niedziela, 30 marca 2014

58. I have to live on

*Perrie 13 lutego*
Minął tydzień od wyjazdu One Direction i szczerze powiedziawszy nawet nie zauważyłam kiedy. Dzień w dzień od świtu do zmierzchu byłam na próbach zespołu. Nie powiem pracowałyśmy bardzo ciężko. W półtora miesiąca współpracując z tekściarzami napisałyśmy 12 piosenek. Jak sie dowiedziałam kilka dni temu, w trasę ruszamy 17 lutego. Moja mama, Johnie i Zayn już wiedzą, ale teraz muszę powiedzieć (T.I). Z takim właśnie zamiarem pojechałam dziś do willi 1D. Pukając do drzwi przez myśl przeszło mi, żeby jednak uciec i powiedzieć jej kiedy indziej, ale nim zdążyłam coś zrobić w progu pojawiła sie (T.I).
(T.I): Cześć!- powiedziała wesoło i wpuściła mnie do mieszkania. Dziewczyna wyglądała.. Jakby to ująć.. Inaczej? Tak inaczej to odpowiednie słowo. Zamiast jeansów, które zwykle nosiła miała na sobie luźne dresy i rozciągniętą bluzkę. Włosy miała związane w niechlujnego koczka i były one przetłuszczone. Jednym zdaniem, była nieogarnięta.

P: Cześć.- odparłam i zamknęłam za sobą drzwi.
(T.I): Napijesz sie czegoś?
P: Może kawę.
(T.I): Już sie robi. To idź do salonu, a ja do ciebie dołączę.- zaradziła i chwilę później zniknęła w kuchni. Ja natomiast udałam sie do salonu. Wszędzie tam były porozkładane książki, notatki, brudne kubki. Jednym słowem było tam wszystko z wyjątkiem porządku. Szczerze mówiąc mieszkanie wyglądało, jakby (T.I) nie wychodziła z niego od tygodnia. Usiadłam na sofie, a chwilę później w pomieszczeniu pojawiła sie (T.I).
(T.I): Przepraszam za bałagan, ale przygotowuję sie do grupowego projektu.- powiedziała zbierając wszystkie rzeczy ze stolika kawowego.
(T.I): A co u ciebie? Jak próby? Dawno u mnie nie byłaś...
P: Próby idą świetnie. I nie przesadzaj byłam tu w.. Eee..
(T.I): W zeszłym tygodniu.- dokończyła za mnie i wyszła z salonu.
P: Przecież ty też mogłaś mnie odwiedzić!
(T.I): Fakt!-krzyknęła z kuchni, a chwilę później była z powrotem niosąc dwa parujące napoje.
P: A ty w ogóle gdzieś wychodziłaś przez tydzień?- zapytałam rozglądając sie po pokoju.
(T.I): Jasne. Byłam w sklepie i na uczelni.- odparła zajmując miejsce obok mnie.
P: A właściwie czego dotyczy ten projekt?
(T.I): W zasadzie chodzi o to, czy środki masowego przekazu pobudzają nieletnich do przestępstw, ale to bardziej obszerny temat. Chwila.. Chcesz tego słuchać?
P: Jasne. Kto wie, może kiedyś pójdę w twoje ślady.- zaśmiałam sie, a chwile później (T.I) rozpoczęła wykład na temat swojego projektu. Nie bardzo interesowało mnie o czym mówi (T.I). Znaczy nie to, ze jej nie słuchałam. Po prostu byłam myślami gdzie indziej. Jednak chciałam jak najbardziej odwlec to, po co naprawdę tu przyszłam. Chyba po prostu bałam sie jej powiedzieć, ze pojutrze wyjeżdżam. Minęło około 30 minut, a (T.I) kończyła swój monolog o wpływie mediów na kryminalność nastolatków. Martwiłam sie, że już za chwile będę musiał powiedzieć jej po co sie tu zjawiłam, jednak dziewczyna dostała SMS od Harrego z prośbą, by weszła na Skypa. Tak wiec chwilę później obje zasiadłyśmy przed komputerem i urzadziłyśmy sobie wideo-spotkanie z One Direction. Rozmawiałyśmy z chłopcami jakieś 2 godziny i w sumie nareszcie miałam okazje, by dłużej porozmaiwać z Zaynem. Przez jego trasę i moje próby mogliśmy zamienić jedynie kilka słów, ale za to przez całe dnie esemesowalismy. Niby to marne pocieszenie, ale zawsze coś. Po zakończeniu rozmowy z chłopcami chciałyśmy coś zjeść. (T.I) postanowiła, że zrobi spaghetti, a ja jej w tym pomogę. Gdy posiłek był gotowy zjadłyśmy go, a następnie postanowiłyśmy obejrzeć film. Wybrałyśmy jakąś komedie romantyczną. Podczas filmu (T.I) to zanosiła sie śmiechem to płakała, a ja siedziałam tam i w sumie nie wiedziałam o czym jest film. Patrzyłam na ekran, ale właściwie nie zwracałam uwagi na aktorów i na to co mówią. W pewnym momencie (T.I) zatrzymała film i spojrzała na mnie.

WŁĄCZ! No weź włącz, bo nie będzie nastroju ;p
(T.I): Co sie dzieje?
P: Nic..
(T.I): Przecież widzę. Odkąd przyszłaś jesteś nieobecna..- tak. (T.I) nie dało sie oszukać. Ona zawsze w jakiś przedziwny sposób wiedziała co sie naprawdę z kimś dzieje. Może to dlatego, że potrafiła patrzeć? Zawsze zwracała uwagę na detale, których normalny człowiek by nie zauważył. I znów odpłynęłam. Na ziemie wróciłam dopiero, gdy brunetka trąciła mnie w ramię.
(T.I): Powiedz w końcu co cie gryzie.
P: Dobra.. Przecież i tak będę musiała to zrobić. Więc tak.. Pamiętasz jak mówiłam ci, ze piszemy piosenki, bo będą potrzebne w trasie koncertowej?
(T.I): Jasne..- odparła z wyrazem twarzy typu "masz mnie za idiotkę czy co?"
P: Ta trasa zaczyna sie już niedługo.
(T.I): Niedługo to znaczy kiedy?- zapytała spoglądając na mnie badawczo.
P: Tylko sie nie złość..- dziewczyna skinęła głową, a ja kontynuowałam- Koncerty zaczynają sie pojutrze.- ostrożnie spojrzałam na brunetkę, a jej twarz ukazywała coś co nie do końca rozumiałam. Jakby dziewczyna z jednej strony miała ochotę mnie zabić, a z drugiej strony z niewiadomej przyczyny powstrzymywała sie. Po chwili brązowooka powiedziała z nutką smutku w głosie.
(T.I): Czyli przyszłaś sie pożegnać?
P: Tak. Przepraszam, ze nie mówiłam wcześniej, ale jakoś nie było sposobności.
(T.I): Rozumiem.
P: Jak to? Nie wściekasz sie, że mówię ci dopiero teraz?
(T.I): Nie. Przecież będziesz robić to co kochasz. Po za tym zawsze wiedziałam, że ten dzień nadejdzie. Zawsze wiedziałam, ze przyjdzie moment, gdy będziemy musiały sie pożegnać. Teraz jesteśmy tutaj. Wszystko się zmienia. Ten rozdział się kończy, ale nasza historia dopiero się zaczyna. Teraz mamy przyszłość w naszych rękach. Obie mamy tyle marzeń i planów
, ale nie uda nam sie ich zrealizować, jeśli nie pójdziemy naprzód.- powiedziała, a po jej policzku spłynęła łza.
P: Przepraszam cię, że tak późno przyszłam sie z tobą pożegnać, ale ja po prostu nie chciałam tego robić. Jednak wiem, że masz racje. Musze ruszyć z miejsca.
Więc idę naprzód. Wiesz.. Będę miała w sobie wszystkie nasze dni. Te dobre i te złe. Czas który dzieliłyśmy, miejsca w których byłyśmy. To wszystko zmieniło moje życie. Dzięki tobie sie nie pogubiłam i dzięki tobie zawsze będę mieć wspomnienia, w których znajdę to kim chcę by
ć.
(T.I): Tak bardzo chciała nie płakać.. Cholera jasna..- zaklęła i otarła łzy.-
Być może będziemy rozdzielone, ale mam nadzieję, że ty wiesz
, że będę z tobą gdziekolwiek pójdziesz.- dodała łamiącym sie głosem, a ja po prostu ja przytuliłam. Cholernie trudno jest mi pożegnać sie z kimś kogo kocham jak siostrę.
P: Wiesz co..?- wybełkotałam płacząc i pociągając nosem.
(T.I): Hymm?
P:
Zawsze wiedziałam, że po tych wszystkich latachdzie śmiech i będą łzy, ale nigdy nie sądziłam, że odejdę z taką radością, ale i
z takim bólem (T.I): Przestań już tak gadać.. Przecież nie żegnamy się na zawsze. Pewnego dnia będziemy się z tego śmiać, a teraz płaczemy jak głupie.- powiedziała starając sie choć trochę opanować.
P: Nie (T.I). My płaczemy, b
o tak trudno jest powiedzieć 'żegnaj'...- skwitowałam i wtuliłam sie w brunetkę. To pożegnanie to nie jest zwykłe 'do zobaczenia'. To jest coś znacznie gorszego. Choć żadna z nas tego nie powiedziała teraz następuje swego rodzaju koniec naszej przyjaźni. Z dzisiejszym dniem nastąpi to czego zawsze sie tak bałam. Podjęłyśmy decyzje i nasze drogi sie rozchodzą i już nigdy nie będę ze sobą tak bardzo splecione jak dotychczas. Dziś jest ostatni dzień nierozłącznego duetu Elena&(T.I). Jednak nie znaczy to, że przestanę kochać tą głupią wariatkę...



*(T.I) 20 lutego*
Czas mijał. Dla ciebie każda minuta dłużyła sie jak godzina. Odkąd Pezz wyjechała, nie mogłaś znaleźć sobie miejsca. Do szału doprowadza cię monotonność. Ciągle masz wrażenie, że przeżywasz ten sam dzień. Wstajesz, sprzątasz, uczysz sie, jesz obiad, a potem szwędasz sie z pokoju do pokoju. Czasami wyjdziesz na spacer i tak w kółko. Wykańcza cie bezczynność. Męczy cie oglądanie durnych filmów, nawet robienie zdjęć nie cieszy cie jak kiedyś. Za wszelka cenę chcesz mieć jakieś zajęcie, żeby nie myśleć. Nie myśleć o Pezz, o Harrym, o tym, że jak bardzo ci ich brakuje. Z Perrie właściwie sie nie kontaktujesz. Może raz czy dwa udało ci sie porozmawiać z nią przez telefon. Z Harrym zaś codziennie odbywacie rozmowę na wideo-czacie. Cieszyłaś, że choć w taki sposób możesz z nim być. Choć przez chwilę możesz widzieć jego uśmiech, słuchać jego głosu, cieszyć sie jego szczęściem. Chłopak jeszcze ani razu nie opuścił "waszego spotkania". Nawet jeśli był bardzo zmęczony znalazł chwilę, by wejść na Skypa. Krajało ci sie serce, gdy widziałaś go pół przytomnego po koncercie.


