się rozstali czy coś. Masz być szczęśliwa i tylko to się liczy.
(T.I): A więc będę.
K: Co?
(T.I): Chcę, żebyś został, bo tylko wtedy będę szczęśliwa. Nic nie boli tak bardzo jak nagłe urwanie kontaktu. - nagle jego oczy rozbłysły wszystkim odcieniami szmaragdowego, a dostrzegłaś to mimo, iż było ciemno. Kilka sekund p
ó
źniej zorientowałaś się, że wasze usta są niebezpiecznie blisko i czym prędzej odsunęłaś się.
(T.I): Kyle..- westchnęłaś, gdy on złapał cię za rękę i zn
ów si
ę zbliżył.

K: Cii…- odparł i złączył wasze usta w pocałunku. Nim się obejrzałaś wsunął język w twoje rozchylone ze zdziwienia usta. Twoje ciało odmówiło ci posłuszeństwa i pogłębiłaś pocałunek. W tej chwili liczył się tylko Kyle. Czułaś się magicznie, jakbyś była najszczęśliwszą osobą na świecie. Stop! Pomyślałaś i chwilę p
ó
źniej odepchnęłaś go mówiąc.
(T.I): Pogrzało cię czy jak?!- odsunęłaś się od niego jak najdalej, a on zbliżył się.- Odsuń się.
K: (T.I)…
(T.I): Idź już. No idź! Weź te pieprzone notatki i idź!
K: Co?!
(T.I): G
ówno! Chyba zapomnia
łeś, że ma chłopaka! Proszę ci idź już.- rzekłaś bezsilnie.
K: P
ójd
ę. Tylko mnie wysłuchaj. Ja przepraszam, że cię pocałowałem. Jesteś po prostu taka piękna. Ja się..
(T.I): Nie! Błagam nie m
ów tego. Proszę nie..


K: (T.I) ja się w tobie zakochałem i przepraszam cie za to przed chwilą. Po prostu nie mogłem się powstrzymać.
(T.I): Nie.. Nie to nie prawda.. Ty mnie nie kochasz- m
ówiłaś i desperacko kręciłaś głową nie dopuszczając do siebie tego co przed chwilą usłyszałaś. Kilka sekund pó
źniej podniosłaś wzrok.
K: Czy chcesz tego czy nie i zawsze będę cie kochał.
(T.I): Kyle. Idź już.. Tak będzie lepiej.- odparłaś i weszłaś do domu.



*Kyle*
Patrzyłem jak znika za drzwiami. A ja? Stałem tam jak idiota i gapiłem się w fasadę willi. Chwilę później wyszedłem za bramę i odpaliłem motor. Czym prędzej ruszyłem. W głowie miałem natłok myśli. Każde słowo (T.I) odbijało się echem w mojej głowie. Postanowiłem pojechać, gdzieś gdzie będę sam. Takim miejscem był stary most. W prawdzie był tam zakaz poruszania się pojazdami mechanicznymi, ale teraz miałem wyjebane na wszystko. Na miejscu rzuciłem motor i wydarłem się na całe gardło. W tym samym momencie poczułem jak negatywne emocje znikają. I zostaje tylko pytanie Co będzie dalej”. Byłem na siebie wściekły, że dałem się ponieść uczuciom i powiedziałem jej, że ją kocham. Przecież wiedziałem, że jest z Harrym. Wiedziałem, że nie da mi nic więcej niż przyjaźń. Nie planowałem wyznać jej miłości, ale stało się. Gdy Harry mnie popchnął, a ona stanęła w mojej obronie czułem jakby i ona mnie kochała. To samo był wtedy, gdy kazała mi wrócić. Jej słowa będę szczęśliwa tylko z tobą” to one są wszystkiemu winne. To przez nie ją pocałowałem. Nie mogłem sie oprzeć temu jak wyglada. Idealnie dopasowana czarna bluzka podreślała jej kształty, a do tego opinajac sie dżinsy. Jej oczy pełnie nadzieii i radosci. Każda jej cząstka zamieszkała w moim serce i nie potrafiła go opuścić. A może moje serce nie chciało ich odrzucić. W każdym razie wiedziałem, że (T.I) mnie zmieniła. Pewnie gdybym nie spotkał jej 2 lata temu, teraz siedziałbym w więzieniu. Ta niesamowita brunetka mnie rozmiękczyła. Z czego nie byłem do końca zadowolony, ale mimo to nadal chciałem z nią przebywać. Kochałem w niej wszystko. Szczególnie uśmiech. Mimo, że na zewnątrz udawała oschłą i niedostępną w środku była urocza i niewinna. Kochałem w niej te przeciwieństwa. A teraz mogłem stracić wszystko przez dwa głupie słowa! To przecież miał być początek. Przecież dopiero teraz miała się zacząć zabawa, a ja wszytko spieprzyłem. Siedziałem na poręczy mostu i dłużej nie mogłem dręczyć się pytaniami, na które odpowied
ź znała tylko (T.I). Postanowiłem do niej napisać.

