niedziela, 20 kwietnia 2014

61. I'm so stupid...

*Eleanor 17 kwietnia*
Czas mijał. Właściwie dni mknęły jak oszalałe i nim sie spostrzegłam był już 17 kwietnia. Przez te twa tygodnie sporo sie działo. Spotkałam sie z Louisem w zeszły weekend i było świetnie. Spędziliśmy 3 dni w Miami. Fajnie było wyjechać na chwilę i oderwać sie od wszystkiego. Od zgiełku Londynu, tej okropnej pogody i problemów. No i przede wszystkim wspaniale było spędzić czas z Louisem. Cały weekend był absolutnie cudowny. Louis byl cudownym. Ciągle obdarowywał mnie słodkimi

całuskami, szeptał czułe słówka i zachowywał sie zupełnie jak na naszych pierwszych randkach. Jakby zakochiwał sie we mnie od nowa. To urocze. Podczas pobytu w Miami spacerowaliśmy po plaży, a wieczorami chodziliśmy do klubów. Byliśmy tylko my dwoje. Kochałam każdy moment z Lou, a najbardziej te, gdy wpatrywał sie w moje tęczówki i mówił magiczne słowa "kocham cię". Z każdym razem w jego oczach widzie jeszcze większe uczucie jakim mnie darzy. Jednak wciąż nie mogę uwierzyć, że już za kilka miesięcy będę jego żoną. Czasami mam wrażenie, że to wszystko to jeden wielki sen i zaraz sie obudzę, jednak nic takiego sie nie dzieje, a moja bajka wciąż trwa. Nieraz długo wpatruję się w pierścionek, bo to dowód tego, że Louis chce, żebym była z nim już zawsze. Lecz gdy go poznałam nie sądziłam, że to wszystko zajdzie tak daleko, że Louis zdobędzie sie na tak poważny krok jakim są oświadczyny, a jednak na ręku mam pierścionek zaręczynowy i planuję nasz ślub. Co do wesela to już wiele rzeczy jest ustalanych. Zaproszenia są już rozesłane, sala balowa wynajęta, kwiaty i dekoracje też są prawie gotowe. Wszystko idzie po mojej myśli. Cieszę sie też, że z (T.I) wszystko powoli  wróciło do normy. Dziewczyna dzięki lekarstwom w kilka dni odzyskała siły. Brunetka nabrała kolorów, przybrała parę kilo i nabrała chęci do życia. (T.I) od poniedziałku do czwartku przedpołudnia spędza w jadłodajni. Ponadto znów zaczęła robić i wywoływać zdjęcia, w środy czyta bajki dzieciom w bibliotece, a czasami nawet zajrzy do mnie do pracy i pobawi sie z dzieciakami. Popołudniami zaś spędzamy czas we dwie. Trzeba przyznać, że bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Poznałyśmy się jeszcze bliżej, przez opowiadanie sobie historii z młodszych lat. Śmiało mogę stwierdzić, że (T.I) wie o mnie dosłownie wszystko i ja o niej chyba też. Często też chodzimy na spacery do parku, czasami do galerii handlowej i do rodziców (T.I), jednak najczęściej siedzimy w domu. Z resztą mamy co robić. Obie solidnie przykładamy sie do nauki, a w wolnym czasie (T.I) uczy mnie robić zdjęcia artystyczne, a ja ją gotować. Tak właściwie nigdy sie nie nudzimy. A gdy tylko chłopcy znajdą wolną chwilę kontaktują sie z nami przez Skypa i telefon. Kilka razy nawet oglądałyśmy w intrenecie relację na żywo z ich koncertów. Szczerze mówiąc myślałam, że rozłąka będzie dla nas cięższa. Na szczęście dzięki nowinkom technicznym, mimo że jesteśmy od siebie daleko utrzymujemy stały kontakt i to trochę jakby 1D było tu w Londynie. W każdym razie nie jest tak źle jakby się wydawało. Chyba zarówno ja jaki i (T.I) nauczyłyśmy sie żyć ze świadomością, że chłopcy będą często wyjeżdżać. Oczywiście bywają chwilę słabości i czasem, któraś z nas sie rozkleja, płacząc z tęsknoty za ukochanym. Jednakże nie zawsze jest to odbierane tak jak my to widzimy. Kiedyś gdy byłyśmy w galerii spotkały nas fanki 1D i chciały zrobić sobie z nami zdjęcie. Ja zgodziłam sie, a (T.I) nie, wiec jedynie rozmawiała z nimi. W pewnym momencie jedna z dziewczyn zapytała (T.I) jak to jest być rozłączoną z Harrym. (T.N) starała sie być opanowana jednak nie wytrzymała i rozpłakała sie. Potem zdjęcia dostały sie na Twittera, a w sieci zważało aż od komentarzy typu "Udawany płacz! To zawsze działa na naiwnych fanów! Kłamcy!". Ale przecież nasz łzy nie są na pokaz, a my nie jesteśmy z kamienia. Jeśli już ktoś widzi nasz płacz, powinien wiedzieć, ze coś nas zraniło. Oddziaływają na nas impulsy i emocje, których nieraz nie możemy pohamować. Przecież jesteśmy tylko ludźmi. Szkoda, że nie każdy to rozumiem. Tak czy inaczej (T.I) dobrze poradziła sobie z tą "burzą w internecie". Dziewczyna zupełnie nie zwróciła na to uwagi. Twittnęła jedynie "Nie wszystko w życiu jest kłamstwem". Zawsze zazdrościłam jej tego, że nie przejmuje sie tym co mówią o niej ludzie. Ona zawsze była i jest po prostu sobą. Nikogo nie udaje. Nie gra. Może to dlatego, ze zawsze starała sie być zdala aparatów, kamer i wszystkiego co ma związek z przemysłem muzycznym. Mnie zaś fascynował ten nowy, intrygujący świat. Być może za bardzo sie w to wciągnęłam. Być może nie zauważyłam momentu, w którym show biznes stał sie częścią mnie. I choć wiem, że nie jestem żadna artystką, ludzie wyrobili sobie opinie o mnie. Twierdzą, że naciągam Louisa, a tak na prawdę wcale go nie kocham. Ach.. Gdyby oni wszyscy znali prawdę. Gdyby widzieli coś po za tymi zdjęciami z galerii, gdy musimy sie pokazać. Gdyby wiedzieli co dzieje sie po za obiektywem aparatu natrętnych paparazzi. Może wtedy zobaczyli by prawdziwych nas i zrozumieli by co czujemy. Zarówno ja jak i chłopcy w pewien sposób musieliśmy sie zmienić. Przydzielono nam pewnego rodzaju role, które kształtują nasz wizerunek publiczny. Jednak nie mogę narzekać. Przecież wiedziałam, że wiążąc sie z Lousiem, coś takiego może sie stać. Teraz pozostaje mi jedynie zaakceptować to jak postrzega mnie świat. Jednak dobijająca jest ciągła presja, gdy jest się w miejscu publicznym. Świadomość, że nie możemy zrobić nic głupiego, bo ktoś może nas zobaczyć. Przecież wystarczy chwila nieuwagi, a w świat pójdzie jakaś plotka. To wszystko jest cholernie trudne, ale dla Louisa warto sie tak męczyć. Na tym zakończyłam swoje przemyślenia, gdyż z 30 minut (T.I) miała umówioną wizytę ginekologiczną. Dziewczyna zgodziła sie, żebym była z nią podczas badania. Właściwe już dawno chciałam ja o to poprosić lecz dopiero teraz sie na to odważyłam. Czasami zastanawiam sie jak wyglądałby moje życie, gdyby była w ciąży. Choć z drugiej strony wiem, że zarówno ja jaki i Lou nie jesteśmy jeszcze gotowi na tak wielką odpowiedzialność. Jednak jakaś cześć mnie chce wiedzieć jak to jest czuć ruchy dziecka, mieć świadomość, że kształtuje sie w tobie nowe życie.
(T.I): Gotowa?- zapytała brunetka, sprowadzając mnie na ziemię. Spojrzałam na nią. Muszę przyznać, że wyglądała uroczo.
(T.I): Czemu tak na mnie patrzysz?- zapytała, gdy ja zakładałam kurtkę.
E: Wyglądasz słodko. I chyba pierwszy raz widzę cię w różowym.- odparłam patrząc na brunetkę ubraną w czarne leginsy, różową luźną bluzkę z zwiewnego materiału, baleriny i płaszcz.
(T.I): Proszę cie nie przypominaj mi o tych koszmarnych ubraniach. To nie moja wina, że nie robią czarnych ciążowych ubrań.- westchnęła brązowooka, gdy wychodziłyśmy z domu. Faktem było, że dziewczyna zapierała sie jak mogła przed kupnem ciążowych ubrać. Do szóstego miesiąca ciąży kupowała po prostu większe rozmiary ubrań w rockowym stylu. Jednak w końcu dała za wygraną i namówiłam ja na kupno ubrań ciążowych. Nie całe 15 minut później byłyśmy w klinice. Po krótkiej chwili czekania na naszą kolej weszłyśmy do gabinetu ginekologicznego. (T.I) przywitała sie z doktorem Woodsem, co uczyniłam również ja i od razu zasiadłyśmy naprzeciwko mężczyzny.
G: Jak sie pani czuje? Czy lekarstwa pomagają?
(T.I): O tak! Teraz czuję sia fantastycznie. Żadnych krwotoków, zawrotów głowy. Nic.
G: To świetnie. W takim razie zapraszam na kozetkę.- powiedział lekarz z pięknymi, a przede wszystkim przenikliwymi, granatowymi oczami. Chwilę później rozpoczęło sie badanie USG. Ginekolog stwierdził, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mężczyzna pozwolił mi nawet posłuchać bicia serca dziecka przez stetoskop. Gdy wróciliśmy do biurka lekarz notował coś dłuższą chwilę, po czym unosząc wzrok znad kartki zwrócił sie do (T.I).
G: Jest pani w połowie ósmego miesiąca, więc należy zmienić lek, żeby nie zwolnić rozwoju dziecka. Przepiszę pani Staraxil. Proszę zażywać jedną tabletkę dziennie. Skład leku jest podobny, ale w bardziej stężonej dawce stąd, zmniejszenie porcji leku.- wyjaśnił, podając (T.I) receptę i płytę z nagraniem badania USG. Chwilę później pożegnałyśmy sie z doktorem i opuściłyśmy klinikę. Postanowiłyśmy udać sie do kawiarni, a potem do biblioteki. Będąc w kafejce ja zamówiła latte, a (T.I) ciasto z kremem i shaka truskawkowego. Oczywiście znając ostatnie upodobanie smakowe (T.I) wiedziałam, że zaraz gdy wyjdziemy z kawiarni, udamy sie do jakiejś chińskiej restauracji, gdyż brunetka zapragnie zjeść coś ostrego. Czekając na nasze zamówienie milczałyśmy, a ja postanowiła przerwać ciszę.
E: Mam pytanie.
(T.I): Jakie?
E: Nie boisz się, że dziecko zniszczy namiętność miedzy tobą, a Harrym? No wiesz w końcu będziecie musieli sie nim zajmować 24 godziny na dobę.
(T.I): Wiesz co.. Harry pytał mnie o to samo. Jednak myślę, że jakoś damy sobie radę z namiętnością w związku. Przecież mamy 5 nianiek i rodziców w zapasie. Gdy zachce sie nam seksu, któreś z was zajmie sie dzieckiem.- zaśmiał sie, puszczając do mnie oczko.
E: To zawsze jakaś alternatywa.- odparłam, podczas gdy kelner przyniósł nasze zamówienie.
(T.I): Wiesz czego boję sie najbardziej?
E: Porodu? To ponoć cholernie boli.
(T.I): Nie. Boje sie, że przez któryś z moich wybryków z dzieckiem będzie coś nie tak. Przecież przez 3 miesiące nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Piłam, paliłam, nawet brałam ecstasy. Przecież to wszystko mogło wpłynąć na dziecko. A co jeśli przez, którąś z tych rzeczy, zniszczyłam mu życie? Co jeśli przeze mnie będzie na cos chore?
E: Przecież lekarz mówił ci, ze prawdo podobnie nie miało to żadnego wpływu na rozwój ciąży. Dziecku na pewno nic nie będzie.- pocieszałam dziewczynę, która na prawdę czuła sie winna.
(T.I): Mam nadzieję. Nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby przeze mnie cos stało sie dziecku.- powiedziała pełna żalu.
E: Wiesz co..? Nadal nie mogę pojąć jak mogłaś tak bardzo zmienić swoje nastawienie? To wspaniałe.
(T.I): Wspaniałe? Nawet nie wiesz jak źle czuje sie, gdy przypomnę sobie, że chciałam zabić własne dziecko. Nienawidzę sie za to. I już zawsze z obrzydzeniem będę patrzyła w lustro. Nie mam pojęcia co strzeliło mi wtedy do tego głupiego łba. Przecież teraz mogłabym oddać życie za moje małe maleństwo.- odparła z powagą.