Czasami oczy same mu sie zamykały, a on nadal chciał z tobą rozmawiać. Oczywiście nie pozwoliłaś mu na to. Z każdym razem, gdy widziałaś, że zielonooki ledwo żyje, wysyłałaś go do łóżka. Mimo, że bardzo chciałaś, żeby Hazz był na wideo-czacie jak najdłużej, wiedziałaś, że jego zdrowie i samopoczucie jest ważniejsze. A jak było naprawdę? Naprawdę umierałaś za każdym razem kiedy kończyliście rozmowę. Wiele razy chciałaś powiedzieć: "Nie zostawiaj mnie ze sobą samą. Nie widzisz, że boję się ciemności i moich demonów." Lecz przy Harrym starałaś sie być silna. Jednak czułaś sie jakbyś krzyczała, ale nikt cie nie słyszał. Tęsknota za Harrym wypełniała każdą cząstkę ciebie. Nie wiedziałaś, że ktokolwiek może być dla ciebie tak ważny, że będąc bez niego czułaś sie nikim. To beznadzieje położenie. Nikt nigdy nie zrozumie, jak bardzo to boli. Nie możesz znieść kolejnego dnia, żyjąc tu bez Harrego. Jesteś tu sama i nikt nawet nie wie co właśnie przeżywasz. Niby wszysko jest w porządku, ale jakiś głos podpowiadał cie, że nic już nie będzie dobrze. Czujesz to w sercu, duszy, umyśle. W takich chwilach zamykasz oczy, wyobrażając sobie, że Harry siedzi obok ciebie. Lecz gdy ponownie je otwierasz, widzisz tylko pusty pokój. A kiedy jest już po wszystkim, niemal pragniesz, żeby wróciły te złe rzeczy, bo razem z nimi przyjdą też dobre. Nie mogłaś nadal tu siedzieć. Zerwałaś sie z fotela, narzucałaś na siebie płaszcz i wyszłaś z domu. Owiało cie mroźne powietrze. Na dworze świeciło słonce, które odbijając sie do śniegu oślepiało. Ulice pełne były ludzi, którzy beztrosko spacerowali wykorzystując ładną pogodę. Ty zaś chciałaś jak najszybciej znaleźć sie w miejscu, gdzie jest jedyna osoba, która kiedykolwiek naprawdę cie rozumiała. I tak po 20 minutach znalazłaś się na cmentarzu. Powolnie przemierzałaś wąskie ścieżki między grobami, aż w końcu dotarłaś do celu. Stanęłaś przed postumentem, na którym napisane było Kyle Scott. Usiadłaś na ławce i wpatrywałaś sie w kamienna tablicę.
(T.I): Dawno cie nie odwiedzałam...- westchnęłaś. To prawda. Nie byłaś tu od początku roku. Może nie miałaś czasu, a może chciałaś zwyczajnie od tego uciec. Wymazać z pamięci, że Kyle zginął przez ciebie i uśpić ból, który sprawia ci patrzenie na jego grób. Tak czy inaczej to nic nie dało. Taka ucieczka była bezsensowa, bo za każdym razem gdy szłaś dziedzińcem uczelni uderzały w ciebie wspomnienia związane z Kylem.
(T.I): Wiec.. Pewnie zastanawiasz sie po co przyszłam. Po prostu tęsknię i.. I nie radzę sobie. Tak wiem znów cie wykorzystuję. Przepraszam. Po prostu muszę z kimś pogadać.. Nawet nie wiesz ile bym dała, żebyś znów tu był..- wyznałaś, a po twoim policzku spłynęła łza.
(T.I): Wiesz, gdybyś tu był zapewne postawiłbyś mnie do pionu..- powiedziałaś wycierając łzy i śmiejąc sie jednocześnie na wspomnienie tego jak Kyle cie pocieszał. On nigdy na ciebie nie naciskał, tylko był przy tobie. Rozśmieszał cie i sprawiał, że twoje myślenie sie zmieniało. Może to, żałosne, ale i tym razem liczysz na jego pomoc..
(T.I): Wiesz co męczy mnie najbardziej..? Że jestem niepotrzebna. Marnuję czas siedząc w domu i nieustannie tęskniąc za wami wszystkimi, a tak naprawdę to niczego nie ułatwia. Wręcz przeciwnie. Wszystko zaczyna sie walić. Oddaliłam sie od Pezz i El, umieram z tęsknoty za Harrym i tobą, a najgorsza jest świadomość, że wszystkim utrudniam życie. Wcześniej obarczałam innych swoimi problemami, ale teraz muszę uporać sie z tym sama. Muszę uporać sie ze sobą, a nie potrafię. Nie wiem co zrobić.. Błagam pomóż mi?!- mówiłaś zanosząc sie płaczem. Świetnie, to co robię jest irracjonalne i chaotyczne..- pomyślałaś. Lecz kolejna rzeczy, która przyszłą ci do głowy było to, że nieco ci ulżyło. W jakimś stopniu poczułaś sie lepiej. Pociągając nosem spojrzałaś na grób. Jakbyś oczekiwała jakiejś wskazówki czy znaku, jednak nic takiego nie nastąpiło. Siedziałaś jeszcze jakąś chwilę, a sekundę później gwałtownie wstałaś z miejsca i wybiegłaś z cmentarza.
(T.I): Co ja wyprawiam! To zakrawa o chorobę psychiczna!- powiedziałaś do siebie. Byłaś zawiedziona, a może bardziej zła. Inaczej to sobie wyobrażałaś. Myślałaś, że gdy tu przyjdziesz znajdziesz rozwiązanie problemu, ale tak sie nie stało. Zdenerwowana szłaś chodnikiem nie zważając na nic. Nagle wpadłaś na coś. Zachwiałaś sie lekko, ale szybko odzyskałaś równowagę, bo podtrzymałaś sie tablicy z ogłoszeniami. Miałaś odejść, gdy nagle stanęłaś w pół kroku. Twoją uwagę przykuła pomarańczowa kartka, na której było napisane


                              PRACA W WOLONTARIACIE!
24 lutego zostanie otwarta nowa przykościelna jadłodajnia.
Potrzebne osoby do pracy jako wolontariusze.
Chętnych zapraszamy do zakrystii w kościele pw. Św.Magdaleny.

I to było coś dla ciebie. Czym prędzej wróciłaś do domu, postanowiłaś ogarnąć sie i jeszcze dziś załatwić sprawę pracy w tej jadłodajni.

 

*Eleanor. 27 lutego*
Nareszcie miałam chwilę wolnego. Przez ostatnie dwa tygodnie harowałam jak dziki osioł. Po pracy w szkole, chodziłam na uczelnie i tak codziennie. Teraz jednak dzieci mają zimową przerwę, a ja chwilę dla siebie. Dziś spotykam sie z (T.I). Właśnie byłam pod naszą ulubioną kawiarnią. Wszedłszy tam, od razu zobaczyłam (T.I). Dziewczyna uśmiechnęła sie na mój widok, a gdy zajęłam miejsce obok niej przywitała sie równie wesoło.
(T.I): Cześć!- powiedziała i uścisnęła mnie.



E: Cześć.
(T.I): Zamówiłam ci late.- dodała gdy zajęła miejsce naprzeciwko niej.
E: Dzięki. Jak widzę humor ci dopisuje.
(T.I): Nie powiem, że nie.
E: Wiesz.. W sumie to bardzo dobrze. Ostatnio, gdy z tobą gadałam wydawałaś sie przygnębiona.. Właśnie. Nadal nie powiedziałaś mi o co chodziło?
(T.I): Eee tam.. Nie ma o czym mówić.- odparła upijając łyk gorącej czekolady
E: (T.I)!
(T.I): No co?- spojrzałam na nią ostrzegawczo, a dziewczyna po sekundzie dodała.
(T.I): Dobra. Już ci mówię. Wiec.. No cóż.. Głupio sie przyznać, ale ostatnio mnie poniosło..
E: To znaczy?
(T.I): Daj mi dokończyć. Jakby to ująć.. Pogubiłam sie i zaczęłam histeryzować. Wiesz czułam, że wszystkim zawadzam, a do szału doprowadzało mnie siedzenie w domu. Wykańczało mnie ciągłe myślenie...
E: To dlaczego nic mi nie mówiłaś?- przerwałam dziewczynie w pół zdania.
(T.I): Byłaś zajęta. Po za tym masz dość własnych problemów.
E: Nie mów tak. Przecież wiesz, ze zawsze znajdę dla ciebie czas.
(T.I): Tak, ale to nie o to chodzi..- rzekła nie patrząc na mnie.
E: A o co?
(T.I): O to, że tym razem musiałam poradzić sobie sama.
E: Naprawdę cie nie rozumiem. Ty lubisz sie katować, co? Czy ty nadal nie rozumiesz, że możesz na nas liczyć?- powiedziałam znacznie głośniej niż zamierzałam. (T.I) od razu zganiła mnie za to i odparła.
(T.I): Wiem, że mogę na was liczyć, ale teraz musiałam udowodnić sobie, że nadal nad sobą panuję. Nie wiesz jak to jest być w ciąży. W pewnym sensie traci sie siebie. Zaczynałam zapominać jak byłam przed tym wszystkim. Przecież byłam silna, a teraz płaczę z byle powodu. Nawet nie wiesz jak ciężko jest odróżnić to co czuję ja i to co wywołują hormony. Musiałam udowodnić sobie, że gdzieś na dnie nadal jestem sobą.- wyznała i zarumieniła sie lekko, gdy zdała sobie sprawę z tego jak sie przede mną otworzyła.
(T.I): Widzisz? Nigdy sie tak nie rozczulałam nad sobą, a ostatnio robię to cały czas. W każdym razie teraz jest już lepiej. I nie martw sie. Panuje nad sytuacją.
E: Niby w jaki sposób?
(T.I): Znalazłam sobie zajecie. Od tygodnia pracuje w wolontariacie. W takiej jadłodajni dla ubogich. Wydaję im posiłki. Praca nie jest ciężka, a ja przynajmniej nie mam czasu myśleć o głupotach.
E: Jeśli jesteś szczęśliwa to w porządku.- odrzekłam upijając kolejny łyk kawy.
(T.I): Tylko niech to pozostanie między nami.- dodała dziewczyna spoglądając na mnie wyczekująco.
E: Jasne. Masz to jak w banku. O a propos... Hazz przelał ci pieniądze na zaliczkę?
(T.I): Tak. To może chodźmy już załatwić te formalności.- zarządziła, a sekundę później opuściłyśmy kawiarnie. Następnie skierowałyśmy się do biura pani Andrews. Będąc na miejscu sekretarka skierowała nas od razu do gabinetu Meggan. Wnętrze pomieszczenia było przytulnie urządzone. Ściany pokoju Meggan były pokryte beżową farbą, zasłony w oknach i meble były kremowe. Zastałyśmy pani Andrews za biurkiem. Kobieta około czterdziestki siedziała przed komputerem. Lecz gdy weszłyśmy oderwała sie od niego i obdarzyła nas pokrzepiającym uśmiechem. W tej chwili był on nam potrzebny, bo nieco się denerwowałyśmy.
(T.I)&E: Dzień dobry.- przywitałyśmy się i zajęłyśmy miejsca naprzeciwko Megg.
Mg: Witam. Jestem Megg Andrews i zorganizuję wasze śluby.
(T.I): Jestem (T.I) (T.N), a to Eleanor Calder.
Mg: To jak wyobrażacie sobie wasze wesela?
(T.I): Jeśli chodzi o mnie to chcę postawić na elegancki minimalizm.
E: Ja chcę, żeby wesele łączyło rodzinną atmosferę, nieco przepychu i nowoczesności.
(T.I): Obie uroczystości muszą być z klasą i na poziomie.- podsumowała (T.I). Fakt. Mimo, że Harry i Louis dali nam wolną rękę, nie mogłyśmy przesadzić.
Mg: Rozumiem.- odparła spoglądając na nas znad laptopa.- Pierwszą rzeczą, którą musimy ustalić jest data waszych ślubów?
E: Mnie pasowałby jakiś termin w czerwcu.- blondynka szukała czegoś w komputerze, a chwilę później odparła.
Mg: Jedyny wolny termin to 7 czerwca. Pasuje ci Eleanor?
E: Tak!- odparłam entuzjastycznie. Zbyt entuzjastycznie.
Mg: Powiedz mi, kto będzie twoja druhną i gdzie chcesz mieć ślub?
E: Moja druhną będzie (T.I), a drużbantem Louisa będzie Harry Styles. Myślę, że chciałbym, żeby ślub i wesele odbyło sie w hotelu Plaza.- mówiłam, a Megg wszystko skrupulatnie notowała.
Mg: Dobrze. Na razie to wszystko. Przejdźmy teraz do ciebie (T.I).
(T.I): Jest jakiś wolny termin w lipcu?
Mg: Tak.. 12 i 26 lipca. Który wybierasz?
(T.I): Emm.. 26.
Mg: Teraz miejsce ślubu i świadkowie?
(T.I): Chciałbym, żeby ślub odbył sie w kościele Św. Magdaleny, a wesele w jakiejś restauracji. Świadkowie to Perrie Edwards i Niall Horan.
Mg: Okej.. Za chwilę wydrukują sie umowy, a teraz powiem wam co musicie zrobić. Otóż.. Tu macie katalogi z wariantami zaproszeń, restauracjami, salonami sukien ślubnych i wiele innych.- powiedziała podając nam torby wypchane książkami, po czym kontynuowała.- Do waszych ślubów zostało niewiele czasu, wiec proponowałbym, żebyście jak najszybciej zrobiły listę gość. Dobrze byłoby jeśli dostarczyłybyście je w następnym tygodniu. Potem będzie już z górki, bo wynajmiemy odpowiednie restauracje, zamówimy catering i zadecydujemy jakie wybrać dekoracje. Każdą zamówienie możecie zmienić cały czas. Jednak byłabym wdzięczna, gdybyście nie zmieniały zdania co dzień. Dlatego proszę dobrze przemyślcie swoje wybory.- przerwała na chwile i odwróciła sie do drukarki.
Mg: Podpiszcie sie tu.- wskazała prawy dolny róg kartki, a my szybko wykonałyśmy jej prośbę.
Mg: Proszę też o wpłatę zaliczki w wysokości 500£. Najlepiej byłoby gdybyście uregulowały wpłatę w ciągu 5 dni roboczych. Macie jakieś pytania?
(T.I): Myślę, że na razie nie. Dziękujemy. - powiedziała brunetka i miałyśmy wychodzić, ale Meggan nas zatrzymała.
Mg: Prawie zapomniałam. Tu macie mój e-mail i numer telefonu.- dodała podając nam swoja wizytówkę.
E: Jeszcze raz dziękujemy.- odparłyśmy i uściskałyśmy dłoń kobiety. Następnie opuściłyśmy budynek i wyszłyśmy na ulicę.
(T.I): To teraz zacznie sie zabawa.- sfinalizowała dziewczyna, po czy ruszyłyśmy w stronę jej samochodu.