Czkałem pół godziny, ale dziewczyna nie odpisał. Ja zmarzłem już trochę, więc postanowiłem wrócić do domu. Na miejscu byłe nie cale 20 minut później i postanowiłem utopić smutki w jakiejś taniej wódce.


*Ty*
Harry siedział w salonie, a ty w kuchni. Bałaś sie do niego iść, ale w końcu musisz to zrobić. Dasz rade powtarzałaś w myślach idąc do chłopaka. Zobaczyłaś tam całe 1D.
(T.I): Mogę porozmawiać z Harrym?
Z: Janse.- odparł i wszyscy opuścili pomieszczenie.
(T.I): Oświecisz mnie co to było?- nawet na ciebie nie spojrzał. Podeszłaś do niego, a on odwr
óci
ł wzrok.
(T.I): Odpowiedz i patrz na mnie jak do ciebie m
ówi
ę.
H: A ty powiesz mi co odpieprzyłaś?! Kto do chuja jest twoim chłopakiem ja czy ten dupek?! Za kt
órym z nas powinna
ś obstać?!
(T.I): Ty jesteś moim chłopakiem, ale nie zmienia to faktu, że zachoujesz sie jak dupek!- gwałtownie wstał i zbliżył sie do ciebie.
H: Może i jestem dupkiem, ale walczę o ciebie bo mi zależy. Nie zauważyłas, że z nim spędzasz wiecej czasu niż ze mną?! (T.I) my sie od siebie odsuwamy. Nie martwi cie to?!
(T.I): Wiem o tym Harry, ale to nie pow
ód,
żeby bić sie z Kylem. On po prostu zmienił stwudia. Nie możesz mu tego zabronić.
H: Widzisz?! Zn
ów go bronisz! Wiesz co mam tego dosy
ć.- powiedział i ruszył do wyjścia.
(T.I): Harry..
H: Daj mi spok
ój!- krzykn
ął i poszedł do sypialni. Ty zostałaś sama w pokoju. Usiadłaś na kanapie i zaczęłaś płakać. Nie tak miał wygladać dzisiejszy dzień. Mieliście miło spędzić czas, a wzamian za to pokłociłaś sie i z Kylem i z Harrym. Na dodatek ten pocałunek. Dobrze, że nikt go nie widział. Gdyby Hazz sie dowiedział to byłby koniec, a ty nie chcesz go tracić, bo go kochasz. Zastanawiłaś sie co masz zrobić. Gdy stanęłaś w obronie Kyla zraniłaś Harrego, a z miłości do Harrego zraniłaś Kyla. Moze najlepjej by było gdybyś z rzanim z nich nie utzrymywała kontaktu. Nikogo przynajmniej byś nie raniła.


*Nazajutrz ranek. Niall*
Siedziałem w kuchni. Było dość wcześnie, bo dopiero 8.00, ale miałem powody, by tak wcześnie wstać. Nie czekałem długo, a pojawiła się (T.I).
(T.I): Już wstałeś. Myślałam, że nie zobaczę żadnego z was, gdy będę wychodzić.- zaśmiała się, nalała sobie herbaty i ustała naprzeciwko mnie opierając się o blat.
N: A co zn
ów chcia
łeś lizać się z Kyle?
(T.I): Słucham?- powiedziała wyraźni spięta.