*(T.I) 20 kwietnia*
(T.I): Czy ja naprawdę niczego sie nie uczę?! Nienawidzę sie! Jestem cholernie głupia!- mówiłaś krztusząc sie łzami, wywołanymi koszmarnym bólem i wyrzutami sumienia. To dla ciebie już za wiele. Nie dasz sobie sama rady. I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu miałaś inne zdanie na ten temat.
Sobota 19 kwietnia. Minęła 12.00, a ty nadal byłaś w swoim łóżku. W zasadzie powinnaś być już na wykładach jednak dziś sobie odpuścisz. Zeszła noc była ciężka. Wymiotowałaś wiele razy. Chyba zjadłaś cos nieświeżego. Dzisiaj również nie czułaś sie najlepiej. Bolała cie głowa, czułaś metaliczny posmak w ustach i znów wymiotowałaś. Co chwila odwadniało cię dziwne uczucie bezwładności i senności. W sumie to nic dziwnego. Całą noc nie zmrużyłaś oka. W każdym bądź razie Eleanor jako twoja całodobowa niańka postanowiła, że jeśli do jej powrotu, czyli do 16.00, nie przejdzie ci, pojedziecie do lekarza. Ty starałaś sie wrócić do zdrowia. Choć nie miałaś ochoty, zmusiłaś sie do zjedzenia zupy kalafiorowej, którą uprzednio zrobiła twoja współlokatorka. Pomimo, że każda kolejna łyżka posiłku z coraz większym trudem przechodziła ci przez gardło wiedziałaś, ze musisz coś zjeść. Nie chciałaś po raz kolejny słuchać wykładów panny Calder na temat nieodpowiedzialności i tym podobnych. Po za tym, a właściwie przede wszystkim nie chciałaś narażać dziecka. Po spóźnionym śniadaniu wróciłaś do sypialni, z zamiarem zaśnięcia. Ostatnio poprosiłaś doktora Woodsa, o jakieś tabletki nasenne, a on bez większych oporów przepisał ci je. Zażyłaś jedna kapsułkę, po czym położyłaś sie na łóżku i szczelnie przykryłaś sie kołdrą. Po około 15 minutach lek zaczął działać i odpłynęłaś.



Nagle obudziłaś sie. Poczułaś, że posiłek cofa ci sie do gardła i czym prędzej pobiegłaś, o ile można nazwać to biegiem, do łazienki. Chwilę później wszystko co zjadłaś znalazło sie w sedesie. Następie przepłukałaś usta i wróciłaś do łóżka. Spojrzawszy na zegarek okazało sie, że spałaś niespełna 20 minut. Nie musiałaś jednak długo czekać, a powieki same ci sie zamknęły i ponownie odpłynęłaś do krainy snów.

Tym razem obudziłaś sie mniej gwałtownie, jednak nadal z tego samego powodu. Po wizycie w toalecie znów położyłaś sie na łóżku, a najpierw postawiłaś obok niego starą miskę, na wypadek, gdybyś znów wymiotowała. Była 15.00 i tym razem nie udało ci sie zasnąć. Nie mogłaś sie nawet wygodnie ułożyć. Z resztą co by to dało, skoro co chwila czujesz jak twój przełyk próbuje zwrócić zawartość żołądka. Problem w tym, że ty nie masz już co zwracać, a mimo to nadal masz odruchy wymiotne. Od tego wszystkiego rozbolał cie mięśnie brzucha. Teraz trudność sprawiało ci nawet nabieranie oddechu. Zegar wskazywał 15.30, a ty postanowiłaś, że chociaż przebierzesz sie z piżamy i umyjesz zęby, skoro i tak zaraz pojedziecie do lekarza. Powoli wstałaś z łóżka. Miałaś lekkie zawroty głowy, ale dawałaś sobie z nimi radę. Podszedłszy do komody wyjęłaś z niej czystą bieliznę, dresowe spodnie, koszulkę i bluzę. Następnie włożyłaś te ubrania i poszłaś umyć zęby. Wszystkie te czynności zajęły ci dłuższą chwilę i gdy wychodziłaś z łazienki w drzwiach sypialni zastałaś Eleanor.
E: Jak sie czujesz?- zapytała spoglądając na ciebie troskliwie.
(T.I): Źle. Jedziemy do lekarza.- stwierdziłaś i kilka minut później obie byłyście w twoim samochodzie. Po pół godzinie znalazłyście sie w klinice. W drodze oczywiście wymiotowałaś herbatą, którą wypiłaś będąc jeszcze w domu. W przychodni od razu skierowano cie do gabinetu. Weszłaś tam razem z Eleanor. Czekałyście kilka sekund na lekarza.
L: Doktor Robert Chease.- przedstawił sie średniego wzrostu blondyn.
(T.I): (T.I) (T.N).- powiedziałaś ściskając dłoń mężczyzny.
L: Co pani dolega?- zapytał z wyraźnym australijskim akcentem. Po chwili, gdy lekarz patrzył w kartę uświadomiłaś sobie, że jest on wyjątkowo przystojny mimo swoich potarganych włosów sięgających za uszy. Zauważyłaś również, że ma on błękitne oczy
(T.I): Jestem w połowie ósmego miesiąca ciąży. Od wczoraj ciągle wymiotuję, mam metaliczny posmak w ustach, ból i zawroty głowy. Zażywam też Staraxil na złagodzenie konfliktu serologicznego. Z tym, ze to krew dziecka atakuje moją.
L: Rozumiem. To mogą być objawy poważnych przypadłości, wiec przyjmę panią na stałe. Za chwilę pielęgniarza zaprowadzi panią do sali, a później wykonane zostaną zlecona przeze mnie badania. W razie gdyby pojawiły sie jakieś problemy, będę w przychodni. Siostro!- krzyknął przez uchylone drzwi. Po chwili pojawiła sie też pielęgniarka.
L: Proszę zabrać tą panią do sali 28. Pobrać krew, zrobić USG oraz EKG serca matki i dziecka. Proszę podać też kroplówkę z substancjami odżywczymi.- zakończył i wpisywał coś do twojej karty. Po chwili zwrócił sie do ciebie.
L: Proszę wsiąść na wózek. Przyjdę, gdy będą wyniki badań.- wykonałaś polecenie doktora Chease i chwilę później ty, pielęgniarka i El byłyście w sali 28. Następnie El pomogła przebrać ci sie w szpitalną piżamę. Chwilę później pielęgniarka pobrała ci krew, by następnie zabrać cie na USG i EKG. Po badaniach pielęgniarka odwiozła cie do twojej sali, gdzie czekała El. Potem obie kobiety pomogły ci położyć sie na łóżku. Cóż byłaś dość osłabiona.
E: Co wykazały badania?- zapytała siadając przy twoim łóżku w czasie, gdy siostra przygotowywała kroplówkę.
(T.I): Z dzieckiem wszystko w porządku, tak samo jak...- przerwałaś na chwilę, gdyż poczułaś silne ukłucie.
P: Przepraszam. Nie chciałam, żeby bolało.- odparła pielęgniarka, zakładając ci wenflon.
(T.I): Nic sie nie stało. Z  sercem dziecka wszystko w porządku, tak samo jak z moim sercem.- dokończyłaś, w czasie gdy pielęgniarka skończyła podłączać kroplówkę.
E: Powinnaś powiedzieć Harremu.- powiedziała po krótkiej chwili milczenia, niepewnie spoglądając na ciebie.
(T.I): Nie. Nie tym razem.- odparłaś pewna swojego zdania.
E: Dziewczyno czy ty sie dobrze czujesz? Coś grozi tobie i dziecku! Harry musi o tym wiedzieć. On powinien tu wrócić i być przy tobie. To jego obowiązek!- odparła unosząc sie, a ty w jednej chwili poczułaś jak krew cie zalewa.
(T.I): Za to wiesz co nie jest twoim obowiązkiem?! Nieustanne wpierdalanie sie w mój związek! Przestań sie ciągle wtrącać! Zrobię jak będę uważała, a tobie nic do tego. I już na pewno nie masz prawa powiedzieć o tym Harremu czy komukolwiek z nich. To wyłącznie moja decyzja. Rozumiesz?
E: Nie. Nie rozumiem. A ty chyba postradałaś zmysły!
(T.I): Ja? To ty niepotrzebnie panikujesz! To tylko wymioty!
E: Tylko? A to wcześniej? Omdlenia, krwotoki, teraz wymioty! To nie wróży nic dobrego!
(T.I): Teraz jestem pod dobra opieką i nic mi nie grozi! A ty nie masz prawa wtrącać sie w moje życie. Daj mi wreszcie święty spokój i wyjdź stąd!- krzyknęłaś, a El chyba nadal nie uświadomiła sobie co do niej powiedziałaś.
(T.I): Nie rozumiesz? Wyjdź stąd. Chcę być sama, skoro ty jesteś przeciw mnie.
E: (T.I) to nie tak..- odparła, a jej w jej oczach dojrzałaś litość. Czyżby zrobiło jej sie głupio, że doprowadziła cię do takiego stanu, ze chcesz być zupełnie sama, w tej trudnej sytuacji. Jednakże litość jest uczuciem równie przykrym dla ofiarowującego jak i dla przyjmującego.