Nowy rozdział i przyznam, ze jestem z niego w 100% zadowolona ;)
W sumie chyba, żadna z was nie spodziewała się takiego obrotu spraw.
Pezz wyjechała, a (T.I) zaczyna szukać prawdziwej siebie, no i na koniec planowanie ślubu ;p
Chyba nie wyszło mi to wszystko tak tragicznie? xd
W każdym razie czekam na wasze opinie i dziękuję za komentarze pod poprzednim postem ;*
Pozdrawiam Mell <3


niedziela, 23 marca 2014

57. Prom

*(T.I) 24 stycznia*
Dziś ty i Hazz mieliście iść na wizytę u ginekologa. Była 9.00, więc mieliście jeszcze 30 minut. Ty byłaś już gotowa i popijałaś z Pezz herbatę, zaś Hazz jak zawsze odkładał wszystko na ostatnią chwilę i teraz w pośpiechu szykował sie do wyjścia. 10 minut później założyłaś buty oraz płaszcz i czekałaś na Harrego. Chłopak schodził właśnie po schodach, zapinając pasek od spodni.
(T.I): Mamy 20 minut, więc radzę ci sie pospieszyć.
H: Jeszcze chwilka Kochanie.- powiedział, bo czym narzucił na siebie płaszcz i wyszliście. Chłopak był wyraźnie zdenerwowany. W drodze do auta kilkakrotnie upuścił kluczę. Wsiadłszy do samochodu zapięliście pasy, a następnie Hazz odpalił silnik. Droga minęła wam szybko i nim sie obejrzałaś byliście pod kliniką. Wysiadłszy z samochodu, Hazz zamknął go i splatając wasze palce poprowadził cie do wnętrza budynku. Dotarłszy pod pokój 27 usiedliście w poczekalni. Harry prawie sie nie odzywał, za to coraz mocniej ściskał twoją rękę. Chwilę później chłopak wstał i zaczął chodzić w te i z powrotem po korytarzu. Para, która przyszła zaraz po was patrzyła na niego dziwnie, a ty w końcu podeszłaś do swojego chłopaka.
(T.I): Harry bardzo cieszę sie, że jesteś tu ze mną, ale błagam cię opanuj się. To tylko wizyta kontrolna.
H: Wiem, ale co jeśli z dzieckiem jest coś nie tak?- powiedział pełen zmartwienia, a w jego oczach pojawiło się coś na kształt strachu.
(T.I): Przyszliśmy tu po to, żeby dowiedzieć sie czy wszystko jest w porządku, prawda?- zapytałaś lekko rozbawiona całą sytuacją.
H: Tak masz racje. Niepotrzebnie panikuję.- odparł, a ty wzięłaś go za rękę i wróciliście na swoje miejsca. Szczerze mówiąc Hazz nieraz zachowuje sie jak dziecko. Niby jest od ciebie starszy, ale czasem po prostu mu odbija, jednak w jego wykonaniu to całkiem słodkie.
G: Pani (T.N).- usłyszałaś, a chwile później ty i Hazz znaleźliście sie w gabinecie ginekologicznym.
G: Nareszcie mam przyjemność poznać tatusia.- zaśmiał sie lekarz siadając za biurkiem.
H: Tak. Harry Styles. Miło mi.- odparł Hazz i wyciągnął rękę do mężczyzny. Ten uścisnął ją i dodał.
G: Przyznam, że nie spodziewałem sie, że ogłosi pan coś takiego na sylwestrowym koncercie.
H: Oglądał pan nasz występ?
G: Nie. Córki opowiadają o tym cały czas. Całe szczęście, że nie wiedzą, że ja prowadzę przypadek pana narzeczonej. Wtedy zapewne co dzień przychodziły by do mnie do pracy i nie dałyby mi żyć w spokoju dopóki bym ich z panem nie zapoznał.
H: Ale to żaden problem. Chętnie bym je poznał.
G: Niech pan mi wierzy lepiej będzie jeśli one o niczym nie wiedzą.- zaśmiał sie lekarz, a po chwili dodał.- Pani (T.I) proszę sie położyć.- chwilę później cała wasz trójka znalazła sie przy maszynie do USG. Ty podwinęłaś bluzkę, a ginekolog wylał na twój brzuch nieco żelu. Właśnie miał zacząć badanie, gdy nagle odezwał sie.
G: Pan się chyba bardzo denerwuje?
H: Nie. Skąd ten pomysł?
G: A no stąd, że zasłania mi pan ekran. Proszę stanąć z drugiej strony.
H: Ohh.. Przepraszam- odparł speszony i przeszedł we wskazane miejsce. Ty wyciągnęłaś do niego rękę, a on ochoczo ją uścisnął.
G: Proszę sie nie martwić. Wszystko jest.. Wielkie nieba!
(T.I): Coś nie tak z dzieckiem?- zapytałaś gorączkowo, a lekarz nie odpowiedział tylko podszedł do biurka. W tym momencie prawie stanęło ci serce. Doktor Mayers nie odpowiadał tylko mruczał pod nosem coś w stylu "Jak to sie mogło stać?". Mężczyzna zszokowany spoglądał co chwila na monitor co chwila na twoją kartę pacjenta.
H: Proszę pana co sie stało?- ponaglał Harry, a lekarz w końcu spojrzał na was znad karty i powiedział.
G: Naprawdę nie wiem jak doszło do takiej pomyłki, ale jest pani w piątym miesiącu ciąży, a nie w czwartym.
(T.I): Pan mówi poważnie?
G: Tak. Musiałem pomylić sie w wyliczaniu trymestrów. Najmocniej przepraszam.
H: Ale jeśli to piaty miesiąc to czy z dzieckiem wszystko dobrze?
G: Tak. Proszę niech państwo spojrzą.- powiedział i wskazał ciemniejszy obszar na monitorze.
G: Tu jest główka i serduszko. Póki co dziecko rozwija sie prawidłowo. Proszę wytrzeć brzuch.- powiedział i podał ci papierowe ręcznik. Ty zrobiłaś to co kazał po czym razem z Harrym zajęliście miejsce naprzeciwko doktora Mayersa.
(T.I): Skoro jestem w piątym miesiącu ciąży to kiedy będę miała datę porodu?
G: Wygląda na to, że 17 maja. Naprawdę nie wiem jak mogłem sie tak pomylić. Przepraszam.
(T.I): Nic sie nie stało. A kiedy mamy przyjść na następną wizytę?
G: 17 lutego.
H: Dziękujemy doktorze Mayers.- powiedział wyciągając rękę do ginekologa.
G: Naprawdę nie ma za co. I jeszcze raz przepraszam za tą pomyłkę.
(T.I): Nic się nie stało. Do widzenia.
G: Do widzenia.- odparł mężczyzna, a chwilę później opuściliście jego gabinet.
(T.I): Mówiłam ci, że nie ma sie czym denerwować.- powiedziałaś uśmiechając sie do Harrego.
H: No tak.. Muszę przyznać trochę spanikowałem.
(T.I): Trochę..?
H: No dobra. Może nie tak trochę.- odparł i wyszliście na dwór, a w tym samym momencie rozbłysły flesze. Ty nie wiedziałaś co sie dzieje, ale myślałaś, że zaraz komuś zawalisz. Ci pieprzeni paparazzi zniszczą każdą chwilę. Ich naprawdę nie obchodzi w jakim momencie życia zrobią zdjęcie. Liczy sie tylko kasa. Dziennikarze zadawali wam mnóstwo pytań. Każdy czegoś od was chciał, ale Hazz nie zatrzymał sie nawet na sekundę. Mocno trzymał cie za rękę i prowadził od samochodu nie zważając na fotografów. Znalazłszy sie w aucie, Hazz szybko odjechał.
(T.I): Skąd oni wiedzieli, że tu będziemy?
H: Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
(T.I): To już zawsze będzie tak wyglądało?
H: O czym mówisz?
(T.I): Oni zawsze będą robić takie zamieszanie? Nie będziemy mieli nawet chwili prywatności?
H: Nie. Nie pozwolę na to. Kochanie tylko proszę cie pamiętaj, że jeśli kiedykolwiek jakiś paparazzi cie zaczepi i będzie o coś pytał nie odpowiadaj.
(T.I): Jasne. Przecież wiem, że rozmowa z nimi nie prowadzi do niczego dobrego.- odpowiedziałaś, a potem zamilkliście. Hazz chyba dopiero teraz zobaczył gorszą stronę tego, że ogłosił całemu światu, że jesteś w ciąży. Teraz już zawsze gdzielowiek sie ruszycie paparazzi będą podążać za wami. No cóż przecież taki wybraliśmy sobie los- pomyślałaś.

*Dawa tygodnie później.*
Nim sie obejrzałaś, a przyszedł czas wyjazdu chłopców w Where We Are Tour. Tak naprawdę nie zdążyłaś sie jeszcze nacieszyć Harrym, a już musiałaś sie z nim pożeganać. Chłopcy mieli jeszcze chwile do odlotu. Teraz wszyscy siedzieliście w salonie i czekaliście na wana, który zabierze chłopców na lotnisko. Na dużej sofie siedział Louis i El oraz Zayn i Pezz, na mniejszej kanapie Liam i Niall, a ty i Harry siedzieliście na fotelu. Byłaś wtulona w Harrego. Podczas gdy wszyscy ustalali termin waszego pierwsze spotkania podczas trasy, ty przyglądałaś sie Harremu. Chciałaś dokładnie zapamiętać każdy jego szczegół. To jak wygląda, jak pachnie, to w jaki sposób się śmieje. Dobrze wiedziałaś, że na długo będzie ci musiała wystarczyć jedynie rozmowa przez wideo-czat, a wtedy nie będziesz mogła go dotknąć, zasmakować jego ust, nie będziesz mogła przy nim być. I chyba tego będzie ci najbardziej brakowało. Jego obecności. Tego, że cały czas przy tobie jest i w każdej chwili jest gotów ci pomóc. Będzie brakowało ci tego poczucia bezpieczeństwa, pewnego rodzaju ukojenia, które czujesz gdy Hazz jest blisko.
Li: A tobie pasuje ten termin (T.I)?
(T.I): Ale jaki?- odparłaś wracając na ziemię.
N: Weekend 9 marca. Będziesz wtedy mogła przylecieć do Seattle?
(T.I): Tak. Chyba tak.- nagle usłyszeliście klakson samochodu.
Z: Panowie czas na nas.- stwierdził, a chłopcy zaczęli powoli wstawać.
(T.I): Będę tęsknić Harry.- powiedziałaś wtulając sie w swojego chłopaka. On jedynie mocniej cie do siebie przytulił i potarł cię ręką po plecach.
H: Ja też Skarbie. Ja też.- odparł i pocałował cie w usta. Najbardziej nie lubiłaś tego rodzaju pocałunku. Pocałunku na pożegnanie. Po nim zawsze pozostaje pragnienie dalszych pieszczot i pustka w środku, bo dobrze wiesz, że nie prędko będzie ci dane znów poczuć jego usta.
H: Kocham cie.
(T.I): Też cie kocham Harry, ale proszę nie przedłużajmy tego. Po prostu powiedzmy do zobaczenia i idź.- rzekłaś bliska płaczu.
H: Do zobaczenia Skarbie.
(T.I): Do zobaczenie Harry.- odparłaś, a chłopak ostatni raz cie przytulił. Chwilę potem klękną przed tobą i złożył pocałunek, na twoim brzuchu i wyszeptała "Do zobaczenie maluszku". Potem wstał i trzymając cie za rękę, popatrzył ci w oczy całując cie ostatni raz. Gdy Hazz zniknął już za drzwiami po policzku spłynęła ci łza. Naprawdę będziesz tęsknić.
E: (T.I) my też musimy już lecieć. Ja na uczelnie, a Pezz na próbę.
(T.I): Rozumiem. Idźcie.- powiedziałaś, a Perrie zamknęła cie w uścisku.
P: Nie płacz. Oni wrócą.
(T.I): Wiem, ale i tak mi przykro, bo już tęsknię.
E: Rozumiem cie.- dodała i przyłączyła sie do waszego uścisku.
(T.I): Dobra idźcie już, bo sie spóźnicie.- odrzekłaś odprowadzając dziewczyny do drzwi.
P: Trzymaj sie. Wieczorem wpadnę.- dodała blondynka, a chwilę później zniknęła za bramą. Ty zostałaś sama w domu. To dziwne. Przed chwilą byłu tu pełno ludzi, a teraz jesteś tylko ty. To zupełnie tak samo jak z wyjazdem chłopców. Przecież tydzień temu świętowaliście urodziny Harrego i mimo komplikacji byłaś tak szczęśliwa.


Naprawdę nie wierzę, że to sie udało...- pomyślałam przekraczając próg sali balowej. Początkowo myślałam, że cały pomysł pójścia na bal w urodziny Harrego jest wyimaginowana bajką, ale jednak udało sie zrealizować mój plan. Tak więc właśnie w urodziny Harrego moje marzenie z dzieciństwa, by iść na bal z księciem spełniło sie. Przygotowania jednak nie były łatwe. Najpierw musiałam namówić chłopców na bal. Szczerze mówiąc poszło z tym znacznie łatwiej niż sie tego spodziewałam. Potem musiałam zorganizować pieniądze na kostiumy na bal i resztę wydatków związanych z moją niespodzianką dla Hazzy. Na szczęście moi rodzice okazali sie przychylni temu pomysłowi i pożyczyli mi pieniądze. Oczywiście zapewniłam ich, że oddam wszystko co do centa. Tak więc, gdy miałam już fundusze na kostiumy postanowiliśmy je zakupić. Również z tym mieliśmy trudności, gdyż ciężko było znaleźć dla mnie suknie. Jednak po rozszerzeniu w tali moja wymarzona czarna suknia była idealna.