N: Widziałem cię wczoraj. Jak mogłaś to zrobić Harremu?!
(T.I): Niall.. ja go nie całowałam to on mnie pocałował.- broniła się.
N: Bo ci uwierzę.
(T.I): A niby czemu miałabym kłamać? Tak. Zgadza się Kyle mnie pocałował, ale ja go odepchnęłam. Tego to już pewnie nie widziałeś?!
N: Naprawdę?
(T.I): A czy kiedykolwiek cie okłamałam?
N: No nie.. ale..
(T.I): Ale co?
N: Nic. W sumie nic.
(T.I): Nie powiesz mu?- zastanawiałem się co mam zrobić, kilka sekund p
ó
źniej odpowiedziałem.
N: Nie powiem mu o czym..?- ona nie zastanawiając się długo przytuliła mnie i wyszła z pomieszczenia.



Nowiuśki rozdział ;)
Powiem szczerze, że go kocham <3
Co prawda nie jest najdłuższy, ale jak dla mnie jest to jeden z lepszych postów ;p
Nareszcie zaczyna się coś dziać ^_^
Nie mogę się doczekać waszych komentarzy i liczę, że mnie nie zawiedziecie i zamieścicie swoją opinię ;D
To chyba na tyle xd
Do nexta ;3








piątek, 15 listopada 2013

32.Started work.


Dzisiejszy rozdział dedykuję, Karolinie Nieważne, gdyż dzięki niej wstawiła ten oto post <333

*Ty*
Dziś twój pierwszy dzień na uczelni. Właśnie stałaś przed lustrem i czesałaś włosy. W zasadzie byłaś już gotowa do wyjście. Miałaś na sobie to
i delikatny makijaż. Nagle poczułaś wibrację telefonu.


Od Kyle: Gdzie ty jesteś? Zaraz się spóźnimy!.


„Szlak” pomyślałaś spojrzawszy na zegarek który wskazywał 9.47. W pośpiechu dokończyłaś poprzednią czynność. Szybko wciągnęłaś buty i w ekspresowym tempie spakowałaś do torebki telefon, klucze i rzeczy potrzebne na uczelnię.
Wybiegając z pokoju wpadłaś na Hazzę, który oczywi
ście musiał cię zatrzymać.
H: Gdzie ty biegniesz?
(T.I): Za 10 minut sp
ó
źnię się na pierwszy wykład.
H: Podwiozę cie.
(T.I): Nie musisz.- m
ówi
łaś będąc już przy drzwiach.
H: Ale przed chwilą powiedziałaś, że się sp
ó
źnisz. Wybacz kochanie, ale w 10 minut na pewno nie dojdziesz na drugi koniec miasta.
(T.I): Kyle mnie podwiezie.- na te słowa chłopak spiął się i dodał oschle.
H: Jasne. Wspaniały Kyle zawsze pomoże..
(T.I): Harry nie będę się teraz z tobą kł
ócić. I przypominam ci, że Kyle to tylko przyjaciel. A w ogóle to w ten sposób odbieram nagrod
ę za wygrany zakład.
H: Super..
(T.I): Daj spok
ój. H: Masz rację. Dam spokój.- odpar
ł i poszedł do kuchni nawet się z tobą nie żegnając. Ty wybiegłaś z domu i przywitałaś się z Kyle całusem w policzek. Chłopak zaraz potem dał ci kask, a ty siadłaś za nim i objęłaś go w pasie.
K: Gotowa?
(T.I): Tak. Tylko błagam cię nie sp
ó
źnijmy się.
K: Jak sobie życzysz Kr
ólewno.- odparł i ruszyliście z piskiem opon. Niestety nie udało wam się dotrzeć na czas i spó
źniłaś się na pierwszy wykład. Nie chcąc robić zamieszania starałaś się wejść niepostrzeżenie. Jednak jak na złość otwierając drzwi narobiłaś hałasu co niemiara, a wszystkie oczy na sali skierowane były na ciebie.
Prof.: Proszę bardzo przed państwem pierwsza sp
óźnialska. Jak się pani nazywa?- powiedziała niewysoko, nieco pulchna, blondynka, która wyk
ładała prawo sądowe.
(T.I): (T.I) (T.N) i bardzo przepraszam, ale to przez te korki.
Prof.: Zostanie pani po wykładzie, a teraz proszę siadać i nie robić zamieszania.- wykonałaś polecenie kobiety i zajęłaś miejsce obok jakiegoś chińczyka o imieniu Choo. Wykład potrwał jeszcze 2 godziny, po czym miałaś okienko. Gdy wszyscy studenci opuścili klasę ty podeszłaś do pani profesor, a ona rzekła.
Prof.: Zdają sobie sprawę z tego kim pani jest i z tego kim jest pani chłopak, ale proszę zapamiętać raz na zawsze: z tego tytułu nie przysługują pani żadne przywileje. Jeszcze 2 takie sp
ó
źnienia, a nie zaliczy pani semestru. Czy to zrozumiałe?
(T.I): Tak. Proszę nie myśleć, że ja oczekuję jakiegoś wyjątkowego traktowania. Ja chcę po prostu zdać na drugi rok.
Prof.: Czy pani zda to się jeszcze okaże. Dowidzenia.
(T.I): Dowidzenia.- odparłaś i opuściłaś salę. Podczas przerwy postanowiłaś coś zjeść. Właśnie miałaś iść do szkolnego bufetu, gdy dostałaś SMS’a