(T.I): Po prostu wyjdź stad.

E: Powinnam zostać, bo..
(T.I): To powinna być chęć bycia przy mnie, a nie przyzwoitość i litość. Litości nie chc
ę, wiec wyjdź stąd. Mam dość tego, że ciągle mnie kontrolujesz i sprawdzasz na każdym kroku. Pojmij do cholery, że nie jestem dzieckiem i dam sobie rade sama!- powiedziałaś po czym odwróciłaś wzrok od brunetki.
E: To czemu chciałaś, żeby z tobą zamieszkała?- zapytała, a z jej głosu mogłaś wywnioskować, że jest bliska płaczu.
(T.I): Bo Harry mi kazał! Tylko dlatego!- opowiedziałaś wyzuta z emocji.
(T.I): A teraz wyjdź stąd.- odparłaś nie patrząc na dziewczynę. Usłyszałaś jedynie zamykanie drzwi. Wyczerpana kłótnia oparłaś głowę o poduszkę. Patrzyłaś na kropelki płynu fizjologicznego, wpływającego przez długą rurkę do twoich żył. Chwilę zajęło ci uspokojenie sie. Doszłaś, do wniosku, że dasz radę, bo miłość jest źródłem twojej siły. Kochasz Harrego i chcesz żeby był szczęśliwy. Jednak wiesz, że wiadomość, iż jesteś w szpitalu go unieszczęśliwi. Hazz będzie się martwił i  za wszelka cenę, będzie chciał przyjechać, a przecież nie może. Zielonooki ma zobowiązania wobec SyCo, wobec fanów. Ty nie możesz zawsze być na pierwszym miejscu, a skoro teraz masz opiekę nie powinnaś informować Harrego o obecnej sytuacji. On nie może sie ciągle martwić. Musi być szczęśliwy. Stwierdziłaś, gdy twoje powieki robiły sie coraz cięższe. Po pewnym czasie znużona zasnęła.



Następnego dnia nie czułaś sie lepiej. Niestety nie udało zrobić sie analizy twojej krwi, gdyż aparat służący do tego został uszkodzony i trzeba było poczekać na jego naprawę. Leżałaś na łóżku. Wpatrując sie w sufit. Dopiero dziś zrozumiałaś jak okropnie potraktowałaś El. Dziewczyna przecież nie była niczemu winna. Chciała tylko pomóc, a ty powiedziała kilka słowa za dużo. Jednak jakie ma to teraz znaczenia. Eleanor na pewno już zdążyła sie wyprowadzić i słusznie. Każdy by tak zrobił, pomyślałaś w czasie gdy poczułaś dziwny ucisk w brzuchu. Nagle krzyknęłaś, gdy twoje ciało przeszył niewyobrażalny ból wywołany silnym skurczem. Nacisnęłaś przycisk alarmujący i chwilę później w sali zjawiła sie siostra.
P: Co sie stało?- zapytał pielęgniarka
(T.I): To był skurcz.- odparłaś wykrzywiająca z bólu twarz. Skurcze ponawiały sie i w jednej chwili w sali zjawił sie doktor Chease. Lekarz ucisnął kilka razy twój brzuch, po czym powiedział do siostry.
L: 30 mg Atuloksolityny i 10 mg Protykolpatyliny!- czułaś sie jak w amoku, a skurcze stawały sie coraz mocniejsze. Chwilę później doktor Robert podał ci dożylnie oba wymienione lekarstwa. Z każda sekundą czułaś ulgę rozlewającą sie po twoim ciele. Po kilku minutach twoje powieki robiły sie coraz cięższe, a ty usłyszałaś jedyni głos doktora Cheasa.
L: To była przedwczesna akcja porodowa. Musimy ją zatrzymać.- chwile potem odpłynęłaś. Obudziłaś sie dopiero po 2 godzinach. Lekarz powiedział ci, że zatrzymali akcje porodową, ale nadal nie wiedzą co ją wywołało. Doktor stwierdził też, że jeśli to sie powtórzy nie jest pewien czy będą w stanie kolejny raz zahamować cała akcję. Najgorsze zaś było to, że jeśli dojdzie do porodu, dziecko nie przeżyje, bo jego płuca nie są rozwinięte. Robert powiedział także, że dopiero po wynikach analizy krwi będą coś wiedzieli.

Teraz od trzech godzin leżysz w czterech pustych ścianach. Nie masz nawet z kim porozmawiać, a targają tobą wszystkie emocje. Złość, smutek, przerażenie, a za razem radość i ulga.

To zbyt wiele. Stwierdziłaś przeczesują włosy dłonią. Chwile później po twoim policzku spłynęła pierwsza łza, która później zamieniła się w cały potok. To straszne jak zwyrodniała jesteś. Zadajesz ból wszystkim, których kochasz i odtrącasz ich od siebie, a potem cierpisz, bo nie znosisz samotności. To paradoksalne...
(T.I): Co jest ze mną nie tak- załkałaś zakrywając dłońmi twarz.
(T.I): Czy ja naprawdę niczego sie nie uczę?! Nienawidzę sie! Jestem cholernie głupia!- mówiłaś krztusząc sie łzami, wywołanymi koszmarnym bólem i wyrzutami sumienia. Nagle drzwi od twojej sali otworzyły sie, a w nich zobaczyłaś Eleanor. Dziewczyna bez słowa podbiegła do ciebie i przytuliła cie.
E: Proszę nie płacz. Spokojnie jestem tu.- mówiła gładząc cie po włosach.
(T.I): Przepraszam. Przepraszam za to co mówiłam.
E: Nic sie nie stało. Jestem tu.- mówiła starając sie cie uspokoić.


No i kolejny rozdział xddMnie się całkiem podoba, bo jest sporo akcji ;p
Jednak najważniejsze są wasze odczucia co do rozdziału, więc zachęcam do komentowania ;)
Dziękuję również za opinie pod poprzednim postem ;*
Pragnę również złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia zdrowych, pogodnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych ;***
Na koniec chcę powiedzieć jedynie, że do końca opowiadania zostało tylko kilka rozdziałów.
Pozdrawiam i całuję Mell <333


P.S Sorki za kolor czcionki, ale coś zepsuła i jeszcze nie wiem jak to naprawić..