Nie łatwe także okazało sie utrzymanie całego przedsięwzięcia w tajemnicy przed Harrym, gdyż zielonookiego wszędzie było pełno i koniecznie chciał wszystko wiedzieć. Mimo trudności wiem, że było warto. Mina Harrego, gdy powiedzieliśmy mu o planach na jego urodziny była bezcenna. Zielonooki był totalnie zaskoczony i nie wierzył, że wymyśliliśmy coś takiego. Może ktoś z was uzna, że to głupi pomysł na dwudzieste urodziny chłopaka, jednak my chcieliśmy spędzić tę noc inaczej. Chcieliśmy, żeby była ona wyjątkowa i żeby nie miała nic wspólnego ze zwykłą popijawą, którą zwykle kończyły sie nasze imprezy. Teraz gdy jesteśmy na balu, gdy obok mnie jest Harry, a wokół nas przyjaciele nic nie może zepsuć nam tej chwili. Staliśmy na schodach i właśnie mieliśmy ruszyć na dół, gdy Harry zatrzymał mnie. Chłopak spojrzał mi w oczy i powiedział.
H: Nie musiałaś tego wszystkiego robić.
(T.I): Ale chciałam.- odparłam, a chwilę później zeszliśmy na dół. Jednak żeby wszystko wyszło idealnie musiałam dopilnować tego osobiście. Punktem kulminacyjnym całego balu miał być oczywiście tort, a zaraz po nim chcieliśmy wyświetlić film z zdjęciami życia Harrego. Teraz jednak jest czas na rozpoczęcie balu i chwilę relaksu. Nagle rozbrzmiał głos wodzireja, który zapowiedział pierwszy taniec. Sekundę później wszyscy zebrani na sali wirowali w rytm muzyki. Przez pierwsze trzy godziny zabawa była wspaniała. W końcu jednak musiałam zostawić Harrego i dopilnować wszystkich drobiazgów związanych z ostatnimi niespodziankami. Najpierw poszłam na zaplecze upewnić sie, że z tortem wszystko w porządku. W kuchni rozmowa z kelnerami, którzy mieli wnieść ciasto, przedłużyła sie i nie zdążyłam sprawdzić filmu dla Harrego. Zaraz po tym jak pojawiłam sie z powrotem u boku Harrego wodzirej powiedział.
W: Drodzy państwo dzisiejszy dzień jest wyjątkowy, gdyż urodziny ma obecny tu Harry Styles. Chciałbym prosić o zaśpiewanie "Happy Birthday" dla niego. Wszystkiego najlepszego Harry.- zakończył, a chwilę później cała sala rozbrzmiała piosenką dla Harrego. W tym samym czasie wjechał również tort. Podczas, gdy kelnerzy go kroili, wszyscy podchodzili do Harrego i składali mu życzenia. Gdy wszyscy mieli już ciasto i zajęli swoje miejsca Hazz wszedł na scene i powiedział.
H: Z całego serca dziękuję wszystkim za życzenia. Sprawiliście, że zapamiętam ten wieczór do końca życia. Najgorętsze podziękowania jednak składam mojej dziewczynie (T.I), która wszystko zorganizowała. Dziękuje Kochanie.- powiedział po czym zszedł ze sceny i wrócił do stolika. Siedzieliśmy chwilę rozmawiając, gdy mężczyzna, który miał zająć sie wyemitowanie filmiku dał mi znak, że wszystko jest gotowe. Weszłam na scenę i zapowiedziałam ostatnią niespodziankę dzisiejszego wieczoru.
(T.I): Podsumowaniem całego wieczoru jest ten filmik, z twojego życia. Mam nadzieję, że ci sie spodoba.- powiedziałam i gdy wróciłam na miejsce filmik sie zaczął. Pierwsza część filmu związana z dzieciństwem Harrego była świetna. Wszyscy obecni zachwycali sie tym jak słodki był Harry będąc małym dzieckiem. Kłopoty zaczęły sie dopiero, gdy zaczęła sie część z życiem Harrego po wygraniu X Factor. To co zostało wyświetlenie był okropne i pokazywało Harrego z najgorszej strony. Przedstawiało Stylesa jako osobę zepsutą, zadufana w sobie i nieszanującą innych ludzi. Wywołało to ogromne poruszenie wśród zebranych, a ja poczułam napływającą falę łez. Wszyscy szeptali coś do siebie posyłając mi pogardliwe spojrzenia. Mój wzrok zatrzymał sie na Harrym, który był po prostu zszokowany. Najgorszy jednak miało dopiero nadejść. W momencie, gdy pojawiła sie informacja, że Harry śpi z kim popadnie, nie wytrzymałaś i postanowiłaś to przerwać.
(T.I): Stop! To nie jest film, który ja stworzyłam! Wyłacz to!- krzyknęłaś podchodząc do technika, który zajmował się emitowaniem tego nieszczęsnego filmiku.
(T.I): Jesteś nienormalny! Dlaczego nie włączyłeś płyty, którą ci dałam?!- wrzeszczałam na mężczyznę, a nagle poczułam, że jestem odciągana od technika. Wyszarpałam sie z objęć Louisa i upadłam na ziemię. W tej chwili nie myślałam o niczym innym jak o tym jakiego wstydu narobiłam Harremu. A przecież to miał być jego wieczór. Miło być tak idealnie. Chciałam, żeby choć ten jeden raz wszystko było normalne, ale nie. Nawet ten jeden pieprzony raz sie nie udało. Nie wytrzymałam i rozpłakałam sie. W tej samej chwili wodzirej powiedział.
W: A teraz wolna piosenka, dla dzisiejszego solenizanta.
H: Kochanie..- usłyszałam głos Harrego i niepewnie podniosłam głowę do góry. Zielone tęczówki chłopaka spoczywały na mnie. Brunet wyciągnął do mnie dłoń i pomógł mi wstać. Hazz popatrzył na mnie i kciukiem delikatnie otarł tusz spływający po moich policzkach. Jego dotyk sprawił, że przez moje ciało przeszedł dreszcz, a na moich ustach pojawił sie uśmiech. Zamknęłam oczy i rozkoszując sie bliskością Harrego, dotknęłam jego dłoni, spoczywającej na moim policzku. Sekundę później rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki, a chłopak przyciągnął mnie do siebie. Podążałam wzrokiem za każdym ruchem bruneta. Harry wyciągnął dłoń, a ja podałam mu swoją. Następnie druga ręka bruneta spoczęła na mojej tali, a ja ostrożnie położyłam rękę na jego ramieniu. Nasze ruchy był delikatne i nieśmiałe. Jakbyśmy pierwszy raz doznali swojego dotyku. W końcu Hazz wykonał pierwsze kroki walca. Jego zielone oczy nieustannie wpatrywały sie w moje brązowe. Nagle na ustach chłopaka pojawił sie swego rodzaju niewinny uśmiech, który ja odwzajemniłam. Oboje oddaliśmy sie tańcu. Wirowaliśmy na parkiecie w rytm nastrojowej muzyki. Wtem Harry delikatnie obrócił mnie. Sekundę później ponowił swój ruch, tym razem jednak zatrzymując mnie placami do siebie. Jedna z jego rąk spoczęła na mojej tali, drugą dłoń zaś splótł z moją. Plecami dotykałam jego torsu i czułam bicie jego serca. Przez chwilę tańczyliśmy w takiej pozycji. W pewnym momencie Harry wypuścił mnie ze swoich objęć, a ja zrobiłam kilka obrotów wokół własnej osi, w końcu z powrotem wpadając w objęcie bruneta. Chłopak ponownie objął mnie w tali, a ja położyłam rękę na jego ramieniu. Zawirowaliśmy na parkiecie, a nagle Hazz wyszeptał mi do ucha.
H: Kocham Cie.- mimowolnie uśmiechnęłam sie na te słowa i przytuliłam się do Harrego.
(T.I): Przepraszam, za to, że zepsułam ci urodziny.. To nie tak miało wyglądać.- westchnęłam spuszczając wzrok.
H: Nie przepraszaj. Teraz jest idealnie. Najważniejsze jest, że jesteś obok mnie.- niepewnie spojrzałam na Harrego. W jego oczach nie było cienia złości i zawodu, którego sie spodziewałam. Gościła w nich radość i szczęście. Nagle poczułam ogromną potrzebę złączenia naszych ust. Nachyliłam sie lekko, a nasze wargi sie spotkały. Jego usta wiśniowe, tak idealne, musnęły moje. W tej chwili było to dla mnie jak spełnienie wszystkich marzeń. Ukojenie wszystkie pragnień. Dopiero gdy odsunęłam sie od chłopaka, a on obrócił mnie zorientowałam sie, że wszyscy na nas patrzą. Poczułam również przypływ gorąca, a na moje policzkach zapewne wkradły sie rumieńce. Hazz zauważył to, że sie speszyłam i pozwolił mi ukryć sie w jego ramionach. Zamknęłam oczy i teraz poczułam wszystko wyraźniej. Zapach Harrego był intensywniejszy, wyczuwałam każde przesunięcie jego palcy na moich plecach, czułam każdy nabierany przez niego oddech. Słowa piosenki wydały sie dziwnie znajome i prawdziwe, a każdy ruch, który wykonywaliśmy wydawał sie być magiczny. Wszystko to stało sie dla mnie niewyobrażalnie ekscytujące i w głębi ducha piszczałam z zachwytu. Gdy podniosłam głowę z ramienia chłopka, nasze tęczówki sie spotkały. Jedyne co mogłam wyczytać z oczu Harrego to ogromnym uczucie, którym mnie darzył. Czułam sie jakbym dopiero go poznała, choć był mi tak bliski. Jakbym pierwszy raz doznała jego dotyku, który tak dobrze znam. Jakbym pierwszy raz usłyszała jego ochrypły szpet, który budzi mnie codziennie. Jakbym pierwszy raz zobaczyła jego pięknego uśmiechu oprawiony w te dwa cudne dołeczki, które tak bardzo kochałam.


Wszystko to wydawało sie tak nowe, inne i za razem intensywne, że ciągle pragnęłam wiecej. Każdy krok, który wykonywaliśmy pełen był pasji i oddania. Złączeni w romantycznym tańcu zapomnieliśmy o wszystkim. Teraz liczyliśmy sie jedynie my. Każdy krok sprawiał nam coraz więcej przyjemności, a my uśmiechaliśmy sie do siebie. Chciałabym, żeby ta chwila trwała już wiecznie. Teraz czułam coś wspaniałego i wiedziałam, że chcę czuć to zawsze. Tak. To chyba szczęście. A wszystko to za sprawa mężczyzny, w którego ramionach sie teraz znajduję. On był wszystkim co było potrzebne mi do pełni szczęścia. Mimo, że jest ono  tak ulotne, warto jest dla tych kilku chwil przejść coś trudnego. Melodia walca powoli cichła, a Harry zaśpiewał.
H: I żyć nie mógłbym, jeżeli by miał zabrać mi cie los...- na te słowa mocniej wtuliłam sie w Harrego, jakby to miało sprawić, że nic nigdy mi go nie odbierze. Chwile potem odsunęłam sie nieco od chłopaka, a on pocałował mnie namiętnie, a za razem delikatnie. Następnie wróciliśmy do naszego stolika, gdzie siedziało 1D i ich towarzyszki.
Szczerze mówiąc to jedno z waszych najbardziej romantycznych przeżyć. Pomijając sytuację z filmem, która swoja drogą nadal sie nie wyjaśniła. Do tej pory nie wiesz, kto podmienił filmy. Technik, który zajmował sie twoim filmem powiedział, że to nie on i nie wie jak doszło do tej pomyłki. W każdym razie, ktoś, kto to zrobił chciał koniecznie zepsuć wam nastrój. Jednak najbardziej zastanawia cie w kogo wymierzony był ten "cios". W ciebie czy w Harrego? A może w was oboje, żeby was pokłócić? Takie pytania dość często chodziły ci po głowie, choć Hazz zapewniał, że dla niego nie ma to znaczenia. Harry stwierdził, że najważniejsze jest to, że ten ktoś nie osiągnął zamierzonego efektu, a kto wie, może w ten sposób wzmocnił wasz związek...?