Od Kyle: Chodź na dziedziniec. Mam coś pysznego ;*

Nie odpisałaś tylko ruszyłaś szkolnym korytarzem w wyznaczone miejsce. Dotarłszy zobaczyłaś Kyla siedzącego na kamiennym murku.
K: Co tak długo?
(T.I): Jedna profesorka czepiała się, że się sp
ó
źniłam i mogę śmiało powiedzieć, że mam u niej przejebane. A jak tobie minął pierwszy wykład?
K: Było spoko. Trafiłem na fajnego gościa, ale z nim mam wykład tylko raz w tygodniu.
(T.I): Jak pięknie zapowiada się najbliższy rok. Właśnie co masz dla mnie?
K: Twoją ulubioną sałatkę grecką, a na deser babeczkę z budyniem waniliowym.
(T.I): Matko jakbyś czytał mi w myślach.- rzekłaś i ścignęłaś po jedzenie, ale Kyle w mgnieniu oka schował je za plecami.
(T.I): Ejj!
K: Coś mi się należy za to?
(T.I): Co sugerujesz?
K: Buziaka.- nachyliłaś się, żeby cmoknąć go w policzek w ostatniej chwili odwracając głowę, co sprawiło, że zderzyliście się ustami.
(T.I): Kyle!
K: Co?
(T.I): Mam chłopaka.
K: To tak po przyjacielsku.
(T.I): Niech ci będzie. A teraz dawaj żarcie, bo nie jadłam nic od wczoraj.- odpowiedziałaś i zabrałaś się za posiłek. Jak się okazało studiuje u też twoja koleżanka Siena. Dziewczyna i jej chłopak Marc dosiedli się do was. Resztę przerwy spędziliście śmiejąc się i dogryzając sobie nawzajem. P
ó
źniej miałaś godzinny wykład i koniec zajęć na dziś. Kyle miał jeszcze jeden wykład, dlatego nie czekając na niego pojechałaś metrem do kawiarni. Na miejscu od razu zabrałaś się do pracy. Wiedziałaś, że Zack był i tak dobry, gdyż ustawił grafik pod twoje zajęcia. Zmiana minęła ci szybko. Nim się obejrzała wybiła 22.00. Właśnie wychodziłaś z pracy, gdy nagle podjechał do ciebie Kyle.
K: Wsiadaj.
(T.I): Nie musiałeś po mnie przyjeżdżać.
K: Ale jestem, więc nie marudź.- odparł i 10 minut p
ó
źniej byliście pod twoim domem.
(T.I): Chcesz wejść?
K: Nie. Nie powinienem. Poza tym Harry na pewno się za tobą stęsknił.
(T.I): Gdyby tęsknił zadzwoniłby, albo choćby napisał.- i w tym momencie poczułaś fale smutku. Bolało cię, że cały dzień się nie odzywał, a rano nawet się z tobą nie pożegnał.
K: Pokł
ócili
ście się?- zapytał zsiadając z motoru.
(T.I): Nie. Tak. Znaczy.. Sama nie wiem.- odparłaś, a po policzku spłynęła ci łza.
K: Oj chodź tu.
rzek
ł i przyciągnął cie do siebie przytulając.
K: Wszystko będzie dobrze Księżniczko. Na pewno się dogadacie.
(T.I): Na pewno, ale ja sama nie wiem jak z nim rozmawiać. Do niego nic nie dociera.. Ja już nie wiem co mam robić.
K: Ty znajdziesz jakiś spos
ób Księżniczko. A teraz leć.- odparł szatyn, po czym rozluźnił swój u
ścisk, a ty poszłaś do domu. Właśnie miałaś otwierać drzwi, gdy chłopak krzyknął.
K: Tylko jutro nie zaśpij!
zaśmiałaś się i przekroczyłaś próg mieszkania. Szybko poszłaś do swojej sypialni, gdzie na skraju łó
żka siedział Hazz.
(T.I): Cześć kochanie!- powiedziałaś wesoło i stanęłaś między jego nogami. By po kilku sekundach pocałowałaś bruneta w usta. On nie odwzajemnił pocałunku, więc przerwałaś go.
(T.I): Co się dzieje?
H: Nic.
(T.I): Powiedz.
H: Nie.
(T.I): Harry?
H: Co?!
(T.I): Nie olewaj mnie tylko powiedz o co ci chodzi?
H: O co mi chodzi?!
(T.I): Tak.