czwartek, 17 kwietnia 2014

60. Everything will be fine, right?

*(T.I) 28 marca*
Ten dzie
ń to jedna wielka pomyłka!- pomyślałaś wychodząc z biura Simona. Pieprzony dupek! Nienawidzę tego gościa!- myślałaś idąc ulicą. Spojrzawszy na zegarek zmroziło ci krew w żyłach. 11.47.
(T.I): Cholera!
zaklęłaś pod nosem, uświadamiając sobie, że za 13 minut masz poprawkę egzaminów semestralnych i biegiem rzuciłaś się w stronę przystanku. W ostatniej chwili wskoczyłaś do autobusu i stanęłaś przy oknie trzymając się metalowej rurki. Nie sądziłaś, że tak krótki bieg mo
że być aż tak wyczerpując. Ledwo łapałeś oddech, na dodatek w tym cholernym autobusie było piekielnie gorąco i ciasno. Nagle poczułaś, że kręci ci się w głowie. Zacisnęłaś mocniej ręce na rurce, by nie upaść i w tym samym czasie na ułamek sekundy zrobiło ci się ciemno przed oczami. Potem powoli odzyskiwałaś świadomość i stwierdziłaś, że to przez stres. No tak.. W końcu Simon porządnie cię dziś zdenerwował. Wychłodziwszy z biura Simona wszystko w tobie się trzęsło. Z resztą teraz jest nie lepiej. I jeszcze ta poprawka.. O 11.58 wysiadłaś pod uczelnią i pędem pobiegłaś na trzecie piętro. Dotarłszy pod gabinet numer 213 usiadłaś na ławce i starałaś się ustabilizować oddech.
(T.I): Wywoływali już mnie?- zapytałaś ciężko oddychając.
Si: Nie. Masz szczęście.- uśmiechnęła się do ciebie Sindy. Nie musiałaś długo czekać, a usłyszałaś swoje nazwisko. Wstałaś i ruszyłaś do drzwi. Profesor Adams wpuścił cię pierwszą po czym zamknął sw
ój gabinet. M
ężczyzna zajął miejsce za biurkiem, a ty stanęłaś naprzeciwko niego.
Prof.: Sprawa jest prosta. Jeśli dobrze odpowiesz na trzy pytania zdajesz. Wszystko jasne?- zapytał, a ty pokiwałaś jedynie głową czując przypływ gorąca.
Prof.: Pierwsze pytanie. Jak rozumiesz stwierdzenie
pa
ństwo zabija ludzką wolność” i czy się z nim zgadasz?
(T.I): Może pan powt
órzy
ć?- zapytałaś nie mogąc pozbierać myśli.
Prof.: Oczywiście. Jak rozumie pani stwierdzenie
pańs…- mówił, a ty tracąc równowagę pochyliłaś się w stronę biurka i oparłaś się o nie dłońmi. Sekundę później widziałaś tylko ciemność. Straciłaś przytomność. Na szczęście zaczęłaś odzyskiwać ją chwilę później. Widziałaś nieco rozmytą twarz profesora Adamsa pochylającego się nad tobą. Będąc na granicy świadomości słyszałaś czyjś głos każący otworzyć okno, ktoś inny zaś mówi
ł by przynieść ci wody. Wszystko to działo się bardzo szybko. Nagle usłyszałaś swoje imię.
Prof.: (T.I) słyszysz mnie?
(T.I): T..Tak.- powiedziałaś, pr
óbuj
ąc stanąć o własnych siłach.
Prof.: Dasz radę usiąść?- w odpowiedzi pokiwałaś głową i chwilę p
óźniej mężczyzna pomógł ci podejść do fotela. Następnie sekretarka przyniosła ci wody. Pan Adams zarządził, że zadzwoni do kogoś z twoich bliskich. Wiedząc, że rodzice są na delegacji, a Hazz w trasie, podałaś mu numer Eleanor, która powiedziała, że zjawi się za 10 minut. Czekając na przyjació
łkę całkowicie odzyskałaś przytomność.
(T.I): Panie profesorze co z poprawą?
Prof.: Spokojnie. Jak poczujesz się lepiej ustalimy inny termin.- odpowiedział siwy mężczyzna posyłając ci pokrzepiający uśmiech. W tym samym momencie do pomieszczenia weszła El.
E: (T.I) jak się czujesz?- powiedziała zmartwiona.
Prof.: Panna (T.N) zasłabła. Powinna pani jechać z nią do domu albo do lekarza.
E: To oczywiste. Zapewniam, że będzie pod dobrą opieką.
Prof.: Nie wątpię.
E: (T.I) dasz radę wstać?
(T.I): Tak.- powiedziałaś powoli podnosząc się z fotela. Następnie El wzięła twoją torbę i podtrzymując cie w pasie wyprowadziła cię na zewnątrz. Potem wsiadłyście do taks
ówki, a El powiedzia
ła do kierowcy.
E: Do szpitala Św. Tomasza.
(T.I): Nie! West End 98.
E: Musimy jechać do lekarza. Przecież zasłabłaś!- odparła brunetka ganiąc cię wzrokiem.
K: To gdzie mam jechać?
(T.I): East End 98- zwr
óciłaś się do kierowcy, a potem dodałaś spoglądając na Eleanor, która by
ła wyraźnie oburzana.
(T.I): Nie muszę jechać do szpitala. To przez moją głupotę zemdlałam. Rano nie zdążyłam zjeść śniadania i denerwowałam się poprawką. To wszystko. Nic nadzwyczajnego.
E: W taki razie, gdy dojedziemy do domu zrobię ci porządny obiad.- odpowiedziała nadal zła. Do końca podr
óży nie zamieniłyście już słowa. Będąc pod willą 1D wysiadłaś z samochodu, ale nadal czułaś się niepewnie stawiając każdy następny krok. El zauważyła to i pomogła ci. Następnie dziewczyna kazała ci położyć się na kanapie, a sama poszła zrobić obiad. Ułożywszy się wygodnie zaczęłaś myśleć o dzisiejszym dniu. W sumie nic takiego się nie stało. Nie upadłam. Profesor mnie trzymał. Dziecku na pewno nic nie jest. Za to wiem przez kogo zemdlałam. Pieprzony Simon.- myślałaś podczas, gdy twoje powieki robiły się coraz cięższe. Kilka sekund później zasnęłaś. Obudziła cie dopiero El, która przyniosła ci rosó
ł. Brunetka postawiła go na stoliku kawowym i już miała wychodzić, gdy powiedziałaś.
(T.I): El zaczekaj.- dziewczyna odwr
óci
ła się i spojrzała na ciebie wyczekująco.
(T.I): Nie bądź zła, że nie pojechałam do szpitala. Naprawdę nic mi nie jest. I dziecku też nie. Zemdlałam tylko dlatego, że nie jadłam śniadania i jeszcze ta poprawa, na kt
órą biegłam.. Wiem jestem idiotką, ale obiecuję ci, że jeśli to kiedykolwiek się powtórzy, w co w
ątpię, pojadę do lekarza i powiem ci o tym.
E: Skąd będę wiedziała czy czegoś nie zataisz?- powiedziała siadając obok ciebie.
(T.I): El.. Jestem w ciąży. Nie będę narażać dziecka.
E: A co jeśli zasłabniesz i nie będzie nikogo w pobliżu?
(T.I): Tak.. To jest pewien problem, ale znalazłam rozwiązanie. Zamieszkaj ze mną. Będziesz miała mnie na oku, po za tym sama m
ówiłaś, że odkąd twoja współlokatorka się wyprowadziła masz problemy z płaceniem czynszu. No proszę zgód
ź się El.- powiedziałaś uśmiechając się najpiękniej jak tylko potrafiłaś.
E: No nie wiem.. A co chłopcy na to?
(T.I): Zgodzili się. Ba.. Oni sami to zaproponowali. To jak wprowadzisz się?
E: W takim razi zgoda.- odparła dziewczyna i przytuliła cię.
E: A teraz jedz, bo ci wystygnie.- dodała.
(T.I): A ty nie jesz?
E: Nie. Ja zjem drugie danie.
(T.I): A co to będzie?
E: Ryba z ziemniakami i sur
ówką. Cholera! Przecież ryba się spali.- krzyknęła i pobiegła do kuchni. Potem dokończyłyście posiłek i postanowiłyście jechać po rzeczy Eleanor. Podczas gdy brunetka pakowała wszystko w kartony ty musiałaś bezczynnie siedzieć, bo El oczywiście zabroniła ci cokolwiek robić. Nie zamierzałaś się z nią kłócić. Dziś i tak o wiele za dużo się denerwowałaś. Około 19.00 byłyście z powrotem w willi 1D. Louis powiedziała, żeby Eleanor rozpakowała się w jego pokoju. Gdy wszystkie przywiezione przez was pudła była w sypialni Lou, postanowiłaś, że tym razem pomożesz Eleanor. Wzięłaś się za ustawianie jej książek na jednej z pó
łek, a ona gdy tylko to zobaczyła zaczęła robić raban niewiadomo o co.
E: .. ale tobie mało zemdleć jeden raz!
(T.I): El.. Przesadzasz. Siedzę na krześle i wykładam książki z pudełka. To żaden wysiłek.- dziewczyna spojrzała na ciebie, a po chwili dodała.
E: Masz rację.. Jestem przewrażliwiona.- stwierdziła i przez resztę wieczoru nie zaczynała tematu zbytniego narażania się. Około 21.00 wszystko było poukładane. Zrobiłyście sobie kolacje i jadłyście ją w ciszy. Nagle przez głowę przeszła ci myśl.
(T.I): Eleanor..
E: Hymm?
(T.I): Nie m
ówi
łaś Louisowi o tym, że zasłabłam?
E: Nie. Nie było okazji.- odparła upijając łyk herbaty.
(T.I): To nie m
ów mu. W ogóle nikomu nie mów. E: (T.I) co ty znowu wymy
śliłaś? Harry ma prawo wiedzieć..- westchnęła załamując ręce.
(T.I): Ale po co on ma się martwić. Z resztą znając go zaraz przyleciałby do Londynu, a Simon by się nie zgodził, a to nie powstrzymał by Harrego i zerwał by umowę i One Direction przestało by istnieć i..- m
ówi
łaś na jednym oddechu, gdy brunetka weszła ci w słowo.
E: Masz rację. Na razie nikomu nie powiem.- odparła dziewczyna. Następnie wzięłaś prysznic i poszłaś spać.


*(T.I) 31 marca*
Zupełnie się dziś nie wyspałaś. Dziecko całą noc było niespokojne i co chwila czułaś jak się porusza. Była 9.00, a ty postanowiłaś wstać z łóżka. Podniosłaś się, ale od razu tego pożałowałaś, gdyż dość mocno zakręciło ci się w głowie. Siedziałaś chwilę na łóżku, głęboko oddychając po czym powoli wstałaś. Następnie wolnym krokiem udałaś się na dó
ł. W kuchni zastałaś El. Dziewczyna piła poranną kawę i przeglądała jakąś gazetę.
E: Cześć! Jak się spało?- zapytała promiennie uśmiechając się.
(T.I): Prawie nie spałam. Dziecko mocno kopało.- westchnęłaś, po czym postanowiłaś zrobić sobie coś do picia. Sięgając po herbatę, kt
óra stał na górnej półce poczułaś ból g
łowy. Syknęłaś i zacisnęłaś oczy odczuwając nieprzyjemny ucisk.
E: Wszystko w porządku?- zapytała patrząc na ciebie podejrzliwie.
(T.I): Tak.. Tylko boli mnie głowa.
E: Pewnie dlatego, że się nie wyspałaś. Usiądź. Zrobię ci herbatę.- zarządziła, chwilę potem podał ci ciepły nap
ój i zapyta
ła.
E: Chcesz, żeby została w domu?
(T.I): Nie. El przestań.. To tylko b
ól głowy. To normalne. Spróbuj
ę usnąć i mi przejdzie. Zobaczysz będzie dobrze.- odparłaś uśmiechając się.
E: No dobra, ale dzwoń gdyby się coś działo.
(T.I): Jasne.- odpowiedziałaś, a chwilę p
óźniej El wyszła z domu. Ty zrobiłaś sobie kanapki, potem zjadłaś je i udałaś się do sypialni. Położywszy się na łóżku odczułaś swego rodzaju ulgę i ból głowy się zmniejszył, choć nadal był wyczuwalny. Swoją drogą chyba pierwszy raz od miesiąca boli cie głowa. Teraz częściej dają ci sie we znaki plecy. Z resztą nic dziwnego. Przecież jesteś w ciąży. Szczerze mówiąc zdążyłaś się już przyzwyczaić do niegodności towarzyszącym noszeniu pod serce dziecka. Jednak z drugiej strony świadomość, że właśnie w tobie kształtuje się nowa istota ludzka jest fantastyczna. Często myślisz o tym jak będzie wyglądało życie twoje i Harrego, gdy na świcie będzie już małe Hazziątko. Zastanawiasz się czy poradzisz sobie jako matka, bo nie masz wątpliwości co do tego, że Harry będzie świetnym ojcem. On po prostu ma podejście do dzieci, a ty nie koniecznie. Może jednak nie będzie tak źle. W końcu będziesz miał przy swoim boku najwspanialszego mężczyznę na świecie. Pomyślałaś i chwilę później zasnęłaś.