No i jest nowy rozdział ;)
Pierwsza sprawa.. Ta pomyłka miesięcy nie była nigdy planowana.. ;p
Tylko i wyłącznie przez mój błąd została napisana część z wizytą u ginekologa, która swoją drogą w ogólnie nie pasuje do rozdziału.. :/
Co do część z balem jestem z niej dość zadowolona ;)
Powiem więcej bardzo mi się ona podoba ;p
Czekam na wasze opinie i dziękuję za komentarze od poprzednim postem <333
Pozdrawiam Mell ;*

sobota, 15 marca 2014

56.Consequences

Rozdział jest dla Lindsay Black ;)

*(T.I) 1 stycznia*
Dochodziła 13.00, a ty zauważyłaś, że pada śnieg. Wybiegłaś na dwór i patrzyłaś na spadające płatki. Wreszcie śnieg!- pomyślałaś. Stałaś rozkoszując sie dzisiejszą pogodą, gdy nagle usłyszałaś.
H: (T.I) do cholery! Gdzie ty masz czapkę?!- odwróciłaś sie i zobaczyłaś Harrego, który niósł ci kurtkę i czapkę.
(T.I): A nie mógłbyś powiedzieć czegoś w stylu "Kochanie masz śnieg we włosach. Wyglądasz ślicznie"?
H: Mógłbym gdyby był w tobie zauroczony, ale zważywszy na to, że cię kocham każę ci sie ubrać, bo zaraz będziesz chora.- odparł i pocałował cie w nos, a następnie założył ci kurtkę.
(T.I): Kocham śnieg! W sumie poszłabym na łyżwy. Wiesz.. Gdy mieszkałam w Polsce i byłam mała, tata zabierał mnie na górkę, a gdy już zmarzłam i wróciłam do domu, mama robiła nam gorące kakao. Potem dziadek opowiadał nam różne historie ze swojego dzieciństwa i było tak fajnie. Oddałbym chyba wszystko, żeby znów tam być i niczym sie nie martwić.- westchnęłaś.
H: Nie przesadzaj ze mną nie jest tak źle.. Wiesz może górki ci tu teraz nie zrobię, ale zawsze mogę.. WYTARZAĆ CIE W ŚNIEGU!- krzyknął i sekundę później leżałaś w zaspie.
(T.I): Teraz to przegiąłeś!- odparłaś i zrobiłaś śnieżną kulkę, którą Hazz dostał prosto w czoło.
Ls: No proszę.. Bawią sie w śniegu i mnie nie zaprosili..- powiedział Louis. Sekundę później do waszej śnieżnej bitwy przyłączyła się reszta 1D oraz Perrie i Eleanor. Walka była zacięta. Śnieżki latały w powietrzu z ogromną prędkością. Nie raz nie wiedziałaś nawet od kogo dostałaś śniegiem. Koniec końców wszyscy byliście przemoczeni. W pewnym momencie Hazz przewrócił cie na ziemie i znalazłaś sie nad nim


H: I co? Zmarzłaś już?
(T.I): Tak.- odparłaś, a sekundę później brunet złączył wasze usta. Następnie wszyscy udaliście sie do domu. Przebrawszy sie zeszłaś do salonu, gdzie czekał już Niall z gorącą czekoladą. Zajęłaś miejsce na sofie obok Harrego i wtuliłaś sie w niego.
Ls: No dzieciaki! To kto chce posłuchać historii z mojej młodości?- zapytał Louis wchodząc do pokoju w brodzie świętego Mikołaja.
(T.I): Ty wiesz, że mój dziadek nie miał brody?
Ls: Skąd wiesz, może teraz zapuścił? A teraz cisza drogie dzieciaczki. Dziadziuś zaczyna opowieść. A więc to zdarzyło sie gdy byłem w waszym wieku...- zaczął swoją opowieść, która była dość kontrowersyjna. Mimo, że miło się bawiliście coś nie dawało ci spokoju. Niby wszystko było dobrze, ale tak naprawdę w głowie miałaś cały czas słowa Simona, które wywoływały uczucie niepokoju.



Siedziałaś z Perrie i Eleanor w garderobie chłopców, jednak myślami byłaś daleko. Nie mogłaś siedzieć tak bezczynnie. Musiałaś dowiedzieć sie co z chłopcami. Powiedziałaś swoim towarzyszkom, że idziesz do toalety, a naprawdę poszłaś w stronę garderoby Simona. Będąc na miejscu zobaczyłaś, że drzwi są uchylone. Podeszłaś bliżej zaczęłaś przysłuchiwać się toczącej sie rozmowie.
S: ..i mam to gdzieś! To co zrobiliście na scenie to przegięcie! Moja cierpliwość ma granice, a wy ją przekroczyliście! Byłem dla was dobry, nie wyciągnąłem konsekwencji z waszych poprzednich wybryków, ale koniec! A teraz mówcie, który to wymyślił to może daruję reszcie!- przez chwilę nikt sie nie odzywał, ale w końcu usłyszałaś głos Harrego.
H: Ja to wymyśliłem. Oni tylko sie przyłączali.
S: Czemu mnie to nie dziwi..? Odkąd jesteś z tą małą zdzirą ciągle są jakieś kłopoty. Mam tego dość i dłużej nie będę tego tolerował!
Ls: I nie mów tak o (T.I). Myślę, że trochę przesadzasz.
S: Nie Louis. To wy przesadzacie. To wy nie wywiązujecie sie z kontraktu!
H: A czy (T.I) też podpisywała kontrakt?
S: Nawet nie wspominaj mi o tej dziewczynie. I tak wszystko przez nią sie pieprzy!
H: To dlaczego ją szantażowałeś?
Li: O czym on mówi Simon?
H: Pewnie o tym, że Simon powiedział, że jeśli (T.I) ujawni ciążę, sprawi tym samy, że nasz związek przestanie istnieć.
S: I to był świetny układ, do czasu, gdy wy nie postanowiliście wszystkiego spieprzyć.
Z: Simon czy ty nie rozumiesz, że my mamy swoje życie? Nie jesteśmy już dziećmi, a ty nie zmienisz tego, że chcemy mieć własne rodziny.
S: Póki macie kontrakt musicie sie z niego wywiązywać.
Ls: Przestań pieprzyć. Przecież dobrze wiemy, że jesteśmy dla ciebie zbyt cenni, byś nas zwolnił. Co pozbędziesz sie maszynki do zarabiania pieniędzy?
S: Fakt jesteście cenni, ale nie zapominajcie, że mamy teraz nowy zespół, który jest rozchwytywany.
Z: Little Mix?- powiedział, a jego głos delikatnie zadrżał. Nic dziwnego, zapewne martwił sie o Perrie.
S: Tak Zayn. Brawo, bystry jesteś. Dziewczyny wczoraj podpisały kontrakt. Wystarczy jeszcze wymyślić tandetną smutną historie w stylu "tatuś mnie porzucił", a zaczną zarabiać tyle pieniędzy co wy. A wy grzecznie przystaniecie na moje warunki. W szczególności ty Harry. Wkrótce podpiszecie umowę, że jeśli jeszcze raz zrobicie coś wbrew mojej woli, One Direction przestanie istnieć. Pamiętajcie, że szybko staliście sie gwiazdami i równie szybko wasza kariera może zgasnąć. A teraz nie chcę was widzieć!-powiedział Simon, a chwilę później chłopcy ruszyli do drzwi. Lecz nagle rozbrzmiał głos Harrego.
H: Rujnowanie komuś życia sprawia ci przyjemność, prawda?
S: Wiesz Harry.. Powinieneś już wiedzieć, że zawszę dostaję to czego chcę. I pamiętajcie, że wasze bajkowe życie wkrótce może sie skończyć.- odparł Cowell, a ty ruszyłaś do garderoby chłopców. Teraz zrozumiałaś, że tej wojny nie możecie wygrać. Możecie jedynie zachować pozory normalnego życia, jeśli przystaniecie na warunki Simona.

H: (T.I)?
(T.I): Przepraszam zamyśliłam sie. Co mówiłeś?
H: Pytałem nad czym myślisz?
(T.I): Nad tym co wczoraj zrobiliście.
H: Myślałem, że będziesz szczęśliwa, że powiedziałem wszystkim o nas.
(T.I): Jestem szczęśliwa, ale teraz wiem, że z Simonem nie wygramy.
H: O czym ty mówisz?
(T.I): O tym co wczoraj powiedział Simon, że One Direction przestanie istnieć. On chciał, żebyście zrobili coś wbrew jemu, żeby mógł namówić was na tą drugą umowę. Cały czas o to mu chodziło.

N: (T.I) chyba trochę przesadzasz..
Z: Niall ty rozumiesz, że mówimy o Simonie.
N: No dobra fakt. Może i to wymyślił, ale co teraz zrobimy.
Ls: Musimy jakoś go przechytrzyć.
H: Jeśli wystąpimy publicznie on nie będzie kazał tego odwoływać.
(T.I): Czy wy mówicie poważnie? Zastanówcie sie. Co to wam da? Nie wygracie z nim.
Ls: Chyba nie znasz naszych możliwości..- prychnął niebieskooki, a pozostali zaśmiali się.
(T.I): Znam wasze możliwości, ale wy chyba nie znacie możliwości Simona.. Louis nie boisz sie, że nagle będziesz musiał rozstać sie z El. Albo, że Simon wymyśli jej ultimatum jak mi. A co będzie jeśli on naprawdę rozwiąże z wami kontrakt i sprawi, że nikt inny go z wami nie podpisze?
H: Przecież mamy pieniądze..
E: Jasne. Teraz macie pieniądze, ale co potem? Przecież one nie starczą wam do końca życia, a z tego co wiem to żadne z was nie skończył studiów.
Ls: Zawsze można go pozwać Simona o zniszczenie nam kariery.
P: I co wtedy? Myślisz, że on sie do tego przyzna? Czy wy naprawdę nie wiedziecie, że to koniec? Koniec gierek, sztuczek i intryg. Simon wygrał, a my jeśli chcemy choć w jakimś stopniu żyć normalnie musimy przystać na jego warunki.- chłopcy milczeli chwilę, a ciszę przerwał Liam.
Li: Masz rację. Może przy tej umowie zastrzeżmy sobie prawo, że jeśli my nic nie odwalimy on też nie może wymyślać głupot jak szantażowanie naszych dziewczyn.
H: To chyba jedyne wyjście.- powiedział pełen powagi.


*Harry. 9 stycznia*
Dni mijały, a ja czułem sie jakbym był w martwym punkcie. Właściwe mam tak od podpisania nowej umowy z Simonem. Chciałem, żeby wyglądała ona zupełnie inaczej, ale niestety nie udało sie. Umowa w skrócie brzmi tak. Jeśli którykolwiek z nas zrobi coś wbrew głównemu kontraktowi, One Direction przestaje istnieć. Ponadto sprawy związane z naszymi rodzinami muszą zejść na drugi tor. Do 2016 obowiązuje nas to gówno. Jakoś wytrzymamy, ale to nie będzie łatwe. Z resztą i tak nie mam wyboru. Teraz nie martwię sie tylko o siebie, ale o (T.I) i nasze dziecko. Przecież muszę pracować i jakoś zarabiać. Bądźmy szczerzy co ja umiem robić po za śpiewaniem? Nic.. Tak więc trzeba zacisnąć pieści i stawić czoła temu wszystkiemu. W sumie może nie będzie tak źle. Przecież na pozór wszystko będzie wyglądało normalnie. Będziemy mogli spotkać sie z rodziną i tym podobne, ale.. Ale nie będziemy mogli być na nagłe wezwania, jeśli Simon sie nie zgodzi. Ten palant trzyma nas w szachu, a my nie możemy nic zrobić. A co jeśli Simon nie pozwoli mi jechać do (T.I), gdy ona będzie mnie potrzebowała? Takie pytania ciągle zalewają moją głowę, ale staram sie nie dać po sobie poznać, że sie boję. Nie chce, żeby (T.I) sie niepotrzebnie martwiła i tak ma dużo na głowie. Moja ukochana ma jutro zaliczenia, a do tego kończy pisanie pracy semestralnej. Szczerze mówiąc zaczynam być zazdrosny o książki, bo im poświęca więcej uwagi niż mnie. Właśnie! Przecież (T.I) uczyła sie cały tydzień, czas na przerwę. Pomyślałem i udałem sie do dziewczyny. Zastałem brązowooką siedzącą na łóżku z podstawką do laptopa na nogami. Brunetka w skupieniu coś robiła. Usiadłem obok niej, a ona chyba nawet tego nie zauważyła.
H: Kochanie..- powiedziałem cicho, a dziewczyna nawet nie zareagowała.


Czas na bardziej radykalne środki- stwierdziłem i sekundę później laptop wylądował na łóżku.
(T.I): Oszalałeś?! Jeśli to co robiłam nie zapisało sie obiecuję, że cie zabiję!
H: A co właściwie robiłaś..? Po raz trzeci sprawdzałaś pracę?
(T.I): Może..- odparła i chciała sięgnąć po laptopa.