H: A może o to, że moja dziewczyna obściskuje się z jakimś typkiem i to pod naszym domem?!
(T.I): Nie m
ów tak o Kylu! To mój przyjaciel! A w ogóle to przytuli
ł mnie, bo prawie się rozryczałam!- nagle rysy jego twarzy lekko złagodniały, a on trochę bardziej opanowany zapytał.
H: Niby czemu płakałaś?
(T.I): Rano mnie olałeś, a potem nawet nie napisałeś. Nie m
ówiąc już o tym, że ciągle urządzasz te awantury o Kyle. N..Nie rozumiem czemu nadal mi nie ufasz?! Ja nie chce tak, żyć! Nie chce co dzień budzić się z myślą, że się pokłócimy. Ja.. Ja nie mam ju
ż siły. Dłużej tego nie zniosę!- jąkałaś się dławiąc się łzami, a Hazz szybko powiedział.
H: Ufam ci.- potem on stał i patrzył jak gdyby nigdy nic. Po chwil odparł.- Myślisz, że mi jest łatwo?! Ciągle się zastanawiam co was łączy? Co robicie, ale gdy tylko chcę zapytać uświadamiam sobie, że wolę nie widzieć. I jeszcze ten moment, gdy go obejmujesz, całujesz, czy po prostu na niego patrzysz.. Nie potrafię znieść myśli, że kiedykolwiek mogłabyś mnie zostawić dla niego!
(T.I): Harry i widzisz zn
ów zaczynasz. Zrozum to tylko przyja
źń. Nic więcej! Ty sobie coś ubzdurałeś! A gdy go przytulam to to samo co z Louisem, wiec proszę cie skończ!
H: Nie! Zrozum, że jestem zazdrosny!
(T.I): Ty mi nie ufasz?!- odsunęłaś się od niego i nadal m
ówiłaś, a on nadal milczał.- Ty naprawdę mi nie ufasz?!- on stał i nic nie mówi
ł, a w tej samej chwili z oczu popłynęło ci łzy. Dodałaś.
(T.I): Nawet nie zaprzeczasz..- Harry obdarzył cię łaskawie spojrzeniem i rzekł.
H: A ty powiedz, że go nie kochasz.- twoja szczęka zaczęła niebezpiecznie drżeć dając znać o nadchodzącej fali łez. W tych kilku sekundach biłaś się z myślami. Nie potrafiłaś powiedzieć, że go nie kochasz. I właściwe sama nie wiedziałaś czemu. W tym momencie zorientowałaś się, że nic nie m
ówisz, a Harry patrzy wyczekuj
ąco.
(T.I): Kocham go… jak przyjaciela.- odparłaś i spojrzałaś na Harrego.
(T.I): A teraz szczerze ufasz mi czy nie?
H: (T.I) ufam ci. To jemu nie ufam.. I proszę ci nie płakać…- powiedział ocierając kciukiem słona str
ó
żkę wody pozostałą na twoim policzku.
(T.I): Skoro mi ufasz to przestań urządzać te sceny zazdrości. Ja nie chcę kolejny raz płakać i cały dzień myśleć co zn
ów zrobi
łam źle. Ja tego nie chce rozumiesz?
H: Tak, kochanie. Nie kł
ó
ćmy się już. Przepraszam.- odrzekł i złożył delikatny pocałunek na twoich ustach.