Obudziłaś się dopiero o 13.40. Zaś o 14.00 ty i El miałyście spotkanie z Meggan, więc musiałaś się spieszyć. Szybko wstałaś z łóżka i znów zakręciło ci się w głowie. Po chwili jednak doszłaś do siebie. Następnie udałaś się do łazienki, gdzie przemyłaś twarz, założyłaś to i zrobiłaś delikatny makijaż. Zszedłszy na dół założyłaś płaszcz, potem buty i wyszłaś z domu. Kilka minut przed 14.00 wjechałaś na podjazd obok biura Megg. I dopiero teraz miałaś chwilę, żeby odetchnąć. Następnie wysiadłaś z samochodu.
(T.I): Cholera!- zaklęłaś, gdy zn
ów poczułaś zawrót głowy. Oparłaś się o samochód i nagle poczu
łaś czyś dotyk. Podskoczyłaś ze strachu jednak szybko zorientowałaś się, że to tylko El.
E: Dobrze się czujesz?
(T.I): Tak. Po prostu za szybko wstałam. Chodźmy już, bo się sp
óźnimy.- powiedziałaś uśmiechając się, choć znów poczułaś ten rozsądzający czaszkę ból. Chwil
ę potem byłyście na 8 piętrze. Potem ruszyłyście do gabinetu Meggan.
M: Och! Jak miło was widzieć!- wykrzyknęła ruszając w waszą stronę, a ty w tym samym momencie poczułaś, że nogi odmawiają ci posłuszeństwa. Gwałtownie złapałaś El, a dziewczyna starała się cie podtrzymać. Następnie Megg pomogła El doprowadzić cie do krzesła.
(T.I): Zaraz mi przejdzie. Po prostu jestem niewyspana i..
E: (T.I)...- przerwała ci z przerażeniem spoglądając na ciebie.
(T.I): Co?
Me: Leci ci krew z nos.- powiedziała, a ty odruchowo dotknęłaś nos. Rzeczywiście czerwona ciesz została na twoich palcach. Poniosłaś wzrok, a El powiedziała.
E: To na pewno nie przez zarwaną noc. Żarty sie skończyły. Jedziemy do lekarza.- zarządziła i kilka sekund p
ó
źniej byłyście w drodze do szpitala. Eleanor z samochodu zadzwoniła do doktora Woodsa na szczęście był on teraz na dyżurze. Ty nie odzywałaś się. Byłaś zdezorientowana. Gdy byłyście już w przychodni ginekologicznej pan Woods przyjął cie po za kolejką.
G: Proszę powiedzieć co się dokładnie stało?
(T.I): Właściwe wszystko zaczęło się trzy dni temu. Miałam wtedy poprawkę egzaminu i zemdlałam. Potem co jakiś czas miałam delikatne zawroty głowy, ale dopiero dzisiejszej nocy poczułam się gorzej. Znaczy.. Źle to ujęłam. Dziecko było bardzo niespokojne. Nie spałam prawie całą noc, a gdy wstałam zakręciło mi się w głowie znacznie mocniej niż
zazwyczaj. Potem poczułam rozsadzający czaszkę ból, ale myślałam, że to przez nieprzespaną noc. Później w znów po
łożyłam się spać i mi przeszło. Dopiero gdy wysiadłam z samochodu poczułam się słabo. A resztę już pan wie.
G: Robiła pani ostatnio badania krwi?
(T.I): O m
ój Bo
że! Na śmieć o tym zapomniałam. Czy.. Czy to ma wpływ na moje zdrowie?- zapytałaś z przerażaniem.
G: Ustalimy to, ale na początku zbadam dziecko. Niech się pani położy.- zarządził ginekolog. Chwilę p
óźniej mężczyzna stwierdził, że z dzieckiem wszystko w porządku. Następnie leci pobranie krwi. Wraz z El udałaś się do gabinetu zabiegowego, gdzie pielęgniarka pobrała ci krew. Po zabiegu siostra kazała ci poczekać na wyniki, któż będą mniej więcej za godzinę. El zarządziła, że pójdziecie do bufetu i zjecie obiad. Będąc w kawiarence El zamówi
ła pizzę dla was obu. Ty jednak nie miałaś ochoty jeść. Siedziałaś jak na szpilkach. Byłaś spięta i roztrzęsiona, a nawet bliska płaczu. Nigdy byś sobie nie wybaczyła, gdyby przez to, że wcześniej nie zrobiłaś tych badań coś stało się dziecku.
E: Wszystko będzie dobrze.- powiedziała brunetka posyłając ci pocieszający uśmiech. Nie odpowiedziałaś nic. Nie byłaś w stanie. Z resztą słowa El to marne pocieszenie. Twoje myśli wirowały jedynie wok
ół dziecka, omdleń, zawrotów w głowie. Nie zauważyłaś nawet kiedy kelner przyniósł wam zamówienie. Gdyby nie Eleanor zapewne nie ruszyłabyś nawet kawałka pizzy, jednak wiedziałaś, że z brunetką nie wygrasz i wmuszałaś w siebie każdy następny kęs. Skończywszy jeść nadal pozostało wam 30 minut do odebrania wyników. Usiad
łyście w poczekalni pod laboratorium. Nie rozmawiałyście lecz w nagle El odezwała się.
E: (T.I) znowu.- podała ci chusteczkę, a po kilku minutach była ona cała przesiąknięta krwią. Dopiero, gdy wzięłaś kolejne 3 chusteczki krwotok ustąpił. W pewnym momencie drzwi od laboratorium otworzyły się i wyszła z nich siostra.
S: Pani (T.I) (T.N).- powiedziała donośnie, a ty odebrałaś wyniki. Chwilę p
óźniej znów nalaz
łaś się w gabinecie doktora Woodsa. Mężczyzna długo przyglądał się wynikom badań, ale w końcu odezwał się.
G: C
ó
ż.. Z dzieckiem wszystko jest w porządku, ale za to z panią gorzej. Wystąpił u pani rzadki przypadek konfliktu serologicznego.
(T.I): Konflikt serologiczny co to znaczy?
G: Już tłumaczę. Konflikt ten polega na tym, że matka i dziecko mają r
óżne grupy krwi, przez co jedne krwinki atakują drugie. Najczęściej jednak ma to większy wpływ na dziecko niż na matkę. W pani przypadku natomiast krwinki dziecka zaatakowały pani krew, stąd te zawroty głowy, omdlenia i krwotoki. Wszystko to zaczęło się dopiero, gdy układ krwionośny dziecka ukształtował się całkowicie i stał się oddzielna częścią. Proszę się jednak nie obawiać. Wystarczy, że weźmie pani odpowiednie leki i w ciągu kilku dni wszystko powinno wróci
ć do normy.
(T.I): Nawet nie wie pan jak się cieszę, że dziecku nic nie jest.
G: Jednak gdyby zrobiła pani badania krwi w porę obyłoby się bez tych wszystkich komplikacji.- powiedział z dezaprobatą po czym zaczął coś pisać.
(T.I): Wiem. To było nieodpowiedzialne, jednak nie zrobiłam tego umyślnie.
G: Mam taką nadzieję. Tu ma pani receptę.- powiedział podając ci kawałek papieru, po czym kontynuował- Proszę brać te tabletki 3 razy dziennie do następnej wizyty. I przez dwa dni ma pani unikać wysiłk
ów. Najlepiej byłoby, gdyby leżała pani w łó
żku.
(T.I): Obiecuję, że będę się oszczędzać. Dziękuję pani doktorze. Dowidzenia.- powiedziałaś i opuściłaś gabinet. Następnie powiedziałaś wszystko El. Potem pojechałyście do apteki i do domu. Dochodziła 20.00 i teraz czekało cie najgorsze- rozmowa z Harrym.


*Harry*
Chwilę temu wstałem. Szybko wykonałem poranną toaletę, ubrałem się i od raz wszedłem na Skypa. Chwilę pó
źniej nawiązałem połączenie z (T.I).
(T.I): Cześć Skarbie. Jak się spało?- zapytała uśmiechając się.
H: Całkiem dobrze. A ty jak się czujesz?
(T.I): Świetnie!- odparła entuzjastycznie choć wyglądała na zmęczoną. Pod jej oczami formowały się ciemnofioletowe cienie i og
ólnie wygl
ądała na nieco wycieńczoną.
H: Jesteś pewna? Wyglądasz na zmęczoną.
(T.I): Może trochę. Nie mogłam spać w nocy, bo dziecko było niespokojne.
H: Rozumiem. Czytałem w jakiejś książce, że to normalne podczas tego stadium rozwoju.- dziewczyna zaśmiała się i zapytała,
(T.I): Naprawdę czytałeś tą książkę, kt
óra da
łam ci w trasę?
H: No jasne. Przecież obiecałem, ale ominąłem fragment ze zdjęciami z porod
ów. To było zbyt. No cóż.. Drastyczne- zaśmiałem się, a brunetka zawtórowa
ła mi. Po chwili jednak dziewczyna posmutniała.
H: Hej.. Co się stało?
(T.I): Musze ci o czymś powiedzieć, ale na początku zaznaczę, ze wszystko wraca już do normy.
H: Coś z dzieckiem? Mam przyjechać? Mam zadzwonić do Si..- pytałem gorączkowo, a (T.I) przerwała mi.


(T.I): Zanim wsiądziesz w samolot może jednak powiem ci co się stało?- brunetka nieco ostudziła moje zapędy i zaczęła. Podparłem rękoma podbródek i czekałam, aż (T.I) się odezwie. Chyba to co ma mi powiedzieć nie jest dobrą wieścią. Tak wnioskuję po jej zachowaniu. Dziewczyna na chwilę przymknęła oczy, wzięła głęboki oddech, popatrzyła na mnie chwilę i dopiero zabrała głos.
(T.I): Więc.. Od jakiegoś czasu mam zawroty w głowie, a kilka dni temu zemdlałam. Nie m
ówiłam ci, bo potem czułam się lepiej. Jednak dziś miałam silne bóle i zawroty głowy. W końcu, gdy poszłam na spotkanie do Meggan nogi odmówiły mi posłuszeństwa i chwilę później zaczęła lecieć mi krew z nosa. Potem El zabrała mnie do lekarza i okazało się, że między mną, a dzieckiem jest konflikt serologiczny. Co znaczy, że nasz maluszek ma twoją grupę krwi i wyniszcza moje krwinki. Doktor Woods mówił, że to rzadki przypadek, bo zwykle to dziecko jest zagrożone, ale na szczęście maleństwu nic nie jest, a ja jakoś przeżyję.
H: To wcale nie jest szczęście. Przecież tobie mogło się coś stać. Co ja m
ówi
ę nadal może się coś stać!
(T.I): Spokojnie Hazz.. Ginekolog przepisał mi leki i teraz wszystko będzie dobrze.
H: Kochanie martwię się. Może jednak powinienem przyjechać?
(T.I): Nie. Nic mi nie jest, a za kilka dni wr
óc
ę do pełni sił. Po za tym mieszka ze mną El, więc wszystko jest pod kontrolą. A jeśli mi nie wierzysz może z nią porozmawiać. Zawołać ją?
H: Nie. Przecież ci wierzę. Tylko martwię się. Wolałbym być teraz przy tobie, a nie na drugim końcu świata.- westchnąłem. Może, ktoś uzna minie za histeryka, ale taka jest prawda. Nie ma chwili w kt
órej nie myślę o (T.I) i o dziecku. Kiedyś nawet na koncercie zapomniałem tekstu, bo jakieś fanki miały ogromne zdjęcie mnie i (T.I). Cholernie za nią tęskniłem i dałbym wszystko, żeby być teraz w Londynie.