H: Eeee...- zatrzymałem ja w pół ruchu, odsunąłem podstawkę i znalazłem sie nad dziewczyną.
(T.I): Harry daj spokój. Nie mam ochoty na takie gierki. Mam dużo nauki.
H: Mówisz mi to od tygodnia. Jestem pewne, że umiesz wszystko, a teraz przyda ci sie chwila relaksu.- wymruczałem do ucha dziewczyny, po czym lekko przygryzłem płatek jej ucha. Poczułem, że dziewczyna delikatnie spina sie pod wpływem dotyku moich rąk, które znalazły sie na jej biodrach. Chwile później oderwałem sie od jej szyi i powiedziałem.
H: Zrobimy tak. Ogarniesz sie trochę i pójdziemy na spacer. Świeże powietrze dobrze ci zrobi Kochanie.
(T.I): Masz rację. Daj mi pół godziny.- odparła, a ja wstałem z niej. Sekundę później dziewczyna zniknęła w łazience. Ja postanowiłem sie przebrać. Założyłem czarne rurki i szary sweter. Pół godziny, które miałem czekać na (T.I) okazało sie godziną lecz w końcu dziewczyna wyszła z łazienki i prezentowała sie świetnie. Następnie zeszliśmy na dół i udaliśmy sie do wyjścia. Na zewnątrz było zupełnie ciemno, a mroźne powietrze owiewało nasze twarze. Szliśmy trzymając sie za ręce. Minęło już jakieś 30 minut, a nam nie brakowało tematów. Zamilkliśmy na chwilę, a nagle (T.I) zapytała śmiejąc sie.
(T.I): Czy to randka panie Styles?
H: Oczywiście pani Styles.- odparłem obdarzając moją towarzyszkę uśmiechem.
(T.I): Tak właściwie to gdzie idziemy?
H: Do centrum.
(T.I): Co? Myślałam, że to ma być tylko spacer.
H: A czy teraz nie spacerujemy?
(T.I): No tak, ale..
H: Skarbie zaufaj mi nie zawiedziesz sie.- odparłem i pocałowałem brunetkę w policzek. Jakieś 10 minut później byliśmy już na miejscu. Teraz wystarczy, że przejdziemy za róg budynku, a (T.I) zobaczy moją niespodziankę dla niej. Tak też zrobiliśmy i po chwili ujrzeliśmy lodowisko.
H: Tadammmm!- krzyknąłem i spojrzałem na moją dziewczynę, która wydawała sie być zdezorientowana.
H: Podoba ci sie?
(T.I): Tak. To miłe, że wyciągnąłeś mnie na randkę i takie tam, ale jest jeden problem. Ja nie umiem jeździć na łyżwach.- powiedziała speszona.
H: Przecież kilka dni temu mówiłaś, że chciałbyś iść na lodowisko.
(T.I): Ale nie twierdziłam, że potrafię jeździć na łyżwach.
H: W takim razie cie nauczę. To nie jest trudne.- powiedziałem i poszliśmy wypożyczyć łyżwy. Gdy mieliśmy je już na noga, wszedłem na lód i powiedziałem do (T.I).
H: Chodź..- powiedziałem, a dziewczyna podejrzliwie spojrzała na lód.
H: Nie masz czego. Jestem tu.- odparłem i wyciągnąłem ręke w stronę brunetki zachęcając ją by weszła na szklistą powłokę. Dziewczyna wahała sie, a ja dodałem.
H: Ja dla ciebie jechałem rollercoster'em, a to tylko łyżwy. No chodź.
(T.I): Nie pozwolisz mi upaść?
H: Nigdy.- odrzekłem z uśmiechem, a dziewczyna chwyciła mnie za ręke i ostrożnie zeszła na taflę zamarzniętej wody.
H: I co, żyjesz? A teraz patrz jak to sie robi.- mówiłem robiąc kółko wokół (T.I).
H: Po prostu odpychaj sie nogami. Raz w prawo, raz w lewo.- dziewczyna ostrożnie zrobiła to co jej kazałem i przejechała kilka metrów.
H: A teraz daj rękę.- powiedziałem i powoli ruszaliśmy. Jechaliśmy jakiś czas gdy nagle dziewczyna zachwiała sie, a ja od razu ją złapałem i pomogłem stanąć na równe nogi.
H: Mówiłem, że nie pozwolę ci upaść- skwitowałem patrząc w oczy dziewczyny. Wyglądała tak pięknie. Jej twarz oświetlało blade światło Księżyca i kolorowe lampki zawieszone wzdłuż lodowiska. Włosy spod jej czapki delikatnie powiewały na lekkim wietrze. Kilka niesfornych kosmyków zasłoniło jej twarz, a ja odgarnąłem je. Dziewczyna spojrzała na mnie, badając to co robię, a ja po prostu na nią patrzyłem. (T.I) była idealna i nie wiem jak mogłem bez niej żyć. Teraz jest dla mnie wszystkim co sie liczyły. Całym moim światem. Tylko dla niej rano wstaję z łóżka. Tylko dla niej uśmiecham sie i staram sie poradzić sobie z problemami. Gdyby nie miłość do (T.I), sprzeciwiłbym sie Simonowi, ale teraz wiem, że nie mogę. Dla niej i naszego dziecka muszę podołać temu wszystkiemu, ale wiem, że sam nie dam sobie rady. Nie martwię sie jednak o to, bo wiem, że (T.I) jest dla mnie oparciem w trudnych chwilach, lekarstwem na zło tego świata.
(T.I): Czemu tak mi sie przyglądasz?
H: Bo jesteś śliczna.- powiedziałem, sprawiając, że na policzki dziewczyny wkradły sie niewinne rumieńce, a ona spuściła głowę. Ja delikatnie chwyciłem ją za podbródek i podniosłem go. Duże, brązowe oczy dziewczyny spoczęły na mnie. Naprawdę nie wiem jak mogłem ją zostawić. Byłe idiotą. Chwilę później zmniejszyłem dystans między nami i złączyłem nasze usta. Całowaliśmy sie wolno i delikatnie. Jakby to był nasz pierwszy pocałunek. Pełen pasji i uczucia. Pełen miłości, która na nowo w nas odżywa. Jestem pewien, że gdyby to lodowisko zaczęło jakimś cudem płonąć, ja nie zauważył bym tego. Całe moje myśli pochłonęła mała brunetka zamknięta w moim uścisku. Właśnie teraz chcę, żeby (T.I) była przy mnie, bo właśnie teraz wszystko jest dla mnie nowe. Każdy dotyk, którym mnie obdarza, każde jej spojrzenie, nawet to, że jest tu przy mnie, bo na nowo odkrywamy siebie. Na nowo uczymy sie siebie i obdarzamy sie nowym uczuciem, które tak bardzo różni sie od tego przed naszym rozstaniem. Kiedyś myślałem, że wiem czym jest miłość, jednak tak naprawdę pojąłem to dopiero teraz. Miłość to nie burzliwy związek pełen namiętności, ale bycie przy kimś mimo wszystko, tak na co dzień. Nawet jeśli na początku być może nic nie czuło sie do ukochanej i walczyło sie z samym sobą. Teraz jednak byłem pewien, że (T.I) jest miłością mojego życia. Delikatnie odsunąwszy sie od dziewczę spojrzałem na nią, a ona uśmiechnęła sie. Chwile później powoli ruszyliśmy. Pierwsze okrążenie lodowiska było dość trudne, bo (T.I) chwiała sie i co chwila traciła równowagę, jednak z czasem szło jej coraz lepiej i nawet próbowała uczyć się piruetów. Rzecz jasna nie wyszło jej od razu, ale dziewczyna nie poddała sie. Podczas jazdy na łyżwach naszym nieodzownym towarzyszem był śmiech. Czasem rozbrzmiewał on tak głośno, że ludzie spoglądali na nas jak na idiotów. Dla mnie już nie liczyło sie ich zdanie, liczyło sie tylko to, by spędzić z (T.I) jak najwięcej czasu, bo już niedługo nas rozdzielą. Około 21.40 wyszliśmy z lodowiska.
(T.I): Musimy to powtórzyć.- powiedziała, chwytając mnie za rękę.
H: Powtórzymy. Chcesz coś zjeść?
(T.I): Co to za pytanie..? Oczywiście, że jestem głodna. Nie jadłam nic od 4 godzin.
H: Tylko wiesz nie zamawiaj za dużo, bo nie wiem czy starczy mi pieniędzy.- zaśmiałem sie i pocałowałem dziewczynę w głowę. Kilka minut później siedzieliśmy już w restauracji.
(T.I): Jak tu ciepło..- powiedziała wyciągając ręce w stronę kominka, obok którego siedzieliśmy. Następnie przyszedł kelner, a my zamówiliśmy kolacje. Czekając na zamówienie patrzyłem na (T.I), bawiąc sie jej dłonią.
(T.I): Ta randka to świetny pomysł. Bawiłam sie cudnie.
H: Bawiłaś? To jeszcze nie koniec.
(T.I): Coś jeszcze wymyśliłeś?
H: No w zasadzie nie, ale zaraz coś wymyślę.
(T.I): Nie musisz. Jest dobrze tak jak jest.- odparła i uśmiechnęła sie słodko. W takich chwilach potrafię zapomnieć jak sie oddycha. Wystarcza mi to, że mam przed sobą najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Chwila stop.. Mówiłem, że sie rozczulam.. Na ziemie sprowadził mnie głos kelnera.
K: Smacznego.
(T.I): Dziękujemy.- odparła dziewczyna i uśmiechnęła sie do pracownika restauracji. Po kolacji postanowiliśmy wrócić do domu.

*(T.I)*
Wychodząc z restauracji, ktoś cie trącił. Odwróciłaś sie i zobaczyłaś Stana oraz Eliota.
S: Harry! Mordo ty moja!- powiedział i pocałował zielonookiego w policzek.
S: Jak ja sie za tobą tęskniłem!
H: Ja za tobą też. To co tu robicie?
E: No wiesz.. Wyskoczyliśmy na piwo. Przyłączycie sie? Mój Boże! Stan! Nie przywitaliśmy się z (T.I). Cześć moja kochana! Jak maleństwo?- zapytał i przytulił cie.
(T.I): Cześć Eliot. Póki co w porządku.- odparłaś, a sekundę później przywitał sie ze tobą Stan.
S: To co? Przyłączycie sie do nas?
H: W zasadzie to my już wracaliśmy do domu. (T.I) ma jutro zaliczenia.
(T.I): Hazz.. Myślę, że jeśli spędzimy jeszcze godzinę na mieście nic sie nie stanie. Po za tym wiem, że masz sporo do obgadania z chłopakami.
H: Mówisz poważnie?!
(T.I): Tak.
H&S&E: Ekstra!- krzyknęli.
S: To chodźmy do monopolowego, potem do nas.- zarządził brunet, a waszym celem stał sie wspomniany sklep. Chłopcy kupili 3 zgrzewki piwa, chipsy i jakieś słodycze, po czym ruszyliście do mieszkanie chłopców. Nie było ono daleko. Na miejsce dotarliście około 10 minut później. Eliot i Stan mieszkali w małej kawalerce. Były tam tylko 2 pokoje, kuchnia i łazienka, ale co im więcej potrzeba? Chłopcy rozstawili zakupy w kuchni, która stała się również miejscem dzisiejszej mini imprezy. Następnie chłopcy wzięli pierwsze butelki piwa i zaczęliście grać w karty. Na początku los sie do ciebie nie uśmiechał i ciągle przegrywałaś. Potem jednak dopisało ci szczęście i zaczęłaś wygrywać. W końcu całkowicie straciłaś rachubę czasu. Chłopcy opróżniali kolejne butelki piwa, śmiejąc sie i rozmawiając. Około północ postanowiłaś, że czas wracać do domu. Zadzwoniłaś po taksówkę i postanowiłaś w jakiś sposób zabrać Harrego do domu.
(T.I): Hazz taksówka przyjechała. Musimy już iść.
H: Oczywiście Kochanie. Jeszcze chwilę.
S: Tak daj nam sekundkę.
(T.I): Hazz proszę cie.- powiedziałaś wymownie spoglądając na chłopaka. On chyba resztkami rozsądku, który mu pozostał postanowił, że pojedziecie do domu. Zaczął wstawać, chwiejąc sie lekko. Gdy założył już kurtkę i buty, mogliście wreszcie wyjść od chłopców. Pożegnałaś sie ze Stanem i Eliotem, a chwilę potem zeszliście na dół. Nie było to łatwe, bo musiałaś pomagać Harremu, ale koniec końców dotarliście do taksówki. Jechaliście w ciszy, a nagle Hazz odezwał sie lekko bełkocząc.
H: Przepraszam. To miała być nasz randka, a ja sie upiłem.. Jestem do dupy.
(T.I): To była świetna randka. A co do upicia, to pozwoliłam ci na to, więc sie nie gniewam.- odparłaś i cmoknęłaś go w usta, a on przygryzł ci wargę i przyciągnął cie do siebie. Hazz pogłębił pocałunek.
(T.I): Harry opanuj sie. Jesteśmy w taksówce.- zganiłaś chłopaka, gdy jego ręce powędrowały zbyt nisko. Kierowca tylko sie zaśmiał, a chwilę później byliście już pod domem. Zapłaciłaś taksówkarzowi i ruszyliście do wejścia. Będąc tam Hazz przyparł cie do ściany, dłonią podparł się o nią i powiedział.
H: Kochanie
..
(T.I): Tak?
H: Proszę cię zrób mi dobrze.- spojrzałaś na niego zdziwiona, a on dodał z zuchwałym uśmieszkiem- No wiesz... W sensie loda.

(T.I): Tutaj?! Jesteś nienormalny.
H: Noooo. Tak szybciutko, nic się
nie stanie...
(T.I): A jak wyjdzie ktoś wyjdzie wyrzucić śmieci, albo jak jakiś sąsiad nas zobaczy i mnie rozpozna..?

H: Ale to tylko "laska", nic wię
cej kobieto...
(T.I) Nie, a jak ktoś będzie wychodził
...
H: No dawaj nie bądź
taka...
(T.I): Powiedziałam ci ż
e nie i koniec!
H: No weź, tu się schylisz i nikt cię
nie zobaczy.
(T.I): Nie!- powiedziałaś, a w tym momencie w drzwiach pojawił sie zaspany Niall.

N: Wyrzuciliśmy już śmieci i masz mu zrobić tego loda do cholery, a jak nie to ja mu zrobię. A jak nie, to Louis mówi, że zejdzie i mu zrobi, tylko niech zdejmie rękę z tego domofonu, bo jest kurwa pierwsza w noc!
(T.I): To wy sobie obciągajcie, a ja idę spać.- powiedziałaś i weszłaś do domu. Poczułaś sie jak idiotka i myślałaś, że spalisz sie ze wstydu. Harry to totalny kretyn. Ale jutro sie zemszczę, stwierdziłaś wchodząc na górę.