*Harry*
Siedzia
łem na łóżku, gdy (T.I) poszła się kąpać. Naprawdę nie mogłem uwierzyć co ta dziewczyna ze mną zrobiła. Normalnie, gdybym kłócił się z jakaś laską pewnie powiedziałbym jej co myślę, a nasze drogi rozeszły by się, a ja znalazłbym sobie drugą. Jednak przy (T.I) chciałem się zmienić. Chce zwolnić. Chcę, była szczęśliwa. Niestety nie zawsze byłem jej w stanie to zapewnić. Nie nawiedziłem się z nią kłócić, ale nieraz puszczają mi nerwy. Nie cierpię kiedy zdaje sobie sprawę, że moja ukochana płacze, bo zadałem jej cios poniżej pasa, coś co boli ją najbardziej. A ja doskonale wiem w jaki punkt uderzyć i do czasu, aż nie zaczęła płakać jestem gotowy sprawić jej ból i właśnie to jest najgorsze. Oboje mówiliśmy co o sobie myślimy. Oboje się raniliśmy. Jednak, gdy widzę w jej oczach choć cień łzawej zasłony, wszystko co wcześniej mówiłem czy myślałem, odchodziło w niepamięć. W takiej chwili jest ważna tylko ona i to, że cierpi. Nigdy nie mogłem patrzeć, jak płacze. Zbyt wiele kosztuje mnie ten widok. A najbardziej wkurzała mnie to, że te słone potoki wody wywołuję ja. Nagle z łazienki wyszła moja dziewczyna, a ja aż poskoczyłem. Nie wiadomo czemu moje policzki momentalnie oblałby się rumieńcem. Jakbym bał się, że wszystko co sobie myślałem ona słyszała. Chwilę pó
źniej ułożyła się obok mnie i zaczęła lustrować moją twarz.
(T.I): C
óż za niesamowity widok. Rumieniący się Harry Styles.- dodała i zaśmiała się, ja tylko wywróciłem oczami i objąłem ją ramieniem. Później rozmawialiśmy o tym jak minął nam dzień śmiejąc się przy tym i przedrzeźniając. Mogę ten wieczór, oczywiście nie licząc kłótni, zaliczyć do najlepszych. Gadaliśmy do północy, aż w końcu znużeni zasnęliśmy.




 

A więc tak…
Mamy nowy rozdział i jestem z niego całkiem zadowolona ;p
Pełno w nim akcji i całkiem sporo przemyśleń bohater
ów ;D Ciekawi mnie jaka jest wasza koncepcja na dalsze rozdzia
ły? xd
Kolejna sprawa jest taka, że przykro mi, że mnie olałyście :/
Rzecz jasna nie wszystkie z Was i tym, kt
óre skomentowa
ły poprzedni rozdział bardzo, ale to bardzo dziękuję ;*
Wiecie, staram się być fair w stosunku do Was i wstawiać rozdziały jak najczęściej i jedyne czego od Was oczekuję to te kilka zdań pozostawionych w komentarzu ;3
Za każdym razem, gdy widzę post przy, kt
órym jest ma
ło waszych opinii zastanawiam się czy naprawdę aż tak zjebałam akcję, że nie chcecie skomentować czy o co chodzi?
Rozumiem, że nie zawsze macie czas, żeby tu zajrzeć, ale skoro już jesteście to napiszcie co myślicie, to jedyne o co was proszę ;)
To by było na tyle..
Do następnego <333