Nowy rozdział i nareszcie zaczyna się cos dziać ;3
Wkraczamy również w moja ulubioną część opowiadania ;p
Chętnie dowiem się co myślicie o tym poście i jakie są wasze teorie na kolejny? ;)
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem i zachęcam do wyrażenia opinii o tym ;*
Na koniec chcę powiedzieć, ze podjęłam ostateczną decyzję jeśli chodzi o pisanie nowego opowiadania ;D
Postanowiłam, że
.
.

.
.

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
napisze kolejne opowiadanie, ale będzie ono krótsze i zupełnie inne niż ECC ;p
A o czym będę pisać dowiecie się kiedy indziej ;p
Pozdrawiam Mell ;*






niedziela, 6 kwietnia 2014

59. Finally everything is back to normal


*Harry. 10 marca*
Szczerze mówiąc nie sądziłem, że pogoda w Londynie będzie taka dobra. Nie ma ani śladu śniegu, a co jakiś czas pojawia sie słońce. Rzecz jasna na niebie kłębią sie deszczowe chmury, ale kto by sie teraz tym przejmował. Dobra nie oszukujmy sie. W tym momencie nie martwiło mnie zupełnie nic. Humor mi dopisywał i było to widać. Idąc ulica uśmiechałem sie do przechodniów, przyjemność sprawiły mi nawet wiosenne promienie słońca padające na moja twarz. W końcu dotarłem pod odpowiedni adres. Wszedłem na podwórko i zapukałem do drzwi. W mgnieniu oka zjawiła sie w nich brunetka. W pierwszej chwili chyba ją zamurowało, ale sekundę później z piskiem radości rzuciłam sie w moje ramiona. Od razu zamknąłem ją w uścisku i mocno przytuliłem.
(T.I): Boże! Harry co ty tu robisz?!- zapytała odsuwając sie nieco ode mnie.
H: Przyjechałem do mojej ukochanej. A teraz wejdźmy do domu, bo jeszcze zachorujesz.- zarządziłem, po czym przekroczyliśmy próg i zamknąłem za nami drzwi.
(T.I): Ale jakim cudem udało ci sie przyjechać? Harry, chyba nie chcesz powiedzieć mi, że nie mówiłeś o tym Simonowi! Przecież wiesz, że jeśli on się nie zgodził to...- zaczęła histeryzować, ale w porę jej przerwałem zamykając jej usta w pocałunku.
(T.I): Dawno mnie tak nie uciszałeś.- powiedziała, seksownie oblizując górna wargę.
(T.I): To jak udało ci sie przyjechać? Długo zostaniesz? Chłopcy też wrócili?- pytała oczywiście nie dając mi opowiedzieć na żadne z tych pytań.
H: Skarbie.. Może pozwolisz mi dojść do słowa.- zapytałem, a speszona dziewczyna pokiwała głową i usiadła na sofie.
H: Wpadłem na 5 dni. Mamy małą przerwę w pracy, wiec pomyślałem, że cie odwiedzę. A nawet mam lepszy pomysł. Pojedziemy do mojej mamy. Zgadzasz sie?
(T.I): Oczywiście, że tak!
H: W takim razie pakuj sie, bo musimy dojechać tam jeszcze dziś.- powiedziałem, a chwilę później dziewczyna zniknęła na górze. Ja zaś zrobiłem sobie kawę. Po godzinie (T.I) była gotowa. Ja zaniosłem nasze walizki do samochodu i ruszyliśmy do Holmes Chaples.
(T.I): Dlaczego nie powiedziałeś, że przyjedziesz?- zapytała spoglądając na mnie.
H: Bo nie miałbyś niespodzianki. Uwierz, że twoja mina, gdy mnie zobaczyłaś byłą bezcenna. Jakbym był duchem.
(T.I): Na początku tak też sie czułam. Przecież mówiliście, że nie dacie rady przyjechać do Anglii wcześniej niż w maju, a teraz jesteś tu. To surrealistyczne! Jednak bardziej ciekawi mnie jak przekonałeś Simona do tego, żeby pozwolił ci przyjechać?
H: To akurat było proste. Powiedziałem, że dobrze w opinii publicznej wyglądałby, jeśli odwiedziłbym moją dziewczynę, która jest w ciąży.
(T.I): Ta.. A Simona to ruszyło... To na pewno by nie wystarczyło.
H: Czasami zastanawiam sie dlaczego tak dobrze go znasz..?
(T.I): Bo jestem do niego podobni, tylko mam mniejsze pole do popisu.- zaśmiała sie.
(T.I): To jakiego asa miałeś w rękawie?
H: Zaczynamy nagrywać piosenki. Ja swoje solo nagrałem gdy mieliśmy koncerty.. Znaczy w tych samych dnia co koncerty, a oni nagrywają je teraz, więc nie miałbym co tam robić.
(T.I): Sprytnie. Moja krew.- powiedziała i cmoknęła mnie w policzek. Przez resztę drogi rozmawialiśmy i śmieliśmy sie. Zatrzymaliśmy sie chyba na wszystkich stacjach benzynowych jakie były na naszej trasie. (T.I) za każdym razem była w toalecie i w sklepie. Powoli zaczynałem wątpić w to, że jeszcze dziś uda nam sie dojechać do Holmes Chaples. Na szczęście około 19.00 byliśmy pod domem mojej mamy. Moja rodzicielka od razu wybiegła nas przywitać. Gdy kobieta wyściskała nas oboje, zaniosłem nasze bagaże do mojego dawnego pokoju. Gdy zszedłem na dół (T.I) pomagała mojej mamie w przygotowaniu kolacji. Nie całe 30 minut później była też ona gotowa. Jedliśmy dziś domową zapiekankę mojej mamy. Smak dzieciństwa normalnie. Około 20.30 (T.I) położyła sie spać. Oczywiście dziewczyna nie skarżyła sie, ale widać było, że jest zmęczona. Sześciogodzinna podróż samochodem w jej stanie chyba nie należy do najprzyjemniejszych przeżyć Cholera! Zupełnie tego nie przemyślałem. Zaś będąc w Ameryce ciągle zastanawiałem sie jak (T.I) sie czuje. Dziewczyna zawsze zapewniała, że wszystko jest w porządku, ale ja wiedziałam, ze coś ją  męczy. Między innymi dlatego przyjechałam. Musiałem dowiedzieć sie co naprawdę sie dzieje. Ale to jutro...