No cóż...
Hazz jest troszkę zagubiony, ale jakoś sobie poradzi, prawda? ;p
Nowy rozdział całkiem mi sie podoba ;)
Mam nadzieję, że wam też przypadnie do gustu i liczę na wasze komentarze ;D
Dziękuję, również za to, że jesteście ze mną mimo, że dodaje rozdziały w takich długich odstępach czasu.
Na swoje usprawiedliwienie powiem, że mam dużo nauki, w końcu egzaminy już niedługo..
W każdym razie jeszcze raz przepraszam i obiecuję, że w krótce zaczną dziać sie ciekawsze rzeczy xd
Pozdrawiam Mell  ;*



sobota, 8 marca 2014

55. Bad omen

*(T.I). 30 grudnia*
Dochodziła 18.00, a ty właśnie kończyłaś pracę. Wychodziłaś z szatni, gdy spotkałaś swojego szefa Scotta.
S: To trzymaj sie mała.- powiedział i klepnął cie w tyłek. Czy on ochujał?!- pomyślałaś i gwałtownie odwróciłaś się w jego stronę, uderzając go w twarz. On zaskoczony nie zdołała zatrzymać twojej ręki, a sekundę później jego zdziwione spojrzenie spoczęło na tobie.
(T.I): Nie waż sie mnie więcej tknąć palancie!
S: A co zwolnisz sie?
(T.I): Czemu by nie..?!
S: To wiesz co? Ułatwię ci sprawę! Zwalniam cie!
(T.I): I świetnie!- krzyknęłaś i wybiegłaś tylnym wyjściem. Na zewnątrz czekała już na ciebie Eleanor i Perrie, z którymi byłaś umówiona. Zdenerwowana podeszłaś do dziewczyn szybkim krokiem.
P: To co gotowa na zakupy?!- zapytała entuzjastycznie.
(T.I): Taa.. Wsiadajcie.- zarządziłaś otwierając swój samochód.
E: Coś sie stało?
(T.I): W sumie wszystko świetnie! Stałam na kasie i no.. A tak zapomniałabym zwolnili mnie!- powiedziałaś i walnęłaś ręką w kierownice, tym samym naciskając klakson.
P: I to powód żeby wyżywać sie na nas i na Bogu ducha winnym samochodzie?- zapytała spod ściągniętych brwi.
(T.I): Nie. Po prostu jestem zła. Przepraszam.- odparłaś, odpaliłaś silnik i ruszyłaś.
E: A właściwie czemu cie zwolnili?
(T.I): Bo ten palant Scott znów złapał mnie za tyłek. Ja uderzyłam go w policzek, a on mnie zwolnił. Pierdolony frajer myśli, że wszystko mu wolno!
P: Może to lepiej, że nie będziesz tam pracować.-stwierdziła blondynka, a ty myślałaś, że krew cię zaleje.
(T.I): Czyli mam sie cieszyć z tego, że jestem bezrobotna?
P: Przecież w końcu i tak byś odeszła.
(T.I): Ale nie teraz. Muszę zapłacić czesne za studia. Skąd ja wezmę 500£
?
E: A Harry nie może ci dać tych pieniędzy?- zapytała, a ty z piskiem opon zahamowałaś pod galerią. Odwróciłaś sie w stronę El i powiedziałaś.
(T.I): Chyba milion razy powtarzałam, że nie chcę jego pieniędzy. Nie chce żyć na jego koszt. Tak trudno pojąć? Może tobie odpowiada bycie utrzymanką Louisa, ale mnie to nie kręci!- obie dziewczyny milczały zszokowane wpatrując sie w ciebie. Ty dopiero teraz zdałaś sobie sprawę, że niepotrzebnie sie uniosłaś.

(T.I): Przepraszam El. Nie chciałam tego powiedzieć. Przepraszam.- dodałaś skruszona.
E: Nie. Nic sie nie stało.- odparła i odwróciła wzrok.
P: Lepiej już chodźmy na te zakupy.
(T.I): T..Tak.- odparłaś i wysiadłyście z samochodu. W drodze do galerii milczałyście, a ty w głowie miałaś jedynie to, że obraziłaś El choć ona sobie na to niczym nie zasłużyła. Dopiero będąc w pierwszym ze sklepów, które zamierzałyście odwiedzić atmosfera nieco sie rozluźniła. Chłopcy powiedzieli, żebyście kupiły długie sukienki, gdyż to elegancki występ. El i Pezz od razu znalazły sukienki w swoich rozmiarach. Obie dziewczyny poszły do przymierzali i zaczęły ubierać sukienki. Po 15 minutach z przebierali wyszła brunetka. El wybrała długą granatową sukienkę, rozchodzącą sie ku dołowi. Materiał z którego została ona wykonana był lekki i zwiewny, a do tego przylegał do idealnej figury El. Kreacja ta odsłaniała ramiona i miała długie rękawy rozszerzające sie ku dołowi.
E: I jak wyglądam?- zapytała przeglądając sie w lustrze.
(T.I): Wyglądasz pięknie. Kup ją.- odparłaś obdarzając Eleanor najładniejszym uśmiechem na jaki było cie teraz stać.
E: Mówisz poważnie?
(T.I): Tak.
(T.I): I jeszcze raz przepraszam za to w samochodzie. Zachowałam sie jak kretynka. Przepraszam.
E: Daj spokój było minęło.- odparła i przytuliła cie.
P: Może by, któraś z was mi pomogła?!- usłyszałyście głos Pezz dobiegający z sąsiedniej przymierzali. Ty czym prędzej podeszłaś tam, odsłoniłaś kotarę i wybuchłaś śmiechem. Zobaczyłaś Perrie, owiniętą w jakaś sukienkę. Jedna rękę miała do połowy uwięzioną w sukience, drugą zaś próbowała ściągać ciasne ubranie z ramion.
P: No ruszcie sie! Nie mogę oddychać!- ponaglała. Ty czym prędzej ruszyłaś na pomoc przyjaciółce. Gdy już uwolniłyście ją z tej "pułapki" zapytałaś.
(T.I): Dlaczego próbujesz wcisnąć sie w rozmiar XS? Oszalałaś?
P: A czyż ta sukienka nie jest piękna?
E: Jest, ale to nie znaczy, że musisz ją mieć i nie oddychać.- zaśmiała sie El.
P: Dobra.. Poszukam czegoś innego.- odparła zawiedziona blondynka i ruszyłyście do następnego sklepu. Po godzinie zarówno Pezz jaki i El miały swoje sylwestrowe kreacje. Ty zaś przymierzałaś kolejną sukienkę.

(T.I): Spróbuj to dosunąć.- powiedziałaś do Perrie.
P: Wybacz, ale nie dam rady..
(T.I): Weź sie wysil!- zachęcałaś dziewczynę wciągając brzuch, co i ta na niewiele sie zdało.
P: Jest!- krzyknęła, gdy dosunęła sukienkę. Ty dumna z tego, że w końcu zmieściłaś sie w ładną sukienkę spojrzałaś w lustro. Długo przyglądałaś sie białej dopasowanej sukience i stwierdzałaś, że jest świetna.
(T.I): Chyba ją kupię.- oświadczyłaś z uśmiechem odwracając sie do twoich towarzyszek.
E: Wygadasz dobrze.
(T.I): Oby straszyło mi kasy.- dodałaś i schyliłaś sie po torebkę. Wtem rozmowę Pezz i El przerwał dźwięk pękającego materiału. Ty od razu wyprostowałaś sie i zaciskając oczy powiedziałaś.
(T.I): Błagam powiedzcie, że to nie moja sukienka..- dziewczyny nie odezwały sie, a ty je ponagliłaś.
(T.I): Powiedźcie coś!
E: Obawiam sie, że musisz poszukać innej sukienki.- skwitowała, a ty otworzyłaś oczy. Odwróciłaś sie tyłem do lustra i spojrzałaś na tył sukienki. Była pęknięta aż do połowy pleców.
(T.I): Cholera!
Ek: Czy coś sie stało? O wielkie nieba!- powiedziała ekspedienta, gdy cię zobaczyła.
(T.I): Proszę sie nie martwić. Ja zapłacę za sukienkę.- zapewniłaś, po czym zasłoniłaś kotarę przebierali i zdjęłaś feralną sukienkę. Ubrałaś sie i podeszłaś do kasy.
(T.I): To ile mam zapłacić?
Ek: 200£
.- odparła kobieta, a ty z ciężkim sercem oddałaś jej pieniądze. Następie wyszłyście ze sklepu.
P: (T.I) nie martw sie. Kupisz sobie drugą.
(T.I): Otóż nie. Nie kupię drugiej, bo to nie mam na to pieniędzy.
E: Spokojnie. Pożyczymy ci pieniądze i oddasz kiedy będziesz mogła.
(T.I): To bardzo miłe, ale to nie ma sensu i tak nic nie kupię. Albo sukienki są brzydkie, albo nie ma mojego rozmiaru.- westchnęłaś.
P: Na pewno coś znajdziesz.- odparła z uśmiechem.
(T.I): Po prostu dajmy spokój. Wracajmy do domu.- powiedziałaś i poszłaś do samochodu. W drodze do willi 1D nie odzywałaś sie. Miałaś fatalny dzień. Wszedłszy do domu pierwszym co zrobiłaś był prysznic. Chciałaś sie choć trochę zrelaksować. Po 30 minutach pod ciepłą, przyjemną wodą czułaś jak problemy znikają. Niestety wszystko sie kończy. Wyszedłszy spod prysznica stanęłaś na wadze. Pokazała ona 62 kilogramy. To znaczy, że przybyło ci już 6 kilogramów. Może niektórym wydasz sie płytka, ale martwiło cię to gwałtowne przybieranie na wadze. Jednak nie mogłaś nic na to poradzić. Musiałaś pogodzić sie z faktem, że tyjesz. Zmęczona i zła wyszłaś z łazienki i położyłaś sie na łóżku. Dochodziła 20.00, więc chłopcy powinni niedługo wrócić. Nie pomyliłaś sie wiele, bo 15 minut później usłyszałaś ich wesołe głosy na dole. Jednak nie poszłaś do nich. Nie chciałaś, żeby wiedzieli, że jesteś smutna. Twoja głowa zaprzątnięta była jedynie myślą, że nie masz pieniędzy na studia. Szukałaś różnych wyjść z tej sytuacji. Były tylko dwie opcje. Pierwsza wziąć pieniądze od rodziców. Druga poprosić o nie Harrego. Żadna z nich nie podobała ci sie zbytnio, bo rujnowała twój plan o byciu samowystarczalną. Nagle drzwi od pokoju otworzyły sie, a sekundę później poczułaś dotyk Harrego na swoim ramieniu. Chwilę później jego usta spoczęły na twoim policzku, a chłopak zapytał.
H: Jak minął ci dzień?
(T.I): Dobrze.- odparłaś i odwracając sie do Harrego cmoknęłaś go w usta.
H: Jesteś pewna?
(T.I): Tak.- odrzekłaś, a zielonooki odsunął sie od ciebie i powiedział.
H: Kiedy przestaniesz to robić?
(T.I): Co robić?
H: Okłamywać mnie. Dlaczego zamiast powiedzieć mi o tym, że straciłaś robotę kręcisz? Dlaczego mi nie ufasz?- westchnął z bólem spoglądając ci w oczy. I znów. Znów to spojrzenie, które łamie ci serce.

(T.I): Harry to nie tak. Ufam ci, ale nie chcę cie tym obarczać.
H: Kiedy zrozumiesz, że nie jesteś już sama? Kiedy zrozumiesz, że zawsze ci pomogę?
(T.I): Harry ja to wiem, ale nie umiem sie zmienić. Od zawsze byłam sama i musiałam być silna. Wiem, że jesteś gotowy zrobić dla mnie wszystko, ale wiem też, że na to nie zasługuję. Nie zasługuję na ciebie.
H: Nigdy tak nie mów.
(T.I): Ale taka jest prawda Harry. Nigdy nie będę dla ciebie tak dobra jak ty dla mnie.
H: Nie możesz tak myśleć, bo bez ciebie nie mógłbym żyć. Bez ciebie mam jedynie połowę serca.- powiedział, a w twoich oczach pojawiły sie łzy.
H: Nic, nigdy nie mogłoby mi cie zastąpić. Jesteś moją małą wojowniczką, ale już nie jesteś sama i nigdy już nie będziesz sama. Masz mnie i możesz powiedzieć mi o wszystkim. Kochanie jestem tu dla ciebie i już zawsze tak będzie.
(T.I): Kocham cie Harry. I przepraszam za to jaka jestem. Po prostu muszę sie w tym wszystkim jakoś odnaleźć.
H: (T.I)?
(T.I): Nie powiedziałam, że sama dam sobie radę.- dodałaś, a na ustach Harrego pojawił sie szeroki uśmiech. Chłopak objął cie ramieniem i pocałował w głowę.
H: Oby tak dalej Skarbie. A teraz mam coś dla ciebie.- odparł i wyszedł na korytarz. Sekundę później wrócił do ciebie z pudełkiem.
H: Nie kupiłaś sukienki, więc pomyślałem, że to może ci sie przydać.- dodał i postawił je na łóżku. Ty od razu sięgnęłaś do pudełka. Otworzyłaś wieczko i zobaczyłaś przepiękną sukienkę.
(T.I): Mój Boże! Harry ona jest.. Jest piękna!- krzyknęłaś wyjmując ubranie z pudełka i przykładając je do ciała.
H: No na co czekasz? Przymierz ją!- zachęcał chłopak, a ty sekundę później zniknęłaś w łazience. Następnie włożyłaś sukienkę. Była jakby szyta na ciebie. Odcięta pod piersiami, z dużym dekoltem, opadająca falami ku dołowi. Część sięgająca do piersi była srebrzysta i delikatnie sie mieniła, dół zaś był beżowy. Gdy przyjrzałaś sie swojemu odbiciu wyszłaś w końcu z łazienki i rzuciłaś sie Harremu w ramiona.