*Dwa dni później*
Wstałem dziś dość wcześnie jak na mnie. Była 8.00, a ja byłem na nogach. To serio dziwne, zważywszy na to, że mogłem spać do 11.00. W każdym razie postanowiłem zrobić pożytek z tego, że już wstałem. Chciałem zrobić śniadanie dla (T.I) i mojej mamy. Poszedłem więc do piekarni po świeże pieczywo. Wszedłszy tam zastałem Barbarę.
B: Harry!
H: Barbara!- powiedziałem i przytuliłem starszą kobietę.
B: Wracasz do nas do pracy?- zapytała opierając sie dłońmi o ladę.
H: Nie. Ale kiedyś wrócę.- zaśmiałem sie.
B: W takim razie co dla ciebie?
H: 6 bułek i chleb.
B: Powinnam sie na ciebie obrazić. 3£
H: A co ja takiego zrobiłem?- powiedziałem wykładając pieniądze.
B: Czego nie zrobiłeś. Nie przedstawiłeś mi swojej narzeczonej.
H: Jeszcze nic straconego. Poznasz ją jeszcze dziś. Obiecuję.
B: Trzymam cie za słowo Kochaneczku.- odparła i klepnęła mnie w tyłek.
H: Barbara!- kobieta tylko zaśmiała sie, a ja wyszedłem z piekarni. Jak sie okazało, gdy wróciłem do domu moja mama była już na nogach. I nici z mojego śniadania dla niej.
H: Dlaczego już wstałaś?! Popsułaś moją niespodziankę.
A: Niespodziankę powiadasz?- zapytał podejrzliwie unosząc jedna brew.
H: Tak, chciałem zrobić śniadanie do łóżka tobie i (T.I).
A: To masz jeszcze szansę zrobić śniadanie dla (T.I).- powiedziała, a ja wyjąłem zakupy. Następnie wspólnie zaczęliśmy przygotowywać śniadanie dla mojej ukochanej. Gdy wszystko było już prawie gotowe zobaczyliśmy (T.I). Wyglądała znacznie lepiej niż wczoraj i chyba lepiej sie czuła.
(T.I): Słodko razem wyglądacie. Taka prawdziwa rodzina.- powiedziała i uśmiechnęła sie do nas leniwie siadając za stołem.
H: Zrobiliśmy ci śniadanie.- odparłem dumnie i cmoknąłem dziewczynę w usta.
(T.I): Dziękuję, ale nie trzeba było.
A: Trzeba, trzeba. A teraz jedz Kochanie.- dodała moja mama podsuwając (T.I) talerz z kanapkami. Następnie przyłączyliśmy sie do (T.I). Po śniadaniu moja rodzicielka musiała iść do pracy, ja posprzątałem po posiłku, a (T.I) poszła sie wykąpać. Po 30 minutach dziewczyna wróciła. Usiadła na sofie i przytuliła sie do mnie.
H: Może gdy przestanie padać pójdziemy na spacer?- zaproponowałem obejmując ją ramieniem.
(T.I): Jasne. Nawet nie wiesz jaka to przyjemność, gdy nie podąża za tobą tabun fanek.
H: Czyżbyś była zazdrosna?
(T.I): Ja? Skąd..
H: Przecież wiem, że jesteś zazdrosna.
(T.I): Nie.. O fanki, akurat nie jestem zazdrosna.
H: A o kogo?
(T.I): O tą stylistkę.. Jak jej tam Lexi? Gdy patrzy na ciebie ma wypisane na twarzy "przeleć mnie". I jeszcze sie przy tym ślini.. Z reszta ty nie jesteś lepszy. Ona na pewno ci sie podoba.
H: Nie.. Jestem pewien, że Lexi sie nie ślini.- zaśmiałem sie, a (T.I) wywróciła teatralnie oczami.
(T.I): A podoba ci sie ona?- zapytała spoglądając na mnie wyczekująco.
H: Nie. Nie lubię blondynek.- odparłem, a brunetka uśmiechnęła sie. Następnie dziewczyna zrobiła pop corn, a ja włączyłem film. Nie wiem w którym momencie, ale oboje zasnęliśmy. Obudziły mnie dopiero promienie słoneczne padające na mnie. Otworzyłem oczy i od razu tego pożałowałem. Zostałem oślepiony. Tym razem wolniej otworzyłem powieki pozwalając źrenicom przyzwyczaić sie do intensywnego światła.
H: Wstawaj. Pokazało się słońce.- wyszeptałem do ucha wtulonej we mnie brunetki. Dziewczyna podniosła sie delikatnie, podtrzymując sie mojego torsu i ziewnęła słodko. Chwilę później wstała i poszła po kurtkę.
(T.I): Kalosze?- zapytała niedowierzając, gdy wskazałem na obuwie stojące obok mnie. D
H: Tam gdzie idziemy może być teraz mokro i..- przerwałem swoją wypowiedź, bo dziewczyna zatrzymała się w pół ruchu sięgając po kalosze. Brunetka złapała się za brzuch, a ja nieco przerażony spytałem.
H: (T.I) co się stało?- brązowooka powoli podniosła wzrok i uśmiechnęła się.
(T.I): To dziecko. Poruszyło się. Pierwszy raz.- odparła, a po jej policzku spłynęła łezka.
H: To cudownie!- krzyknąłem i pocałowałem brunetkę w usta. Chwilę później (T.I) podwinęła bluzkę i położyła moją rękę na swoim brzuchu, a ja poczułem delikatny ruch dziecka. Zafascynowany przyłożyłem również drugą rękę do brzucha mojej dziewczyny i po chwili spojrzałem na nią.
H: To takie...
(T.I): ...cudowne?- dokończyła po mnie, obdarzając mnie pięknym, szerokim uśmiechem. Chwilę potem ponownie przytuliłem brunetkę i chwilę później opuściliśmy dom i ruszyliśmy przed siebie. Było idealnie. Promienie słoneczne ogrzewały nasze twarze, wokół piękna przyroda i ani śladu zgiełku dużego miasta. Nikt nie zwraca na nas uwagi, nie musimy zatrzymywać sie, żeby mógł zrobić sobie zdjęcie z fanem. Teraz jesteśmy tylko my. Chwilową ciszę panującą między nami przerwała (T.I).
(T.I): To dziwne.. Czuć jego ruchy.. Jednak z drugiej strony to takie wspaniałe. Dopiero teraz naprawdę poczułam, że jest we mnie maleńka ludzka istota. A co jeśli będę złą matką?- zapytała zmartwiona spoglądając na mnie i zatrzymując się w miejscu.
H: Skarbie.. Poradzimy sobie i wychowamy nasze dziecko najlepiej jak umiemy. Po za tym wszyscy nam pomogą, a ty będziesz świetną matką, tylko musisz w to uwierzyć.- powiedziałem i cmoknąłem ją w czoło, po czym ruszyliśmy dalej. Wyszliśmy z miasta i udaliśmy się polna drogą i w końcu dotarliśmy nad rzeczkę.
(T.I): Tu jest pięknie.
H: Wiem i dlatego przy tamtym drzewie pierwszy raz pocałowałem dziewczynę.- odparłem wskazując na nachylone drzewo nieopodal, którego był drewniany mostek.
(T.I): Myślałam, że pierwszy raz całowałeś sie na tym domku w lesie.
H: Chodziło mi o pierwszy udany pocałunek.
(T.I): Jaka ona była?- zapytała dziewczyna siadając na drzewie.
H: Podobna do ciebie. Też była brunetką, miała brązowe oczy i nieziemski tyłek!- opowiedziałem stając miedzy nogami brązowookiej.
(T.I): Czyli poleciałeś na jej tyłek?- zaśmiała sie (T.I).
H: Na twój tyłek też poleciałem.- odparłem i pocałowałem brunetkę. Moje ręce błądziły po plecach (T.I), ona zaś bawiła sie moimi lokami. Dziewczyna pogłębiła pocałunek, a ja nawet sie tego nie spodziewałem. Jej język pieścił wnętrze moich ust, a ja z coraz większym trudem łapałem powietrze. (T.I) przyciągnęła mnie bliżej siebie i chyba nieświadomie pociągnęła mnie za włosy. Kochałem gdy to robiła i przysięgam, że gdyby nie to, że jest w ciąży przeleciałbym ją tu i teraz. Gdy zabrakło nam powietrza odsunęliśmy sie od siebie, a na ustach (T.I) pojawił sie dziwny uśmiech.
H: Co?
(T.I): To chyba twój najlepszy pocałunek tutaj.- zaśmiała sie, a jej triumfalny uśmiech poszerzył sie.
H: Czyli dlatego pogłębiłaś pocałunek, żeby być lepszą?
(T.I): Nie. Chciałam, żebyś miał kolejne piękne wspomnienie.- odparła i cmoknęła mnie w nos.
H: Jesteś niemożliwa.- powiedziałem siadając obok niej.
(T.I): Ale i tak mnie kochasz?- zapytała, a jej duże brązowe oczy spoczęły na mnie.
H: Oczywiście.- odparłem i objąwszy ja ramieniem pocałowałem ja w głowę. Milczeliśmy przez chwilę. Chyba oboje dopiero teraz uświadomiliśmy sobie jak tu jest pięknie. Przed nami rozciągała sie mała rzeka, wzdłuż niej był kilku metrowy pas trawy, a dalej były drzewa. Ta prostota czyniła to miejsce pięknym. To była taka zielona przystań. Jakby sie tak zastanowić to miejsce wygląda zupełnie tak samo jak kilka lat temu. Jakby czas  się tu zatrzymał. Chyba dlatego tak bardzo lubię tu przychodzić. Będąc tu czuję, że wszystkie problemy znikaj, a czasami nawet czuję sie jak mały chłopiec, który przyszedł tu z kolegami. Jednak sporo w moim życiu sie zmieniło, ale nie żałuję tego.
H: Mogę cię o coś zapytać?- mówiłem, splatając nasze dłonie i jeżdżąc palcem po kostkach (T.I)
(T.I): Jasne.- odparła spoglądając na mnie.
H: Odkąd wyjechałem czegoś mi nie mówisz, prawda?
(T.I): Więc.. Właściwie..
H: (T.I)...- powiedziałem upominającym tonem.
(T.I): Masz rację. Przepraszam. Po prostu nie chciał cie denerwować. A właściwie to nawet nie było o czym mówić. To tylko błahostki..
H: (T.I), ty chyba nie rozumiesz. Jak ja mam wyjechać na drugi koniec świata z myślą, że nie mówisz mi o wszystkim? Próbuję ci ufać, ale ty nie ufasz mnie, więc jaki to ma sens?
(T.I): Harry ufam ci tylko ty nie rozumiesz o co mi chodzi.
H: Masz racje. Może i nie rozumiem, ale to przez ciebie, bo mi o niczym nie mówisz. Zrozum nie jestem jasnowidzem, nie zgadnę co czujesz. Musisz ze mną rozmawiać jeśli masz jakiś kłopot.
(T.I): Nie oczekuję, że zgadniesz co czuję. Po prostu tęskniłam i nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Co miałam ci powiedzieć? Że świruje, bo nie mam zajęcia i cały tydzień siedzę w czterech ścianach? Co byś na to poradził?
Nic. Tylko niepotrzebnie byś sie martwił..
H: Skoro męczy cie mieszkanie samej to czemu nie poprosisz El, żeby sie wprowadziła?
(T.I): Bo nie wiem czy mogę. Przecież to nie mój dom.
H: Skarbie, już ci to tłumaczyłem. Co moje to i twoje, więc chyba twój problem rozwiązany. Nie można był od razu ze mną pogadać?
(T.I): Można było. I przyrzekam, że od dziś będę ci mówiła o wszystkim. Obiecuję.- odparła i pocałowała mnie w usta. Przy rzeczce spędziliśmy jeszcze godzinę. Rozmawialiśmy o naszych pierwszych miłościach, o planach na przyszłość. W drodze do domu (T.I) postanowiła, że zrobi obiad dla mojej mamy. Dziewczyna chciała zrobić potrawkę z kurczak z warzywami. Po drodze wstąpiliśmy, więc do sklepu i kupiliśmy parę rzeczy. Po powrocie do domu rozpakowałem zakupy i zostałem mianowany pomocnikiem szefa kuchni. Następnie zabraliśmy sie za robienie obiadu. Dochodziła 18.00, więc moja mama powinna niedługo wrócić z pracy. Jak sie okazał rodzicielka ma idealne wyczucie czasu, gdyż zjawiła sie w domu w momencie, gdy (T.I) wykładała ryż na talerze
A: A co tak pięknie pachnie?
H: (T.I) zrobiła potrawkę z kurczak z warzywami i ryżem.
A: Ależ nie musiałaś.
(T.I): Ale chciałam. Na pewno jesteś zmęczona mamo.- powiedział podając obiad do stołu. Posiłek zjedliśmy w miłej atmosferze, jednak w porę nie wyczułem spisku przeciw mnie i to na mnie spadło zmywanie naczyń i przygotowanie jakiegoś deseru. Podczas gdy ja zająłem sie wspomnianymi wcześniej czynnościami (T.I) i moja mam poszły do salonu.

*Anne*
Siedziałyśmy w salonie. Ja na fotelu, a (T.I) na sofie. Nie odzywałyśmy sie, więc postanowiłam przerwać ciszę.
A: Przepraszam jeśli wcześniej byłam niemiła.
(T.I): Oh.. Naprawdę nie ma za co.
A: Jest. Nie powinnam była cie tak szybko oceniać i wstyd mi za to co o tobie myślałam.
(T.I): Niech mama nie przeprasza. Naprawdę nic sie nie stało.
A: Stało sie. Gdy ostatnio cię widziałam okazałam niechęć choć nie powinnam. Wiem, że to marne usprawiedliwienie, ale może to był normalny odruch? W końcu jestem matką Harrego, a gdy dowiedziałam sie, że go zdradziłaś, miałam ochotę.. No cóż sprawić, żebyś cierpiała tak jak Harry. Wybacz, że to mówię, ale myślę, że powinnaś wiedzieć, bo nie da mi to spokoju.
(T.I): Proszę niech mama mówi.- odparła uśmiechając sie.
A: Wiesz.. Do dziś mam przed oczami Harrego przed moimi drzwiami. Miał popuchnięte zaczerwienione oczy, ręce mu drżały i nic nie mówiąc poszedł prosto do salonu. Wtedy nie musiał nic mówić. Wiedziałam. Wiedziałam, że go zraniłaś. Z resztą, gdy tylko dowiedziałam sie o tym całym Kylu, wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. O matko! Przepraszam.
(T.I): Niech mama mówi. Chcę wiedzieć co wtedy czułaś.
A: Gdy usiadłam obok niego nadal nic nie mówił. Ja po prostu objęłam go, a on zaczął płakać, zupełnie jak wtedy, gdy stłukł kolano. Jego ręce mocno zaciskały sie na materiale mojej bluzki, łzy nieustannie kapały na moje ramie. Nawet nie wyobrażasz sobie jak potwornie sie czułam, gdy widziałam go w taki stanie i nie mogłam nic na to poradzić. Tu na nic zdałoby sie, pocałowanie bolącego miejsca jak to było z kolanem. Tu nie mogłam nic zrobić. Potem, gdy Hazz sie trochę uspokoił powiedział co sie stało, a ja nie mogłam w to uwierzyć. Przecież wydawałaś sie taka idealna. Miałaś klasę, wdzięk, nienaganne maniery, a tu zdrada, która psuła cały ten perfekcyjny obrazek. Po tym co powiedział Harry rzuciłam kilka niezbyt miłych epitetów o tobie, jednak teraz wiem jaki wielki był to błąd. Widzę jak bardzo starasz sie odpokutować za swoje grzechy, chcesz żeby Harry był szczęśliwy. Przedkładasz jego szczęście przed swoje i starasz sie jak możesz, żeby wszystko było dobrze, ale nie powinnaś przesadzać. Widzę, że boisz sie wykonać jakikolwiek ruch, by go nie zranić, ale Harry nie jest z porcelany. On jest już dorosły, a ty nie możesz całe życie ze wszystkim radzić sobie sama. Musisz przestać sie samo biczować. To nic nie da i tylko psuje wasze relacje. Harry nie pokochał cię, bo sie z nim zgadzałaś. Pokochał cie, bo nie bałaś sie powiedzieć mu prawdy i jeśli chcesz, żeby wszystko wróciło do normy, zachowuj sie jak wcześniej. Bądź władcza, nieco arogancka i bezczelna, bo to właśnie ty.
(T.I): Nie wiem czy potrafię taka być.- wyznała spuszczając wzrok.
A: Nie gadaj głupot. Obie wiemy, że potrafisz.- skwitowałam na co sie zaśmiałyśmy.
A: Tylko niech ta rozmowa zostanie między nami.
(T.I): Oczywiście.
H: Jaka rozmowa?- zapytał wchodząc do pokoju.
(T.I): Babska. Po za tym nie musisz wszystkiego wiedzieć.- odparła pokazując Harremu język.

*(T.I) 28 marca*
Obiecałaś Harrem, że zostawisz w spokoju sprawę filmu z jego urodzinach. Na początku rzeczywiście nie szukałaś dziury w całym, ale idąc za radą Anne postanowiłaś być sobą i odkryć prawdę. Z resztą i tak wiedziałaś czyja to sprawka. Teraz musiałaś tylko zdobyć dowody. Spotkałaś sie z Maxem, czyli technikiem, który miał włączyć ten nieszczęsny film. Max doszedł do wniosku, że był tam wtedy nowy pracownik obsługi balu, który drugi raz już sie nie pojawił. Nie miałaś jednak dowodów, że to on, więc postanowiłaś, że odpuścisz. Jednak gdy byłaś już w drodze do wyjścia w oczy rzuciła ci sie kamera. Postanowiłaś więc sprawdzić monitoring. Niestety nikt nie chciał ci go udostępnić. Będą tak blisko rozwiązania sprawy nie chciałaś sie poddać. Schowałaś sie w kanciapie ze szczotkami i czekałaś na odpowiedni moment. Gdy akurat ochroniarz wyszedł z pokoju z monitoringiem, ty wślizgnęłaś sie tam i odszukałaś w archiwum nagranie z waszego balu. Następnie włączyłaś przyspieszenie od godziny 23.00. Rzeczywiście, ktoś podmienił płyty. Zatrzymałaś film na ujęciu twarzy tego mężczyzny i wydrukowałaś obraz. Potem wyłączyłaś archiwalne nagranie i niepostrzeżenie wróciłaś do pracowni Maxa. Jak sie dowiedziałaś mężczyzna ze zdjęcia miał na imię Daniel Foxtil. Następnie podziękowałaś Maxowi za pomoc i wróciłaś do domu. W intrenecie odszukałaś tego całego Daniela. Z Twittera dowiedziałaś sie, że pracuje on w SyCo i czemu cie to nie dziwiło. Potwierdziło to tylko twoje przeczucie, na czyje zlecenie Daniel podmienił płyty. Robiąc całe to śledztwo czułaś sie trochę jak detektyw, a trochę ja dziecko. Może to co zrobiłaś było głupie i nieodpowiedzialne, ale sie udało. Dziś zaś postanowiłaś ostatecznie zakończyć te idiotyczną grę z Simonem. Teraz jesteś pod jego gabinetem i czekasz na jego przyjście. Minuty przed w poczekalni dłużyły sie niemiłosiernie. W końcu po ponad godzinie czekania Cowell zjawił sie.
S: Co ty tu robisz?- rzucił nieco zaskoczony twoim widokiem.
(T.I): Musimy porozmawiać.- oświadczyłaś wstając.
Sr: Mówiłam tej pani, że ma pan bardzo napięty grafik, ale ta pani uparł sie, żeby na pana zaczekać.- żaliła się sekretarka, gdy Simon przeglądał listy.
S: Skoro tu już jesteś to wejdź.- powiedział do ciebie i ruszył do gabinetu, a ty za nim. Następnie usidłałaś wygodnie na fotelu naprzeciwko Simona.
S: To czego ode mnie chcesz? Nie licz na to, że Harry znów do ciebie przyjedzie. To było tylko raz. I nie musisz mi dziękować.- odparł pewny siebie.
(T.I): Właściwie to mam coś dla ciebie.- opowiedziałaś i wyjęłaś z torebki płytę z feralnym filmem i zdjęcie Daniela Foxtila.
(T.I): Płytę zostawił twój kolega Daniel, a to jego słodkie zdjęcie, gdy ją podmienia.- dodałaś ze sztucznym uśmiechem.
S: Nie wiem o czym mówisz. Znów sobie coś ubzdurałaś..- odparł przeradzająca oczami. Co jak co, ale kłamanie opanował do perfekcji.
(T.I): Nie oszukujmy sie. Oboje wiemy, że kazałeś podmienić ten pieprzony film. Tylko zastanawia mnie po co? Przecież to mogło zaszkodzić opinii Harrego? Nic innego byś tym nie zdziałał..
S: Nie zawsze liczy sie cel.- rzekł z chytrym uśmieszkiem.
(T.I): Czyli co? Zrobiłeś to dla zabawy? Żeby mnie wkurzyć? Tak po prostu?- powiedziałam i zaśmiałam się niedowierzając własnym słowom, a co więcej temu, że mam rację.
S: Nawet nie wiesz jak było na to przyjemnie patrzeć. Przypomnij sobie minę Harrego. Ten zawód i zażenowanie w jego oczach. A te zawistne spojrzenia tych wszystkich ludzi? Patrzyli na ciebie jak na największe zło. I jeszcze ta genialna scena na środku sali, którą odwaliłaś. Bezcenne.- zaśmiał sie.
(T.I): Ty nie jesteś normalny. Ty naprawdę jesteś chory.. Działasz jak psychopata!- odparłaś z obrzydzeniem.
S: O nie! Tego nie możesz mi zarzucić! Na pewno nie działam jak psychopata!- uniósł sie gniewem.
(T.I): A jak to nazwiesz?!
S: Ośmieszeniem.- powiedział spokojnie, a ty spięłaś sie.- Brzmi znajomo prawda? Lubiłaś w ten sposób dopiec ludziom w liceum. Warto było?
(T.I): Nie. Wiesz co? Powiem ci jedno. Nie będę w to grać. Nie chcę. Nie będę sie denerwować. Jestem w ciąży i dobrze wiem, ze mi nie wolno. Skończ to, a jeśli nie cała ta sprawa trafi na policje, jak oczernianie osoby publicznej. I pozdrów ode mnie Daniela.- powiedziałaś i wyszłaś. Nienawidzę go! Nienawidzę go! Nienawidzę go! Krzyczałaś w duchu. Pieprzony palant, dobrze wiedział jak cie podejść. Wiedział za co najbardziej ci wstyd, co cie najbardziej denerwuje, a na dodatek osiągnął to co chciał. Najpierw wyprowadził cie z równowagi na balu, potem spokoju nie dawała Ci sprawa z tym filmem i jeszcze teraz cała drżysz ze złości. Nienawidzę go!-pomyślałaś opuszczając biurowiec.


Jupi! Laptop w końcu się włączył! ;3
No i mamy nowy rozdział i w sumie nie wiem co o nim sadzić..
Najlepiej będzie jeśli same to ocenicie ;)
Wiem jedynie, że bardzo ciężko mi się go pisało, ale jednak wysiłek się chyba opłacił.. ;p
Dziękuje za komentarze pod poprzednim rozdziałem <3
Pozdrawiam Mell ;*

sobota, 5 kwietnia 2014

Damn injustice

Mam strasznie zle wiesci..
Otoz. Zepsul mi sie laptop. Cholerstwo nie chce sie wlaczyc i niestety stracilam wszystko co mialam napisane :'c
Przepraszam was, ale nie wiem kiedy dodam rozdzial..
Strasznie mi glupio. Nie chcialam was zawiesc, ale znow to zrobilam :'(
Jeszcze raz przepraszam i obiecuje, ze jak najszybciej postaram sie napisac wszystko od nowa i cos dodac ;*
Zrozumiem jesli przestaniecie czytac tego bloga, ale jesli chcecie ponac zakonczenie prosze o cierpliwosc.
Jeszcze raz przepraszam Mell ;*


CHYBA WSZYSCY SIE ZAWIEDLISMY :'C