(T.I): Nawet nie wiem jak ci dziękować!- powiedziałaś i pocałowałaś chłopak w usta.
H: Ja mam pewien pomysł.- odparł i puścił ci oczko. Ty odsunęłaś sie nieco od chłopaka i spojrzałaś w lustro przy toaletce.
(T.I): Jest idealna.
H: To ty jesteś idealna.- odparł, obejmując cie od tyłu i całując w policzek.
(T.I): Hazz..
H: Tak?
(T.I): Zauważyłeś, że mam większe piersi?
H: Tak. Nie da sie tego nie zauważyć.- zaśmiał sie chłopak.
(T.I): Takie podobają ci sie bardziej?- zapytałaś spoglądając w swój dekolt.
H: Zawsze masz idealne piersi.- odparł i delikatnie chwycił cie za piersi. Przez twoje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Chłopak ostrożnie rozsunął twoja sukienkę i zsunął ci ją z ramion. Chwilę później sukienka wylądowała na ziemi, a jego ręce bruneta ponownie spoczęły na twoich piersiach. Zielonooki pieścił je delikatnie, wywołując tym samym przyjemne uczucie. Chwilę później jego usta zaczęły znaczyć wilgotną ścieżkę pocałunków wzdłuż twojej szyi. Nagle poczułaś, że męskość Harrego twardnieje, a na twoich policzkach pojawiły sie rumieńce.
H: O czyżby ktoś sie zawstydził?- zapytał z przekąsem, a ty nie opowiedziałaś.
H: To urocze..- szepnął ci do ucha.
H: Bo wiesz.. Mimo, że robiliśmy to wiele razy ty nadal sie wstydzisz..-zachichotał i odwrócił cie twarzą do siebie, po czym pocałował cie namiętnie...


*Eleanor. 31 grudnia*
Dochodziła 18.00, a ja właśnie zmierzałam do willi 1D. Zapukałam do drzwi, a sekundę później usłyszała "Wejdź!". Czym prędzej przekroczyłam próg domu i ruszyłam do salonu, gdzie aktualnie znajdował się studio urody i salon fryzjerski. Chłopcy ściągnęli do domu Lou i Chloe. Lou czesała właśnie (T.I), a Chloe malowała Pezz.
C: Zaraz skończę, więc pomyśl jak chcesz, żeby cie umalować.- rzekła dziewczyna o czerwonych włosach.
E: A gdzie chłopcy?
(T.I): Pojechali na próbę. O 19.30 ktoś ma po nas przyjechać.- powiedziała brunetka, a ja czekałam na swoją kolej.
E: Podobał ci sie suknia?
(T.I): Jest cudowna! A teraz przyznajcie sie, która powiedziała Harremu o tym, że mnie zwolnili?
E: No ja.. Ale proszę nie gniewaj sie na mnie.
(T.I): Nie gniewam sie. Tylko więcej nie rób takich akcji, ok?
E: Jasne.
C: El.. Chodź już.- powiedziała wizażystka i zajęła sie mną. Około godzinę później każda z nas była gotowa. Następnie poszłyśmy sie ubrać i ocenić efekt końcowy. Perrie miała na sobie czarną sukienkę bez ramiączek, która była ozdobiona małymi diamencikami ku dołowi. Dopełnieniem tej stylizacji była srebrna narzuta na ramiona. Ponadto Pezz miała luźno spięte włosy i bardzo wyraziście pomalowane oczy. Ja miałam na sobie moje granatowe cudeńko, a (T.I) swoja beżową sukienkę, którą skontrastowała wysokimi czarnymi butami i czarną, skórzaną kurtką. Całość była świetna, gdyż (T.I) zachowała dziewczęcy, a za razem rockowy wygląd. (T.I) miała rozpuszczone lekko pokręcona włosy, a oczu pomalowane a lã smokey eye. Ja miałam włosy upięte z tyłu i znacznie delikatniejszy makijaż niż moje przyjaciółki.
Jak chłopcy zapowiedzieli o 19.30 pod domem zjawiła sie limuzyna.
(T.I): Oni oszaleli..- westchnęła (T.I).
E: A mnie sie podoba.
P: Mi też.- odparła Pezz, po czym wsiadłyśmy do auta i odjechałyśmy.
E: (T.I) dobrze sie czujesz?- zapytała dziewczynę, która wyglądała na spiętą.
(T.I): Tak, tylko.. Tylko takie imprezy to nie mój klimat i zawsze coś sie potem psuje..- stwierdzała spoglądając w okno. Fakt. (T.I) nie podobał sie show biznes, a mnie i Pezz wręcz przeciwnie. Obie lubimy pozować do zdjęć i poznawać sławnych ludzi. (T.I) zaś nie cierpi całego przepychu i sztucznych uprzejmości. Nie lubi też paparazzi i wszystkich intryg związanych z gwiazdami. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że (T.I) jedzie na ta imprezę tylko ze względu na Harrego. Gdyby nie musiała na pewno by jej tu nie było. Dojechawszy na miejsce zobaczyłyśmy 1D czekających na nas przed garderobą.
Ls: Wow! Wyglądacie ślicznie. A zwłaszcza ty moja Księżniczko.- powiedział niebieskooki i pocałował mnie w usta, a w tym samym momencie ktoś zrobił nam zdjęcia. Mnie to nie przestawało, za to (T.I) trzymała wyraźny dystans do całej sytuacji. Sekundę później weszliśmy do garderoby chłopców. Byliśmy tak jakieś 20 minut. Potem ja i dziewczyny poszłyśmy do sekcji VIP, a chłopcy za kulisy. Dopiero gdy zajęłyśmy miejsce na balkonie uświadomiłam sobie jaka wielka jest ta impreza. Scena była ogromna, a miejsc dla widowni ustawionych na rynku było równie dużo. To bez wątpienie jedna z największych imprez w tym roku. Kilka minut później koncert sie zaczął. Na scenie pojawił sie prowadzący, w którego rolę wcielił sie Simon Cowell. Zapowiedział występ Katy Perry i sylwestrowy koncert sie zaczął. Nim sie obejrzałyśmy, a wybiła 23.00 i na scenie pojawiło sie 1D. Chłopcy swój występ rozpoczęli od piosenki Midnighy Memories. Szczerze powiedziawszy to jeden z lepszy koncertów. Nawet (T.I), która woli rocka bawiła się świetnie. W sumie bawiłyśmy sie doskonale, z resztą jak chłopcy. Zachowywali sie jak idioci, ale byli w swoim żywiole i co lepsze podobało sie to publiczności. Nagle przyszedł do nas ochroniarz.
O: Pozwolą panie ze mną.
(T.I): Coś sie stało?
O: Za chwilę wszystko sie wyjaśni.- powiedział, a my udałyśmy się za nim. W sumie to złapałam niezłą spinę. Nie wiedziałam co sie dzieje. Będąc za kulisami napotkałyśmy zdziwione spojrzenie Simona.
S: A czy w nie powinnyście być na balkonie?
P: Powinnyśmy, ale zawołano nas tutaj.- odparła uprzejmie Pezz.
(T.I): A coś panu nie pasuje w naszej obecności tu? Może pan sie czegoś obawia?- zapytała ze sztuczną troską.
S: Skądże.- opowiedział posyłając mordercze spojrzenie (T.I). Albo mi sie wydaje, albo pomiędzy nimi coś jest. Czyżby jakaś więź? Pomyślałam, ale nie mogłam sie nad tym dłużej zastanowić, gdyż nagle muzyka przestała grać.
N: Teraz chcemy coś ogłosić, ale najpierw zapraszamy na scenę (T.I) (T.N), Perrie Edwards i Eleanor Calder.- powiedział blondyn, na widowni rozniosło sie zdziwienie, a kilkoro ludzi poprowadziło nas na scenę, w międzyczasie szepcząc "Uśmiechajcie sie". Nagle oślepił nas blask reflektorów, a do nas podszedł Harry, Louis i Zayn. Chłopcy wzięli nas za ręce i poprowadzili na środek sceny.
Li: Pewnie zastanawiacie sie co sie dzieje, ale spokojnie zaraz wszystko wyjaśnimy.
H: Otóż. Chcielibyśmy ustosunkować sie do różnych plotek i pogłosek.
Z: A więc. Ta oto urocza blondynka u mojego boku jest również moją dziewczyną. Panie i panowie Perrie Edwards.- powiedział mulat, a na widowni rozniosły sie entuzjastyczne okrzyki.
Ls: Ja również chcę wam kogoś przedstawić. Oto Eleanor Calder moja narzeczona.- powiedział i pocałował mnie w policzek, efektem czego było westchnienie publiczności.
H: Na koniec ja chcę coś powiedzieć.- publiczność zebrana na rynku ucichła, a (T.I) wyglądała na nieco przerażoną. W końcu Harry zaczął.- Słyszałem wiele plotek mówiących, że spotkam sie z wieloma kobietami. Jest to jednak dalekie od prawdy, gdyż jedyną kobietą w moim życiu jest..- spojrzał w oczy brunetki, przyciągnął ją bliżej siebie i kontynuował.- (T.I) (T.N), która nosi pod sercem moje dziecko. Kocham ją nad życie i zrobię dla niej wszystko.- dokończył, a wśród publiczności zapanowało gwałtowne poruszenie.
Ls: Naszą ostatnią piosenkę dedykujemy naszym cudownym dziewczynom.- skwitował Louis, a sekundę później usłyszałyśmy melodię You&I. Chłopcy śpiewając tę piosenkę wpatrywali sie w nasze oczy. Jakby każde słowo było napisane dla nas. Widownia zaś rozbłysła setką różnokolorowych światełek. Wszyscy kołysali sie w rytm nastrojowej ballady, a gdy piosenka dobiegła końca zaczęło sie odliczanie do północy.


Z wybiciem dwunastej nocne niebo rozświetliły miliony sztucznych ogni. Nagle Louis złączył nasz usta. Bez reszty zatraciłam sie w jego dotyku. W tym momencie byłam po prostu szczęśliwa. Kilka minut później zeszliśmy ze sceny, mijając Simona, który powiedział wściekły.
S: One Direction za pięć minut w mojej garderobie.- nie wiedziałam jeszcze o co chodzi, ale chciałam sie dowiedzieć. Dotarłszy do garderoby chłopców wszyscy usiedliśmy na wygodnej kanapie.
N: To co zrobiliśmy było bombowe! Ale Simon sie zdziwił!
E: Skoro już o nim mowa.. Czy mi sie wydawało czy on jest zły?
P: Nawet bardzo.- zaśmiała sie Pezz.
E: Dlaczego?
Ls: Długo by opowiadać Skarbie. No wybaczcie dziewczyny, ale musimy iść do wujaszka.- powiedział, a sekundę później całe 1D zniknęło.
E: To może wy mi to wyjaśnicie?
P: Tu nie ma co wyjaśniać. Po prostu mamy przerąbane..
E: Może jaśniej? Czemu Simon i (T.I) sie nie lubię? Czemu on był zły, że chłopcy powiedzieli publicznie o nas?
(T.I): Ja i Cowell mamy na pieńku, bo "jestem kulą u nogi 1D". Odkąd zaczęłam spotykać sie z Harrym byłam na celowniki Modest'u. Teraz zaś wujaszek wkurzył sie bardziej, bo właśnie złamaliśmy umowę. Nikt miał nie wiedzieć o dziecku, o zaręczynach twoich i o moich zaręczynach. Jedynie Pezz jest bezpieczna, bo związek z Zaynem wypromuje 1D i Little Mix, więc Simon godzi sie na jego publiczny rozgłos. A ty i ja.. No cóż.. Jesteśmy jak wrzód na tyłku, tyle że ty mniejszy.- odparła dziewczyna ze sztucznym uśmiechem.
E: Jaja sobie robisz?
(T.I): Nie. Mówię poważnie. Z resztą jeśli chodzi o mnie to nie pierwszy raz Simon komplikuje mi życie. A chłopcy po prostu dostaną opieprz za taki numer.
P: A jak duże konsekwencje ma ogłoszenie tego wszystkiego światu okaże sie jutro. Wszystko zależy od tego za jakie posunięcie uznają to media.
(T.I): Teraz wiesz czemu nie lubię show biznesu?- zapytała, a ja dopiero teraz zrozumiałam w jaki chory świat wkroczyłam. Życie w nim zależało od jednego dupka. To chore. Niby wiedziałam, że Simon jest szefem i ma władzę, ale nigdy nie przypuszczałabym, że aż taką. Teraz rozumiem czemu Louis nigdy nie mówił mi o ich kontrakcie. On po prostu nie chciał żeby nasz związek był narażony na takie nie przyjemności jak związek (T.I) i Harrego. On nie chciał żebym wkroczyła w ten zawiły, pełen intryg i porachunków świat. Ja pierdolę.. To wszystko zaczyna przypominać jakąś tanią hiszpańską telenowelę...



Nowy rozdział ;)
No cóż.. Jak dla mnie jest słaby..
Przepraszam też, że tak rzadko dodaje, ale mam chwilowe kłopoty..
Czekam na wasze opinie i mam jedynie nadzieję, że to skomentujecie ;D
Dziękuję również za komentarze pod poprzednim postem <333
Na koniec chcę powiedzieć, że jesteśmy już u schyłku mojego opowiadania.
Do końca zostało jakieś 10-12 rozdziałów ;)
Pozdrawiam Mell ;*